Milczanowski: Gdzie Flynn, a gdzie Krym?

24 lutego 2017, 12:30 Bezpieczeństwo

Rzecznik prasowy Białego Domu, Sean Spicer przedstawił sprawę konieczności zwrotu Krymu Ukrainie w bardzo stanowczy sposób, przebijając zdecydowanie retorykę Obamy: “President Trump has made it very clear that he expects the Russian government to deescalate violence in the Ukraine and return Crimea” – mówi portalowi Biznes Alert Maciej Milczanowski, dyrektor Centrum Zimbardo ds. Rozwiązywania Konfliktów w Instytucie Badań nad Bezpieczeństwem Narodowym w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.

Półwysep krymski widziany z kosmosu. Fot. Wikimedia Commons
Półwysep krymski widziany z kosmosu. Fot. Wikimedia Commons

Co więcej, rzecznik cytuje prezydenta, co stanowi podkreślenie wagi tych słów. Każdy tego typu element jest istotny w grze dyplomatycznej na najwyższym poziomie. Sam prezydent Trump swoim zwyczajem odniósł się do sprawy na Twitterze, potwierdzając słowa rzecznika i sugerując zaostrzenie kursu względem Rosji: “Crimea was TAKEN by Russia during the Obama Administration. Was Obama too soft on Russia?”

Wypowiedź ta nastąpiła wkrótce po informacji o dymisji znanego z prokremlowskich poglądów doradcy prezydenta, generała Michaela Flynna. Zwróćmy uwagę na to, że sam Flynn przyznał, iż wprowadził w błąd zarówno prezydenta, jak i wiceprezydenta. Natomiast rzecznik prasowy prezydenta Rosji, Dmitrij Pieskow potwierdził, że „rozmowa telefoniczna, owszem, miała miejsce”, ale zaraz zaznaczył, iż „pozostałe informacje są nieprawdziwe”. Warto więc przytoczyć również wypowiedź Aleksandra Michajlenki, którego cytuje Sputnik, tytułując go w następujący sposób: profesor Rosyjskiej Akademii Gospodarki Narodowej i Administracji Publicznej przy prezydencie Federacji Rosyjskiej, politolog.

Osoba, która przez Sputnika jest przedstawiana jako „niepodważalny” autorytet, pan Michajlenko, wypowiada się następująco: „Praca dyplomatyczna ma wiele niuansów i pewne kwestie są omawiane podczas rozmów prywatnych po to, aby decyzja została podjęta nie od razu, a była podejmowana stopniowo. Dlatego jakieś wstępne zagadnienia mogły być omawiane jeszcze przed zaprzysiężeniem nowego prezydenta USA. Ja na przykład nie widzę w tym żadnego przestępstwa. Natomiast to, że dochodzi do wycieku poufnych informacji z administracji – to bardzo źle. Będzie to sygnał dla zagranicznych przedstawicieli, że z administracją USA należy rozmawiać bardzo ostrożnie”.

Prawie rok temu (21 kwietnia 2016 r.) w czasie debaty zatytułowanej „Czy jesteśmy skazani na konflikt” (zapis video całej debaty [youtube https://www.youtube.com/watch?v=U0blLxxuQIM&w=560&h=315]) Paweł Zalewski stwierdził, że trzeba dekodować wypowiedzi polityków. Zdekodujmy więc wypowiedź pana profesora, opublikowaną w znanym portalu propagandowym Sputnik.

Pan profesor stwierdza, że zakulisowe rozmowy w polityce są naturalne. I tu mówi rzecz absolutnie prawdziwą. Dalej, że „wstępne zagadnienia mogły być omawiane jeszcze przed zaprzysiężeniem nowego prezydenta USA”, w czym pan profesor nie widzi „żadnego przestępstwa”, choć zapewne wie dobrze, że tak zwana „Ustawa Logana” (1 Stat. 613, 18 U.S.C. § 953 z 30 stycznia, 1799) wyraźnie zakazuje takich działań, nawet pod karą więzienia. Profesor mija się więc z prawdą.

W dalszej części wypowiedzi wraca znów do prawdy, ale tak przedstawionej, że kompromituje nową administrację USA, podkreślając wyciek tajnych informacji i zmniejszenie zaufania do Białego Domu. Sugeruje bowiem, że rozmowa generała Flynna z ambasadorem Rosji miała pozostać tajna. Pojawia się więc pytanie: kto w takim razie i po co ujawnił tę informację? Czy zrobił to wywiad USA? Jeśli posiadał tę informację, to dlaczego czekano aż do 14 lutego, skoro kompromitująca rozmowa miała miejsce 29 grudnia 2016 r.?

