Kuffel: Prezydentem Francji zostanie amator OZE i polityki klimatycznej

8 maja 2017, 07:31 Atom

– Wczorajszego wieczoru odbyła się druga tura francuskich wyborów prezydenckich, które najprawdopodobniej zostały wygrane przez Emmanuela Macron. Około północy, spekulacyjny wynik sugerował, iż Macron zdobył ponał 65 procent wszystkich głosów i tym samym wygrał pojedynej z Marie Le Pen, przedstawicielką nacjonalistycznego Frontu Narodowego (FN) – pisze Magdalena Kuffel, współpracowniczka BiznesAlert.pl.

Emmanuel Macron. Fot. Flickr

Kandydaci różnili się podejściem do prawie każdego tematu, o którym mieli szansę dyskutować. Macron przedstawiał bardziej liberalne i bardziej „ekonomiczne” podejście do rozwiązywania wielu problemów społecznych, zapewne ze względu na swoje dotychczasowe doświadczenie – Macron był bankierem inwestycyjnym a w 2014 roku objął stanowisko Ministra Finansów w rządzie Francois’a Hollande. Prezentował zatem inne poglądy niż konserwatywna Le Pen. Nie powinien dziwić zatem fakt, iż również ich podejście do sektora energetycznego, który w ostatnim czasie miał bardzo duże problemy, było kompletnie inne. Podczas gdy Le Pen chciała wzmocnić sektor jądrowy, jej przeciwnik poszedł inną drogą. Jaką dokładnie?

Przede wszystkim, Emmanuel Macron jest zwolennikiem „zielenienia się ekonomii” i Francji, która produkuje coraz więcej energetyki odnawialnej. Podczas swojej kampanii, wielokrotnie podkreślał,że jedyną drogą, którą uważa za słuszną dla swojego kraju jest droga zrównoważonego rozwoju, która w jego rozumieniu oznacza stopniowe wycofywanie źródeł kopalnych (oraz nuklearnych) z miksu energetycznego. Do 2022 roku, Macron chciałby zamknąć wszystkie elektrownie węglowe (1 procent francuskiego zapotrzebowania) oraz zakazaćwydobywania ropy i gazu na francuskich terenach morskich. Ponadto, do 2025 roku, połowa elektrowni jądrowych powinna zostać zamknięta (co może wcale nie być takie trudne, biorąc pod uwagę ubiegłoroczny kryzys oraz wiele elektrowni, które do tej pory nie wróciły do pracy).

Macron planuje podwojenie dotychczasowej produkcji energii z OZE, przede wszystkim energii wiatrowej i słonecznej (fotowoltaiki), do 2022. Aby umożliwić taki rozwój, nowy francuski prezydent zapowiedział, podczas agencji prasowej w rozmowie z organizacą pozarządową w lutym b.r., przetarg na 5-cio letni okres dostawy energii ze źródeł odnawialnych, które mogą stymulować większe inwestycje. Ponadto, Macron planuje kompletną rezygnację z „tradycyjnych samochodów” napędzanych paliwem do 2040. Aby stymulować tą przemianę, podatek na paliwo typu diesel będzie stopniowo wzrastać, aby byćna tym samym poziomie z olejem napędowym. Ma to dodatkowo zachęcić Francuzów do korzystania z samochodów elektrycznych.

Ostatnim ruchem, jeśli chodzi o „czyszczenie gospodarki” miało być  podwyższenie cen na emisję dwutlenku węgla, jednak byłoby to niezgodne z prawem EU. Ale na tym sprawy się nie kończą – Macron chciałby zaintestować cztery miliardy publicznych pieniędzy w  unowocześnienie domów i mieszkań najbiedniejszych Francuzów, sprawiając, że budynki staną się bardziej efektywne, a tym samym oszczędne. To nie tylko przyniesie oszczędności właścicielom posesji, ale również zapewni szereg korzyści dla całego systemu, takich jak ograniczone zuużycie energii, ciepła czy emisja dwutlenu węgla.

Największą nadzieją w związku ze zwycięstwem Macron’a jest fakt, iż jest on ekonomistą, osobą, która zna się na pieniądzach – można więc spekulować, iż będzie on w stanie podjąć mądre, odpowiedzialne decyzje, które przysporzą Francji długoterminowe korzyści, również w sektorze energetycznym. A ma on przed sobą niebywałe zadanie.

Ostatnie dwa lata były dość nerowowe dla sektora energetycznego, do tego stopnia, iż były dyrektor EDF, Gerard Magnin, określił sytuację jako „najtrudniejszy moment w historii sektora” w styczniu tego roku.  Przed Macronem stoi wielkie wyzwanie, które oznacza dostarczenie prądu dla 65-millionowego społeczeństwa, który jest nie tylko „czysty”, ale przede wszytkim tani oraz niezawodny w dostawie. Konkurencja z energią jądrową, przy obu kryteriach, może okazać się dużo bardziej skomplikowana niż podczas kampanii prezydenckiej.