Milczanowski: Dlaczego trzeba brać udział w międzynarodowych operacjach stabilizacyjnych?

22 czerwca 2016, 07:30 Bezpieczeństwo

KOMENTARZ

Maciej Milczanowski

Ekspert ds. bezpieczeństwa

Decyzja o wysłaniu 4 samolotów wielozadaniowych (jeszcze przed szczytem NATO) oraz 210 żołnierzy do udziału w operacji przeciwko tzw, PI, została podjęta i niezależnie od wyrażanych przez kogokolwiek opinii zostanie zrealizowana. Czy więc warto w ogóle o tym rozmawiać?

Tym jednak różni się np. Polska od Rosji, że nawet jeśli społeczeństwo zostaje postawione przed faktem dokonanym, to jednak ma pełne prawo krytykować i wywierać presję na rządzących. Z uwagi na brak rzetelnej informacji na temat zaangażowania RP w tą operację sądzę, że tym bardziej warto na ten temat dyskutować, dlatego przedstawiam moją, bardzo ogólną ocenę uwarunkowań ważnych dla podejmowania decyzji o udziale bądź nie w operacjach, w których USA pełnią rolę wiodącą.

 

Real politics

Fundamentem dla zrozumienia funkcjonowania polityki międzynarodowej jest książka Zbigniewa Brzezińskiego pt. „Wielka Szachownica”. Profesor Brzeziński określił w niej koncepcję kluczowych graczy geopolitycznych i państw sworzni. Pozostałe państwa odgrywają rolę tła politycznego i ich los zależny jest od różnych – często przypadkowych uwarunkowań, wobec których nie mają one jednak dużych możliwości przeciwdziałania. Od lat 90-tych w których „Wielka szachownica” została napisana, nie zmieniło się nic jeśli chodzi o zasadę. Nieco zmienić mogli się jedynie aktorzy określani w głównych rolach tej globalnej „gry” przez autora.

Aby zupełnie jasno ustosunkować się do tej kwestii potrzebne jest spojrzenie na politykę taką, jaką ona jest. A więc odrzucić pozory działań altruistycznych czy humanitarnych ze strony  środowisk mających wpływ na kształt polityki międzynarodowej (trochę pisałem o tym w tekście: „Czy wojny o ropę są nieuniknione” https://mmilczanowski.wordpress.com/2016/02/09/czy-wojny-o-rope-sa-nieuniknione/).

O kształcie polityki międzynarodowej decyduje układ sił, stref wpływów oraz możliwość zyskania przez kluczowych graczy jak największej dominacji niezależnie od kosztów. W takiej przestrzeni politycznej każdy aktor stosunków międzynarodowych musi określić swoją rolę i przynależność do układu sił. Podział jest jasny: Kluczowi gracze, państwa sworznie oraz tło – bezsilni, skazani na los aktorzy stosunków międzynarodowych. Nie ma innych kategorii. Jeśli państwo niebędące kluczowym zechce zmienić dany układ sił (jak w Czeczenii w 1994 i 1999, Iraku w 2003, Gruzji 2008, Libii i Syrii 2011, Ukrainie 2013 czy Afganistanie 1979 i 2001) musi się liczyć z poważnymi konsekwencjami. Oczywiście sytuacja takiego państwa może zmienić się w koincydencji lub w wyniku zmian regionalnych lub globalnych (taką poniekąd była Arabska Rewolucja, ale też upadek ZSRR czy I wojna światowa). W takich sytuacjach można zarówno wiele stracić, ale też zyskać. Zmienia się bowiem ład i nowe role zależą od aktywności i jakości prowadzonej polityki.

Niemniej jednak mechanizmy polityki międzynarodowej są potężne i bezwzględne, choć metody jakimi posługują się państwa kluczowe są różne. Szczególnie widać to na przykładzie czterech aktorów stosunków międzynarodowych: USA, Rosji, Chin i Iranu. Każde z tych państw dąży do największej możliwej dominacji, ale też zależnie od własnego potencjału, systemu politycznego i dostępnych narzędzi, jak i sytuacji geopolitycznej stosują zupełnie inne metody.

Chiny szukają dominacji w Południowo wschodniej Azji oraz tworzą przyczółki w całej Afryce i na Bliskim Wschodzie, Iran ma swój Hezbollach, sojusz z Asadem, silny wpływ na politykę Iraku oraz grupy dyspozycyjne w Jemenie, USA nakłaniają partnerów europejskich do znacznego zwiększenia potencjału militarnego aby uniemożliwiać odtwarzania imperium Rosji, a Rosja po nokaucie lat 90tych i pierwszej dekady XXI wieku pod rządami Cara Putina chce wrócić do ekstraklasy światowej na nowo dominując radykalnie państwa byłego ZSRR (choć nie wiadomo czy na tym poprzestanie).