Dlaczego Flynn, który był szefem wywiadu, rozmawiał w tak otwarty sposób z ambasadorem, wiedząc że telefon ambasady jest na podsłuchu? Przecież gdyby chciał porozmawiać bez takiego ryzyka, mógł to zorganizować tak, że nie byłoby śladu rozmowy. Otwarte pozostaje więc pytanie, czy to działanie wpisuje się w trzy wcześniejsze wydarzenia, o których pisałem 26 stycznia br., sugerujące że Kreml celowo kompromituje administrację nowego prezydenta USA: „Trzy wydarzenia okresu przejściowego, istotne dla nowej administracji USA” https://mmilczanowski.wordpress.com/2017/01/26/trzy-wydarzenia-istotne-dla-nowej-administracji-usa/

Być może zatem żądanie zwrócenia Krymu Ukrainie było częścią tej gry, niejako próbą rewanżu i pokazania, że Biały Dom nie pozostaje bierny w tej rywalizacji. W odpowiedzi Witalij Czurkin, stały przedstawiciel Rosji w ONZ (zmarł 20 lutego br. – dop. red.) wskazywał, że mieszkańcy Krymu głosowali za przyłączeniem do Rosji, dodając stare rosyjskie zarzuty uprzedmiotawiające społeczeństwo Ukrainy, mówiąc o przewrocie sterowanym przez USA w lutym 2014 roku. Ta retoryka jest dobrze znana, jednak dobrze się stało, że dzięki temu temat Krymu raz jeszcze powrócił do międzynarodowych dyskusji. Sprawa ta nie powinna zostać zapomniana, bowiem absurdalność takiego dowodzenia zasadności przesuwania granic, gdy na danym terytorium znajduje się skupisko mniejszości narodowej, powoduje poważne zagrożenie dla Europy.
Ochrona mniejszości narodowej jest dla Rosji stałym pretekstem do mieszania się w sprawy sąsiadów już od XVII wieku. Dla Rzeczypospolitej szczególnie bolesne były skutki traktatu Grzymułtowskiego z 6 maja 1686 r. Tak zwany wieczysty mir utrwalał warunki rozejmu andruszowskiego z 1667 r., ale dawał Rosji prawo do upominania się o prawa mniejszości prawosławnej na terenach Rzeczypospolitej.

Rosja korzystała z tego narzędzie wielokrotnie i do dziś w słowach Czurkina łatwo ten wątek wyczytać. Warto zastanowić się, jak taka praktyka referendów wśród niezadowolonych mniejszości, na które silnie oddziałujemy propagandą, zakończyłaby się dla Europy. Można by też rozważyć scenariusz, w którym Chiny zażądałyby takiego referendum na terenach bogatych w ropę i gaz we wschodniej Azji w granicach Rosji, gdzie setki tysięcy Chińczyków od lat nielegalnie się już przemieściło.

Niemniej polityka Rosji od 350 lat pozostaje podobna i posługuje się niezmiennie „metodą Kalego”. Kreml łamiący integralność terytorialną słabszego sąsiada dziś powołuje się na integralność terytorialną Krymu z Rosją. Dlatego pozytywnym efektem wypowiedzi rzecznika Białego Domu jest przywrócenie właściwych proporcji w relacjach z Moskwą. Oczywiście trudno dziś znaleźć narzędzia, które mogłyby spowodować zwrot Krymu Ukrainie, ale nie można sankcjonować współczesnego anschlussu, jeśli chcemy cywilizacyjnie pójść o krok dalej.

Gra między Trumpem i Putinem jest wielopoziomowa i nie jesteśmy w stanie dziś określić wszystkich jej niuansów. Uczestniczą w niej zarówno wywiady, korporacje, banki, biznes jak i inne państwa i ich instrumenty. Mimo tych wszystkich geopolitycznych mechanizmów, nie można zapominać o zasadach i ideałach, jakie przyświecały tak zwanym ojcom założycielom zarówno Stanów Zjednoczonych, jak i Unii Europejskiej. Przy czym nie twierdzę, że gra ze strony USA czy UE jest czysta. Oczywiście wszyscy posługują się hipokryzją i cynizmem, a także partykularnymi interesami wewnętrznymi. Niemniej dysproporcje zarówno w propagandzie, jak i absurdalności retoryki, są dość dobrze widoczne, na niekorzyść Kremla.