Makuch: Ukraińskie uzależnienie – nie tylko gazowe

5 września 2014, 11:00 Atom

KOMENTARZ

Grzegorz Makuch

Klub Jagielloński

W zeszłym miesiącu Kijów przyjął ustawę umożliwiającą wprowadzenie sankcji wobec Rosji dotyczących m. in. przesyłu węglowodorów, ale premier Arsenij Jaceniuk od razu podkreślił, że przyjęta ustawa jest tylko pewną ewentualnością. Mimo to Kijów szybko zrozumiał, że próba szantażu Europy ewentualnym przerwaniem tranzytu rosyjskich surowców była błędem. Zwłaszcza, że Ukraina wykazuje ogromne uzależnienie nie tylko od Rosji (gaz, węgiel, paliwo jądrowe), ale również Zachodu (pożyczki z MFW i EBC).

Ukraina w ten sposób próbowała przymusić europejskie firmy energetyczne do stworzenia konsorcjum, które zarządzałoby ukraińskim GTS. Wcześniej, dla osiągnięcia tego samego celu, próbowała przesunąć punkt odbioru rosyjskiego gazu na granicę ukraińsko-rosyjską, ale okazało się to niemożliwe ze względu na umowy Gazpromu z europejskimi odbiorcami gazu. Premier i szef Naftogazu oferowali również europejskim firmom energetycznym udziały w ukraińskich ogromnych (31 mld) magazynach gazu – również bezskutecznie. W opinii Kijowa ewentualność przerwania dostaw miała być ostatecznością, lecz samo podniesienie tej kwestii miało już przymusić Europę do większej aktywności w ramach ukraińskiej infrastruktury. Okazało się to jednak ogromnym błędem, który od razu wykorzystała Rosja i zapewniła o pełnej gwarancji ze swojej strony przesyłu gazu jak i ropy. Moskwa przedstawiła również ukraińską próbę szantażu jako argument na rzecz powstania Gazociągu Południowego i wyłączenia OPAL-u spod zasady dostępu trzeciej strony – TPA. Następnie obie strony, rosyjska i ukraińska, zaczęły się wzajemnie oskarżać o użycie groźby wstrzymania/przerwania dostaw.

Zarazem w tle ciągle toczy się spór o cenę gazu. Rosja proponuję zachowanie dotychczasowej ceny w wysokości 485 USD/tys. m3 plus rabat w wysokości 100 USD, czyli ostatecznie cenę na poziomie 385 USD (w grudniu 2013 r. Ukraina płaciła 285 USD, bowiem od ceny wyjściowej tj. 485 USD Moskwa w zamian za niepodpisanie umowy stowarzyszeniowej z UE zaoferowała rabat w wysokości 100 USD i wciąż obowiązywała opłata za stacjonowanie Floty Czarnomorskiej na Krymie w wysokości również 100 USD/tys. m3). Ukraina uważa, że cena 485 USD jest „dyskryminująca” a rabat w wysokości 100 USD (czasowe zniesienia cła) uważa za pułapkę i proponuje cenę 326 USD. Spór próbował rozwiązać komisarz ds. energii Günther Oettinger proponując by w okresie letnim cena wynosiła 325, a w zimowym 385 USD – jednak propozycję tę odrzuciły obie strony. W jej miejsce Kijów zaproponował ustalenie przejściowej ceny (do czasu rozstrzygnięcia sporu przed trybunałem arbitrażowym w Sztokholmie) na podstawie średniej europejskiej, pomniejszonej o koszty tranzytu – czyli około 326 USD. Na co oczywiście nie godzi się Moskwa i proponuje cenę 485 USD minus 100 USD. Z kolei premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk złożył nową propozycję ceny gazu: w okresie letnim po 300 USD, a zimowym po 380 USD/tys. m3. Są to jednak stawki niższe niż te, które zaproponował komisarz ds. energii (385 USD w zimie i 325 USD w lecie), a które wówczas obie strony odrzuciły, dlatego trudno oczekiwać, że Rosja tę propozycję przyjmie.

Rosyjsko-ukraiński spór gazowy zapewne byłby niekończącą się przygodą, gdyby nie fakt, że już za kilka miesięcy nastąpi zima, a Ukrainie będzie brakować przynajmniej 5 mld m3 gazu, bowiem jej połączenia z Europą nie zapewnią przesyłu potrzebnego wolumenu. Oczywiście, mogłaby pozyskać nawet do 30 mld m3 ze Słowacji, przez tzw. duży rewers, ale na to nie godzi się Rosja i powołując się na umowy gazowe dowodzi, że taka operacja byłaby nielegalna. Zarazem dopowiada, że gdyby jednak do niej doszło, to nie można wykluczyć, że Moskwa wstrzyma dostawy gazu do Europy, skoro ta „ma za dużo surowca”.