Tak więc silni, na różne sposoby pragną sobie podporządkować lub nakłonić do współpracy słabszych, podczas gdy słabi, szczególnie w niekorzystnym położeniu geopolitycznym, muszą mieć oparcie w silniejszym partnerze.  Oczywiście metody stosowane przez graczy globalnych różnią się, ale też różny jest ich stosunek do poszczególnych graczy regionalnych lub jak w „Wielkiej Szachownicy” określał je Zbigniew Brzeziński – państw sworzni. Rola i znaczenie Polski w tej konfiguracji są złożone. Położenie Polski jest zdeterminowane przez układ na „Wielkiej Szachownicy” i nie zmienią tego mrzonki części społeczeństwa o Wielkiej Polsce, podobnie jak swoją rolę muszą zrozumieć Bułgarzy, Chorwaci czy Serbowie także wspominający czasy swojej potęgi. Z drugiej strony ci którzy chcą by Polska była tłem, tak aby nie jej nie zauważał i przez to pozostawiał w „spokoju”, nie rozumieją dynamiki procesów na arenie międzynarodowej. Za tego typu myślenie, jasno określane przez Carla von Clausewitza jako degradację do roli w której Rzeczpospolita była „bezbronnym stepem… drogą publiczną dla obcych wojsk”  pokolenia płaciły straszną cenę.

Miejsce Polski na Wielkiej Szachownicy

Dla NATO Polska oraz Rumunia są państwami zasadniczo ważnymi dla ograniczania tendencji Rosji do powiększania własnej strefy wpływów. Z kolei Rosja chcąc odzyskać wpływy w państwach byłego ZSRR musi oddziaływać na te dwa państwa. Oczywiście zbrojna inwazja na nie w obecnej sytuacja byłaby pozbawiona sensu, jednak zyskiwanie stronników i osłabianie determinacji tych państw do członkostwa lub chociaż aktywności w NATO i UE jest kluczem do zwiększenia możliwości wpływania na bezpośrednie sąsiedztwo.

W takiej sytuacji w środku Europy nie może być próżni. Na bycie tłem nie pozwolą USA ani Rosja. Nie zyskamy też na tyle siły w krótkiej perspektywie czasowej by stać się państwem kluczowym. Mamy więc dwie opcje:

  1. Sojusz z USA
  2. Sojusz z Rosją

Trzecia opcja, która wydawała się parę lat temu realna – czyli ścisły sojusz w ramach UE i budowanie potencjału obronnego w ramach tej organizacji bez dominującej roli USA, została zupełnie obnażona i skompromitowana przez wydarzenia w Gruzji i na Ukrainie gdy państwa UE okazały się fundamentalnie podzielone politycznie.

Oczywiście ze względu na poczynione kroki od 1989 roku zmiana sojuszy na Rosję byłaby ryzykowna z bardzo wielu względów. Jednak nawet osoby ze słabą pamięcią lub niewielką wiedzą historyczną powinny pamiętać lub zaobserwować jak wyglądają państwa pozostające w ścisłym sojuszu z Rosją lub też jak wygląda sama Rosja. Nawet jeśli PKB Rosji jest stosunkowo wysokie (do czego przekonuje część ekonomistów) to wewnętrzne mechanizmy tego kraju są zdecydowanie odstraszające.

Sam często krytykuję USA za fatalnie przeprowadzoną operację w Iraku, której skutkiem jest dziś ISIS i jeszcze gorsze skutki konfliktu Libijskiego. Fatalne działania w Syrii i udział w upadku Jemenu. Z drugiej strony Rosja zniszczyła Czeczenię i zupełnie rozbiła i tak słabą Ukrainę, a także mocno osłabiła Gruzję.  Dla Polski jednak nie ma innej drogi jak sojusz z USA. Mechanizmy międzynarodowe pozostawiają oczywiście sporo swobody w różnych dziedzinach, jednak nie łudźmy się, że jakiekolwiek państwo w położeniu geopolitycznym zbliżonym do naszego jest zupełnie niezależne. Częściowa zależność od UE i USA jest jednak znacznie mniej szkodliwa niż zależność od Rosji.

Dlatego właśnie twarda rzeczywistość międzynarodowa powoduje, że udział w kolejnej koalicji antyterrorystycznej może być korzystny dla Polski. Oczywiście sojusz z USA przetrwa naszą odmowę, podobnie jak przetrwał (słuszną w mojej opinii) odmowę udziału w operacji libijskiej. Jednak jeśli chcemy odgrywać rolę w sojuszu, to owszem asertywnie, ale i aktywnie musimy włączać się w jego działania. Decyzja o udziale nie powinna jednak zostać podjęta tylko z uwagi na wizerunek RP w sojuszu.

Jestem przekonany, że decyzja wynikająca ze zrozumienia samego teatru działań do których wysyłane jest Wojsko Polskie oraz aspiracje do udziału w szerszym spektrum działań niż tylko militarne (czyli szkolenia oraz działania rozpoznawcze i bojowe) w Iraku, powodowałyby większy wzrost znaczenia Polski w ramach sojuszu. Mniej byłoby takich, którzy twierdzą, że włączamy się do tej operacji tylko dla usatysfakcjonowania sojuszników.

Doświadczenia RP predestynują ją do aktywności w wielu potrzebnych na Bliskim Wschodzie rolach, jak negocjacje, mediacje, misje humanitarne, rekonstrukcja czy misje policyjne i inne. To wszystko jest istotne, bowiem sama operacja zbrojna przeciw PI to za mało by ustabilizować Irak i Syrię. Dlatego uważam, że udział w tej operacji powinien zależeć od możliwości zniszczenia ISIS oraz stabilizacji Iraku i Syrii – co jest w pełni realne i zależy od woli politycznej USA i jej sojuszników. Część argumentów na ten temat przedstawiłem w tekście: Polska weźmie udział w kolejnej wojnie”  http://m.onet.pl/wiadomosci/swiat,rkg83m

Inne teksty o podobnej tematyce publikuję na blogu #Conflict&Resolution: https://mmilczanowski.wordpress.com/