Mielczarski: Wykorzystać politykę klimatyczną UE do rozwoju narodowej gospodarki

18 kwietnia 2016, 09:00 Energetyka

KOMENTARZ

Elektrownia Kozienice. Fot. Enea.
Elektrownia Kozienice. Fot. Enea.

Prof. Władysław Mielczarski

Politechnika Łódzka

Powszechnie panuje opinia, że polityka klimatyczna Unii Europejskiej szkodzi polskiej gospodarce. Niekoniecznie. Bardziej szkodzą nieporadne próby walki z tą polityką, zamiast wykorzystania jej narzędzi i środków, jakie przynosi ta polityka, do modernizacji energetyki i rozwoju narodowej gospodarki.

Polska próbuje nieporadnie od wielu lat zablokować niektóre mechanizmy polityki klimatycznej. Z reguły robi to zbyt późno, ponieważ jeżeli jakieś reguły powstają, to stoją za nimi interesy polityczne i gospodarcze największych członków Unii i trudno z nimi walczyć. Na przykład: głośne skarżenie się, że ingerencja w ETS (Emission Trade System) poprzez wprowadzenie MSR (Market Stability Reserve) podniesie ceny pozwoleń na emisje CO2 i to będzie negatywne dla polskiej gospodarki. Po pierwsze protesty takie są mało skuteczne, co jest najgorsze w prowadzeniu skutecznej dyplomacji, a po drugie wzrost cen pozwoleń nie musi być negatywny dla naszej gospodarki, a może być nawet pozytywny. Zależy to tylko od nas samych. Trzeba trochę wyobraźni i kompleksowej strategii.

Obserwuje się już pewne pozytywne działania. Przed wszystkim udało się polskiej delegacji na konferencji klimatycznej w grudniu 2015r. w Paryżu wprowadzić do polityki klimatycznej gospodarkę leśną i zwrócić uwagę na pozytywne znaczenie geotermii. Kraje Grupy Wyszehradzkiej próbują wspólnie wykorzystać Fundusz Modernizacyjny, jaki powstanie z 2 proc. wpływów ze sprzedaży pozwoleń na emisje CO2. Powołano Polski Fundusz Rozwojowy, który miejmy nadzieję tym razem zrobi coś pozytywnego dla gospodarki, a powinien również współdziałać przy modernizacji energetyki. Jednocześnie trudno zrozumieć to, co dzieje się od wielu miesięcy z ustawą o OZE.

Polska w dokumencie o statusie „non-paper”, do którego dotarł BiznesAlert.pl wyraża obawy związane z podwyższeniem cen pozwoleń na emisje CO2 i że system pozwoleń stanie się narzędziem para-podatkowym. Nie ma co ostrzegać. Jest to system podatkowy i taki był projektowany od samego początku. Jest to rodzaj podatku VAT nakładany na emitentów CO2, którego wysokość jest ustalana na poziomie unijnym poprzez system ETS, a podatek ten jest ściągany przez państwa członkowskie i trafia do ich budżetów. To jest największa zaleta tego systemu. To są nasze pieniądze, które możemy poprzez mądry i kompleksowy system skierować na modernizację energetyki oraz stowarzyszony z nią rozwój gospodarki. Trzeba przyjąć żelazną zasadę: rozwijamy te technologie w energetyce, które wpływają pozytywnie na rozwój narodowej gospodarki unikając transferów środków zagranicę.

Można w przybliżeniu policzyć jakimi środkami dysponujemy. W roku 2015 wyprodukowano w elektrowniach i elektrociepłowniach około 150TWh, co przy obecnej emisyjności (nie bierzemy pod uwagę darmowych przydziałów) odpowiada około 150 mln ton CO2 rocznie, z tego w elektrociepłowniach około 25 mln ton CO2. Obecne ceny pozwoleń na emisje CO wynoszą około 6 euro za 1 tonę, ale wiele prognoz wskazuje na poziom 10 euro/tona po roku 2020. Oznacza to, że z opłat za emisje CO2 budżet państwa będzie otrzymywać ponad 6 mld zł rocznie. Środki te można i trzeba wydać na obniżenie emisji CO2 modernizując energetykę i rozwijając gospodarkę.

Można założyć, że środki z elektrociepłowni powinny wrócić do produkcji energii w skojarzeniu z ciepłem, np. w postaci certyfikatów, ale tylko do instalacji podejmujących inwestycje modernizujące i odtworzeniowe. Dodatkowo trzeba wprowadzić obowiązek przyłączenia budynków do sieci ciepłowniczej, wszędzie tam, gdzie ona istnieje. Podobne regulacje dotyczą instalacji wodnych i kanalizacyjnych i dobrze sprawdzają się. Trzeba pamiętać, że elektrociepłownie to lokalne monopole, w dodatku w większości sprywatyzowane. Jeżeli nie pomożemy im teraz, to za kilka lat będziemy zmuszeni odkupić zdekapitalizowane instalacje od obecnych właścicieli i sami przeprowadzić modernizację, co będzie znacznie bardziej kosztowne. Wprowadzenie około 1 mld złotych rocznie do kogeneracji pomoże zmodernizować istniejące instalacje.

Z pozostałych środków około 50-60 proc., czyli 2,5-3 mld zł powinno być w drodze przetargów na obniżenie emisji CO2 skierowane do dużej energetyki systemowej. Dodatkowo powinna być brana pod uwagę elastyczność pracy bloków energetycznych i ich lokalizacja. Są to środki wystarczające, aby w okresie 15-20 lat zmodernizować systemową elektroenergetykę.

Pozostałe środki w wielkości około 2 mld zł rocznie powinny być skierowane w ramach programów wsparcia do małej elektroenergetyki, w szczególności do społecznych przedsięwzięć energetycznych tworzonych przez samorządy z udziałem dużej energetyki i przemysłu produkującego urządzenia dla energetyki rozproszonej. Należy preferować technologie które może dostarczyć krajowy przemysł, przy oczywiście pewnym wykorzystaniu zakupionego know how. W ramach tych programów należy wspierać lokalną małą i mikrokogenerację, wykorzystanie pomp ciepła i geotermii. Działania te powinien istotnie wspierać NFOŚiGW. Rozwój energetyki rozproszonej może pozwolić na rozwój krajowego przemysłu i powstanie w ramach polskiej gospodarki specjalizacji energetycznych. Dodatkowo tysiące osób znajdzie zatrudnienie w firmach instalacyjnych i konserwatorskich.

Należy unikać wspierania technologii energetycznych, których rozwój powoduje prosty transfer środków zagranicę bez (lub ze znikomym) wsparciem dla krajowego przemysłu. Dlatego należy ostrożnie podchodzić do rozwoju takich technologii, jak: energetyka jądrowa, wiatrowa czy panele PV, ponieważ oznacza to transfer praktycznie 90 proc. środków poza krajową gospodarkę.

Priorytetem powinien być rozwój gospodarki z modernizacją energetyki jako elementu tego rozwoju.