Sytuację Ukrainy komplikuje dodatkowo fakt, że na wschodzie kraju, gdzie toczy się wojna, znajduje się serce ukraińskiego przemysłu węglowego, który teraz pracuje w około 50% potencjału. Oznacza to, że niebawem Kijów będzie zmagał się z niedoborami węgla, co negatywnie odbije się na ukraińskiej gospodarce. By temu zapobiec Kijów już prowadzi rozmowy z przedstawicielami USA nt. importu węgla, ale ten byłby drogi przez wzgląd na koszty transportu, a ponadto Ukraina będąc dotychczas producentem tego surowca nie ma odpowiednio rozwiniętej infrastruktury importowej (drogą morską). Dlatego też może się to okazać świetną okazją dla polskich spółek węglowych, by spieniężyć zalegające hałdy węgla. Przy założeniu, że Kijów nie kupi węgla kamiennego od Rosji – bo mimo toczącej się wojny Kijów wcale nie zaprzestał handlu z Moskwą. Taki ruch niósłby dla ukraińskiej gospodarki ogromne koszty, dosyć powiedzieć, że Ukraina posiada 15 reaktorów typy WWER, które generują 50% energii elektrycznej – paliwo do nich kupuje w Rosji i tam też utylizuje odpady.

W tym kontekście warto przypomnieć, że w grudniu 2013 r. ówczesny prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz podpisał umowy, które ówczesna opozycja na Majdanie okrzyknęła zdradą stanu. De facto nie wiemy, co znajduje się w owych umowach, Janukowycz zapewniał, że nie jest to akces do Unii Celnej i podpisane dokumenty nie wykluczają podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE. Jednak po spotkaniu prezydentów Władimira Putina i Petra Poroszenki w Mińsku ten pierwszy oświadczył, że podpisana w czerwcu umowa stowarzyszeniowa Ukrainy i UE wymaga korekty, nad którą pracują już eksperci w Rosji. Oczywiście, strona ukraińska odmówiła prawa jakiejkolwiek ingerencji ze strony Rosji w umowę stowarzyszeniową. W odpowiedzi pojawiła się zwiększona ingerencja, ale zbrojna, czyli otwarta inwazja Rosji.

Versus rosyjska ekspansja

Tymczasem strona rosyjska bada możliwości przejścia w rozliczeniach z firmami zagranicznymi z dolarów na ruble. Oczywiście, szybkie przejście na rozliczenia w rublach nie jest możliwe, bo kontrahenci prawdopodobnie nie wyrażą na to zgody o czym informował w liście do Putina prezes Rosnieftu Igor Sieczyn. Napisał również, że sankcje ograniczają możliwości Rosnieftu regulowania płatności w dolarach w relacjach z kontrahentami. I w tym kontekście nie bez znaczenia pozostaje fakt, że Rosja wyzbywa się dolarów i skupuje złoto. Oczywiście, największe rezerwy złota posiadają USA (286.9 mln uncji/8,133.5 t; 72% rezerw), po nich Niemcy (119.3 mln/3,384.2 t; 68% rezerw), Włochy (86.4 mln/2,451.8 t; 67% rezerw), Francja (85.9 mln/2,435.4 t; 65% rezerw) i dopiero na piątym miejscu Rosja (38.56 mln/1,094.7 t; 10% rezerw!). Jednak Moskwa intensywnie pracuje nad zmianą tych proporcji.

Moskwa nie odpuszcza również kwestii gazociągów. 15 września ma zapaść decyzja odnośnie wyłączenia OPAL-u spod TPA i pojawiła się informacja, że ministerstwo gospodarki Niemiec naciska, by przyznać Gazpromowi 100% przepustowości na OPAL-u. Ma to nastąpić w sytuacji przerwania tranzytu gazu przez terytorium Ukrainy – a do tego zawsze może dojść poprzez awarię ukraińskiego gazociągu, wybuch, a w ostateczności wstrzymanie przesyłu przez Moskwę w wyniku rzeczywistej lub fikcyjnej kradzieży gazu przez Ukrainę. Również w kwestii Gazociągu Południowego Moskwa kontynuuje swoje prace dyplomatyczne i właśnie powstała kolejna koncepcja ominięcia przepisów UE. Bułgarski odcinek gazociągu miałby być elementem infrastruktury przemysłowej (na szelfie pracuje austriacki OMV, członek konsorcjum South Stream) i jako taki nie podlegałby on pod TPA. Warto przypomnieć, że nie tak dawno Sofia przyjęła ustawę na mocy której powstała koncepcja „tranzytowa” wyłączająca bułgarski odcinek podmorskiej rury spod jurysdykcji Bułgarii, a tym samym i prawa UE, natomiast odcinek lądowy – wg. tej ustawy – traktowany był jako interkonektor. Koncepcja ta jednak poległa wraz z zamrożeniem uczestnictwa Bułgarii w projekcie budowy Gazociągu Południowego. Teraz może się okazać, że Sofia schowa się za plecami Wiednia i KE będzie musiała się zmierzyć z nowym przeciwnikiem.