Mielczarski: Nie ma czegoś takiego jak bezemisyjna energetyka. Greenpeace łamie prawo

25 lipca 2013, 08:42 Energetyka

ROZMOWA

Prof. Władysław Mielczarski

Instytut  Elektroenergetyki Politechniki Łódzkiej

Jak ocenia Pan działania prowadzone przez Greenpeace?

Działanie Greenpeace oceniam zdecydowanie negatywnie. Żadne postulaty czy poglądy nie usprawiedliwiają łamania prawa. Dodatkowo, wejście na obiekty elektrowni może grozić wypadkiem nie tylko dotyczącym samych działaczy, ale również pracowników tej elektrowni oraz spowodować uszkodzenie urządzeń. Trzeba żałować, że w tych akcjach łamiących prawo bierze udział dyrektor Muskat dając przykład innym młodszym działaczom.

Sposób, w jaki protestuje Greenpeace jest bardzo kontrowersyjny. Czy organizacja ekologiczna powinna stawiać w ramach protestu setki drewnianych krzyży na wykonanie których trzeba wycinać lasy? Czy takie działanie ma coś wspólnego z ekologią? Jest to wypaczenie, na które powinny zwracać uwagę inne organizacje ekologiczne, których celem jest ochrona środowiska.

Jak ocenia Pan zasadność produkcji energii  wyłącznie z OZE – czy te źródła są  w stanie zagwarantować bezpieczeństwo energetyczne kraju?

Jestem zwolennikiem ochrony środowiska i wykorzystania odnawialnych źródeł energii, ale również jestem inżynierem, który od lat zajmuje się działaniem systemu elektroenergetycznego. OZE nie obecnie mają i mieć nie będą w przyszłości praktycznego znaczenie w poprawie bezpieczeństwa energetycznego. Takie bezpieczeństwo to niezawodne dostawy energii dla społeczeństwa i gospodarki, kiedy ta energia potrzeba jest najbardziej.

Maksymalne zużycie energii elektrycznej w Polsce przypada na miesiące zimowe – styczeń  i luty – w godzinach wieczornych i w okresach dużych mrozów. Aby zagwarantować bezpieczeństwo trzeba nie tylko posiadać odpowiednie moce wytwórcze, ale również nimi dysponować w każdej chwili. Inaczej nastąpi awaria systemowa, której skutki w okresie zimowym i przy temperaturach poniżej 20C, co w Polsce nie jest nadzwyczajne, będą nieobliczalne. Awaria systemu byłyby usuwana przez kilkadziesiąt godzin w czasie których cały kraj mógłby być pozbawiony energii elektrycznej.

Można zadać sobie pytanie: jakie technologie mogą być dyspozycyjne w styczniu czy lutym o godzinie 20.? Ogniwa słoneczne wieczorem są bezużyteczne. Wiatr może wiać lub nie. Magazynów energii nie ma i jeszcze raczej długo nie będzie. Z OZE zostają tylko elektrownie na biomasę pod warunkiem że wcześniej mają odpowiednie zapasy paliwa. Dyspozycyjne mogą być tylko elektrownie jądrowe, gazowe czy węglowe. Elektrownie jądrowe są zbyt kosztowne i negatywnie oddziaływają na środowisko produkując setki ton silnie radioaktywnych odpadów. Gaz jest trudno dostępny, a więc zostaje węgiel, czy go lubimy czy nie, ale jeżeli nie chcemy doprowadzić do katastrofy, to nie możemy od niego odejść, co najmniej w horyzoncie czasowym 50-100 lat.

Odnawialne źródła energii są i będą uzupełnieniem bilansu energii, ale bilans mocy, zapewniający bezpieczeństwo energetyczne musi być zagwarantowany przez dyspozycyjne elektrownie węglowe czy gazowe, o ile gaz będzie dostępny na cele energetyczne.

Jakie koszty wiążą się z przejściem na energetykę „bezemisyjną” – czy uderzą one w konsumentów energii?

Nie ma czegoś takiego jak bezemisyjna energetyka. Nawet w przypadku OZE ich produkcja i utylizacja powoduje emisje. Najlepszym sposobem ograniczenia emisji są nowoczesne elektrownie o dużej sprawności i ograniczenie tzw. niskich emisji z indywidualnych pieców, w których używa się węgla, ale coraz częściej spala śmieci.

Działania w kierunku gospodarki bezemisyjnej podnoszą koszty paliw, a społeczeństwo, niestety biedne, zaczyna spalać śmieci, co bardzo szkodzi środowisku. Miliardy wydawane na ograniczenie emisji CO2 mogłyby być lepiej użyte do rozwoju kogeneracji i budowy infrastruktury do przesyłu gazu, który powinien stać się głównym paliwem w instalacjach indywidualnych.

Jak ocenia Pan wpływ obecnie pracujących elektrowni węglowych na środowisko? Czy faktycznie zabijają one tak wiele osób? dr Michał Krzyżanowski, epidemiolog współpracujący ze Światową Organizacja Zdrowia, zaznaczył ostatnio iż na Śląsku za zanieczyszczenia odpowiadają oczywiście elektrownie, ale również i huty oraz inne zakłady przemysłowe. W innych regionach, gdzie są elektrownie węglowe – okolice Bełchatowa, Konina, Połańca i Kozienic nie widać ani zwiększonej w porównaniu ze średnią ogólnopolską śmiertelności, ani zachorowalności na choroby układu oddechowego. Trudno więc o korelację śmiertelności z obecnością elektrowni, bo przecież substancje z kominów mogą być rozpraszane w promieniu nawet 1000 km.

Wbrew niektórym przekonaniom duże elektrownie są czystymi instalacjami. Pyły są wychwytywane prawie w 100%, pracują instalacje odsiarczania, a wysokie kominy rozpraszają dym w promieniu kilkuset kilometrów. Największe zagrożenie dla środowiska i dla ludzi pochodzi z niskich emisji: z gospodarstw domowych, gdzie nie ma żadnych instalacji redukujących zanieczyszczenia, a powszechne spalanie śmieci jeszcze te zanieczyszczenia zwiększa,. Dziś w Polsce największe zanieczyszczenia są w centrum miast w zimę, np. w Krakowie. Dlatego redukcji zanieczyszczenia środowiska z małych instalacji powinien być poświęcony większy wysiłek.