Mielczarski: Jak PGE sparaliżowała Łódź

19 stycznia 2016, 07:30 Energetyka

KOMENTARZ

Łódź nocą. Fot. Wikimedia Commons
Łódź nocą. Fot. Wikimedia Commons

Prof. dr. inż. Władysław Mielczarski

Politechnika Łódzka

W piątek 15 stycznia 2016 centrum miasta Łodzi i niektóre dzielnice zostały pozbawione zasilania. Stanęła komunikacja miejska. Nie działały światła na skrzyżowaniach, a na ulicach zaczęły tworzyć się gigantyczne korki. Ludzie brnęli do domów w padającym śniegu. Jeden ze szpitali miał problemy z awaryjnym zasilaniem. Centrum ponad półmilionowego miasta zostało sparaliżowane. A wszystko to spowodowała banalna awaria wyłącznika w jednej ze stacji PGE Dystrybucja, która jest właścicielem sieci dystrybucyjnej na terenie miasta.

Do wyjaśnienia przyczyn awarii powołano komisję, która będzie działać do 29 stycznia, jednak już obecnie widać dosyć jasno przyczynę całego zdarzenia z wypowiedzi przedstawiciela PGE w telewizji regionalnej. Ze względu na prowadzone przebudowy i remonty nie zapewniono miastu awaryjnego zasilania, dlatego awaria jednego elementu, jakich są tysiące, sparaliżowała miasto.

Widać że w PGE zapomniano o elementarnej zasadzie niezawodności N+1 i o tym,  że strategiczne obiekty, a takimi są również centra dużych miast, powinny być zasilane przy rezerwie co najmniej N+2. Czy tak można działać? Widać można. I chociaż bezpośrednim sprawcą awarii jest PGE Dystrybucja, to udział w tym mają (jak wynika z wypowiedzi przedstawiciela PGE) również PSE SA, które podobno zgodziły się na pracę sieci bez niezbędnych rezerw. Nie bez winy jest też urząd miasta, gdzie nikt nie sprawdził, że centrum miasta jest zasilane bez niezbędnych rezerw.

Postępowanie PGE SA może wynikać z dwóch powodów. Pierwsza to jest pogoń za zyskiem, bo przecież zapewnienie rezerwowego zasilania na pewno kosztowałoby. Drugi to prawo, które powoduje, że operatorzy sieci są praktycznie bezkarni. Zgodnie z tym prawem, przerwa w zasilaniu może trwać 24 godziny. Czy ktoś się zastanowił, co to może oznaczać w naszym klimacie? O bonifikatę za niedostarczoną energię można starać się dopiero po 24 godzinach braku prądu. Można wystąpić oczywiście o zwrot poniesionych strat, ale muszą one być realne, nie wystarczy sama strata możliwych przychodów. Zresztą i tak odszkodowanie dla indywidualnego odbiorcy jest ograniczone do 5 tys. zł, a straty do 100 zł nie są pokrywane.

Setki milionów złotych jakie przeznacza się corocznie na inwestycje sieciowe nie zastąpią dobrej organizacji pracy i odpowiedzialności za skutki decyzji.

Są też optymistyczne informacje, co prawda nie dla wszystkich. Pracownicy urzędu miasta w piątek wyszli wcześniej z pracy. Właścicielom podmiejskich willi i domów, nie tylko dopłacą do własnych instalacji prosumeckich, ale mogą nie przejmować się awariami instalując w garażu niewielki generator zapasowy. Ale co mają zrobić mieszkańcy blokowisk i kamienic? Jest rada. Wybudować dom pod miastem i wtedy nawet dopłacą, a prąd z subsydiowanych instalacji kupią po cenie trzykrotnie większej od rynkowej. Tyle, że trzeba wziąć kredyt. We frankach?