Mielczarski: Elektromobilność – a może rowery elektryczne?

7 listopada 2016, 07:30 Energia elektryczna

KOMENTARZ

fot. Bartłomiej Sawicki

Prof. dr. hab. inż Władysław Mielczarski

Politechnika Łódzka

Rowery elektryczne. To jest to, na co nas stać. I trzymajmy się tego kierunku. Jest realny i może przynieść wymierne korzyści gospodarce, o ile będzie umiejętnie realizowany.

Każdy ambitny projekt, jak na przykład pojazdów elektrycznych, które mają być kołem zamachowym polskiej gospodarki, wywołuje też pewien sceptycyzm. Przedstawiciel firmy Solaris, na ostatniej konferencji dotyczącej właśnie tego koła zamachowego twierdził, że może zamiar nabywania 1000 elektrycznych autobusów rocznie jest zbyt ambitny, bo dotychczas wszystkich autobusów w Polsce nie kupuje się więcej niż 800 sztuk w ciągu roku. Prezes Związku Pracowników Motoryzacji i Artykułów Przemysłowych mówił, że w Polsce sprzedaje się 400 000 nowych samochodów rocznie, gdyby 100 000 z nich miałoby być elektryczne, to „penetracja” wynosiłaby 25 proc., a tak [jak uważa prezes] nie ma nigdzie na świecie.

Niepewność, choć również sporo realizmu pojawiła się w wypowiedzi wiceminister Jadwigi Emilewicz, która powiedziała telewizji (TVN – Ranking Mazura) na wystawie pojazdów elektrycznych, jaka odbyła się przed Ministerstwem Rozwoju, „… mamy nadzieję, że to jest ten kierunek, który sami staramy się dziś wyznaczyć …[ale] nie wiemy do czego nas to doprowadzi”. Po chwili dodając „…kilku ministrów będzie jeździło rowerami elektrycznym produkowanymi w Polsce”.

No i nareszcie mamy coś pewnego i konkretnego – Rowery elektryczne. To jest to, na co nas stać. I trzymajmy się tego kierunku. Jest on realny i może przynieść wymierne korzyści gospodarce, o ile będzie umiejętnie realizowany.

Rowery i poruszanie się na rowerze stało się w Polsce bardzo modne. Rower odniósł olbrzymi sukces. Setki tysięcy ludzi korzysta z rowerów. Dziś przy stolikach w kawiarniach nie tylko mówi się o nowych aplikacjach na smart phone, ale również, kto jaki ma rower, czy dojeżdża nim do pracy i jaki jest najmodniejszy ubiór na takie okazje. Rower i jazda na rowerze stały się wręcz kultowe w wielu kręgach w Polsce. Nie tylko powstają ścieżki rowerowe we wszystkich możliwych miejscach. Działają również w wielu miastach wypożyczalnie, gdzie w łatwy sposób można wypożyczyć rower w jednej z wielu stacji dokujących. Największy sukces odniosły wypożyczalnie rowerów w Łodzi, gdzie średnio każdy z rowerów wypożycza się 15 razy dziennie, a czasem liczba ta dochodzi do 30 dziennie. Spróbujmy wykorzystać ten trend i uczynić z rowerów elektrycznych, ich produkcji, a przede wszystkim zarządzania i współdziałania z systemem elektroenergetycznym istotny element gospodarki narodowej z możliwością rozwinięcia eksportu.

Nie należy widzieć elektrycznego roweru głównie jako baterii, która czasem pomaga pokonywać wzniesienia lub umożliwia jazdę co bardziej leniwym. Trzeba zdefiniować pierwsze grupy docelowe i przekazać hasła marketingowe, jak np. „Sam produkuję energię dla mojego tabletu”. Przecież to technicznie bardzo proste, wyposażyć rower elektryczny w gniazdko USB, z którego w czasie jazdy można doładować jakieś urządzenie elektryczne, np. telefon. Baterie rowerów elektrycznych byłyby ładowane w czasie jazdy lub w stacji dokującej (rower miejski) czy po prostu w domu – nawet w bloku w przedpokoju. Można także odłączyć baterie od roweru i podłączyć oddzielnie. Nie trzeba być koniecznie zamożnym właścicielem domku, jak w przypadku samochodu elektrycznego i również pozostali odbiorcy energii elektrycznej nie muszą dopłacać do rowerów elektrycznych, jak czynią to w przypadku samochodów.

Rower elektryczny miałyby dwie główne funkcje: korzystania z baterii (rozładowanie) i ładowanie baterii w czasie jazdy. Każdy z rowerów pokazywałby stan naładowanie baterii, a więc w przypadku rowerów miejskich, osoba chcąca skorzystać z energii w akumulatorze wybierze rower z bardziej naładowaną baterią. Aby zachęcić osoby jeżdżące na rowerach do korzystania z możliwości ładowania baterii w czasie jazdy stacje dokujące sprawdzałyby różnice w poziomie naładowania i naliczały odpowiednie opłaty lub udzielały opustów.

Stacje dokujące, ale także pojedyncze rowery elektryczne mogłyby komunikować się z operatorem sieci, który wykorzystywałby baterie tych rowerów jako magazyny mocy. W nocy w czasie niskiego zapotrzebowania na energię elektryczną i jej nadprodukcji, na przykład na skutek działania wiatraków, baterie rowerów byłyby ładowane, a w czasie zwiększonego zapotrzebowania na energię w systemie rozładowywane. Oczywiście właściciel mógłby taką funkcję dezaktywować lub aktywować, nawet zdalnie. Komunikacja operatora sieci z rowerami elektrycznymi za pomocą kodów lokalizacyjnych znacznie poprawiłaby warunki pracy sieci, ponieważ energia byłaby dostarczana w miejscach i o czasie kiedy jest jej brak, a zużywana na ładowanie baterii, kiedy jest jej nadmiar w systemie.

Nie sam rower byłby wartością dodaną, ale jego informatyzacja, jak również informatyzacja i telekomunikacja przy współdziałaniu z operatorami sieci. Nie trzeba budować specjalnych stacji ładowania, jak w przypadku samochodów elektrycznych, gdzie jedna stacja kosztuje z budową ponad 200 000zł. Każde gniazdko w domu, w pracy czy w kawiarni i restauracji mogłoby być stacją ładującą baterie. Oczywiście stacje dokujące rowerów miejskich również pełniłyby taką funkcję. Można wprowadzić nowy przepis nakazujący nowe słupy latarni wyposażać w gniazdka pozwalające ładować rowery elektryczne, ale byłoby to gniazdko za kilkanaście złotych, a nie setki tysięcy złotych, jak w przypadku samochodów elektrycznych. Miliony rowerów elektrycznych, a pierwszy milion można osiągnąć już do 2020 roku, spełnią lepiej zadanie magazynów mocy niż setki samochodów elektrycznych, nie mówiąc o znacznie niższym koszcie. Każdy rower nawet stojący w garażu, przedpokoju czy na balkonie podłączony do gniazdka byłby magazynem mocy poprawiającym stabilność pracy systemu.

Powstają nowe możliwości rozwoju gospodarki. I nawet, jeżeli sam rower i jego baterię trzeba by było na początek importować, to efekty synergii wynikające z informatyzacji rowerów i ich współpracy z systemem elektroenergetycznym byłby olbrzymie. Trzeba zacząć od czegoś realnego, czegoś na miarę naszych możliwości.