Milczanowski: Czy wojny o ropę są nieuniknione?

10 lutego 2016, 07:30 Bezpieczeństwo

KOMENTARZ

Bojownicy ISIS.

Maciej Milczanowski

Ekspert ds. bezpieczeństwa

To tylko sugestie. Nie umiem ich poprzeć faktami, danymi liczbowymi czy naukowymi podobnie jak nie potrafię udowodnić z całą pewnością udziału człowieka w ocieplaniu się klimatu. Niemniej jednak wieszczenie wybuchu III Wojny Światowej z powodu konfliktów o dostęp do obszarów roponośnych skłoniło mnie do refleksji na ten temat. Skoro więc nauka, a szczególnie technologia spowodowały, że mamy silniki elektryczne, pociągi poruszające się na poduszce magnetycznej, elektrownie wiatrowe i energię słoneczną, to dlaczego ropa jest wciąż tak ważna i co więcej tak konfliktogenna? Dlaczego cały świat ma się zabijać o coś co odchodzi powoli do lamusa historii? Czy to nie zakrawa na absurd? Gdy chodzi o absurd nasuwa mi się pojęcie – polityka, a za polityką – lobbing, korporacje, banki, hasła typu “1% vs 99%” itd.

Czy więc w rzekomym konflikcie globalnym o ropę nie chodzi o potężne korporacje, które nie chcą i nie potrafią pogodzić się ze zmianami? Czy fakt, że projekt DESERTEC został “zawieszony” z uwagi na nierentowność nie jest także symptomatyczny? Przecież ten projekt nie był obliczony na zysk finansowy, ale korzyści polityczne, stabilizację regionu tak bardzo dziś zapalnego oraz odejście od tradycyjnych źródeł energii i stopniowe przechodzenie na odnawialne. Jeśli policzymy zyski z wykorzystywania Ropy, ale wrzucimy do tego bilansu, wojny toczone na Bliskim Wschodzie i w Afryce, i straty liczone dziś m.in. jako zadłużenie państw, zagrożenia dla społeczeństw zachodnich wynikające z terroryzmu będącego skutkiem tych wojen oraz weźmiemy pod uwagę tą zdecydowanie przeważającą część społeczeństwa, która nie uczestniczy w bezpośrednich zyskach z obrotu ropą to okaże się, że jest to źródło bardzo deficytowe dla zdecydowanej większości społeczeństw. Nierentownych projektów, które są korzystne społecznie, jest wiele – niemal cała nauka taka właśnie jest. Ale tak nierentownych i tak drastycznie konfliktujących, a być może już zupełnie niepotrzebnych jak “Wojny o Ropę” trudno sobie w ogóle wyobrazić.

Jeśli spojrzymy na “Fomułę E” jaka rozgrywana jest równolegle z zawodami Formuły 1, ale ma zupełnie minimalną promocję (w porównaniu do F1), to widać wyraźnie jak rozkładają się akcenty jeśli chodzi o prawdziwy biznes i ten z przymrużeniem oka. Przecież technologia w F1 zmieniała się od lat. Silniki elektryczne mogą być kolejnym etapem. Nie postuluję wycofania silników spalinowych z F1 ponieważ sam jestem fanem tradycji i bez ryku silników F1 nie byłaby już tym samym, chcę tylko wskazać na problem utrzymywania mitu ropy jako głównego źródła energii mimo niesamowitego postępu technologii, który mógłby ropę wyeliminować zupełnie. Niemniej jednak nie jestem fachowcem w tej kwestii. Jako obserwator i badacz polityki światowej mam jednak rosnące wrażenie, że wiele rzeczy jakie dzieją się obecnie jest kreowanych na potrzeby konfliktów i walki o wpływy, a więc władzę a my – zwykli ludzie jesteśmy do tych konfliktów wykorzystywani o czym pisałem na blogu:

Moim zdaniem to potężne korporacje mające całą swoją strukturę zbudowaną w oparciu o różnego rodzaju instytucje i interesy związane tak czy inaczej z przemysłem zależnym od ropy są odpowiedzialne za to, że te straszliwie krwawe i wyniszczające konflikty się toczą. Do tego trzeba dodać polityków uzależnionych, kupionych lub za mało kompetentnych by nie ulegać negatywnemu lobbingowi. Do tego też banki powiązane z tym koncernami i politykami, które korzystając z naszych pieniędzy chętnie finansują wojny o ropę. Cały system w ten sposób utworzony jest dziś niemożliwy (jak niestety sądzę) w krótkiej perspektywie zmienienia dlatego też wojny o ropę się toczą i zagrażają nawet konfliktem globalnym.

Politycy którzy sami uzależnili się (na własne życzenie) od ropy – jak Putin, sądzą że nie mają innego wyjścia jak o tą ropę walczyć i poszerzać wpływy. Inni boją się ich nieprzewidywalności i starają się im te “szanse” ograniczać. W tym wszystkim są Kurdowie będący i pionkiem w rozgrywkach, ale też próbujący na scenę wejść jako państwo i za ten cel zrobią wszystko. Obecnie to właśnie skomplikowana “kwestia kurdyjska” staje się epicentrum wojny, której faktycznym podłożem jest Ropa. Nie chodzi o roponośne tereny Kurdów, ale o to że: 1. są głęboko skonfliktowani z Turcją, 2. chcą koniecznie stać się państwem, 3. zachód jest jak zwykle bardzo dwuznaczny a 4. Rosja chce ich wykorzystać przeciw Turcji. Można dodać 5. jest jeszcze do tego ISIS, Iran, wojna do mowa w Syrii, państwa GCC starające się podobnie jak Iran o wpływy w tych samych miejscach oraz Izrael który posiada broń masowego rażenia i nie zawaha się jej użyć, jeśli będzie się czół poważnie zagrożony. Zarzewie III Wojny Światowej jest więc gotowe – teraz kwestią zasadniczą jest czy Zachód zacznie realizować racjonalną politykę – nie unikania problemów, ale mierzenia się z nimi. Problemem na zaraz jest doprowadzenie do negocjacji turecko-kurdyjskich co “wybiłoby” główny argument z rąk Putina, dałoby silnego i stabilnego – prozachodniego sojusznika w postaci Kurdystanu i znacznie zmniejszyłoby napięcia i w relacjach z Turcją ale też Irakiem, Iranem i Syrią.