Baca-Pogorzelska: Decyzje ws. górnictwa na ostatnią chwilę

29 lipca 2016, 07:30 Energetyka

KOMENTARZ

Kopalnia Bogdanka. Fot. Wikimedia Commons.
Kopalnia Bogdanka. Fot. Wikimedia Commons.

Karolina Baca-Pogorzelska

Dziennik Gazeta Prawna

Oczekiwanie na rozstrzygnięcia o dalszych losach spółek węglowych czasami przypomina mi thriller. Nie zawsze jest to kino najwyższych lotów.

 

W ubiegłym roku niczym brazylijską telenowelę śledziliśmy serial pt. „Plan ratowania Kompanii Węglowej”. Wydawało się, że to neverending story. Scenariusz zmieniał się jak w kalejdoskopie od stycznia 2015 r. Ale mimo usilnych chęci scenarzystów z koalicji PO-PSL – film zaczął żyć swoim życiem.

Główni aktorzy – związki zawodowe – za nic na świecie nie dopuścili do zakończenia kręcenia serialu. Choć czy tak naprawdę jednak oni? Może jednak filmowa gwiazda, za jaką robiła energetyka, swoim ciągłym nie i nie zablokowała realizację zdjęć? A może to wina reżysera? Premier Ewa Kopacz nie radziła sobie zupełnie z tematem górnictwa. Choć w sumie jak miała sobie radzić z zamykaniem kopalń, skoro jej poprzednik, Donald Tusk, jeszcze w maju 2014 r. przekonywał w Katowicach podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego, że nie ma mowy o likwidacji kopalń w Polsce?

Film okazał się klapą. Przyszedł jednak nowy reżyser, reanimowano scenariusz i 1 maja 2016 r. pojawiła się Polska Grupa Górnicza. Krótko mówiąc PiS de facto zrealizował zamysł PO. I jemu jakoś się udało. Czy scenariusz był dobry? To ocenią nadreżyserzy z Brukseli, którzy mają notyfikować (albo i nie) program dla PGG jesienią. Wtedy dowiemy się, czy mamy happy end, czy the end, czy jednak neverending story.

Ale żeby w kinie nie było zbyt nudno, mamy dwa kolejne filmy. Ten pt. Jastrzębska Spółka Węglowa nadal trzyma nas w napięciu. Termin porozumienia z bankami mija 29 lipca, kilka tygodni temu były sygnały, że jest kompromis, tymczasem wydaje się, że negocjacje będą trwały do ostatniej minuty. Nie wiem, czy to czas, by już w napięciu obgryzać paznokcie, ale warto sobie uświadomić, że teraz to gra o być albo nie być JSW.

Niesamowity zwrot akcji nastąpił z kolei w dreszczowcu pt. Katowicki Holding Węglowy. I to nie z powodu tragicznego wybuchu metanu (swoją drogą to bardzo dziwny wypadek), w którym w środę zginął górnik. Okazało się, że scenarzyści odkryli, że oprócz Romea i Julii potrzebny będzie ktoś trzeci! I to nawet nie statysta. Romeo, czyli Węglokoks, nie ma już pieniędzy na ratowanie KHW. Zakładano, że dołoży do tego biznesu 300 mln zł, ale że nie ma – będzie to „tylko” 150 mln zł. Poza tym KHW potrzebuje aż 700 mln zł wsparcia, więc Julia (w tej roli poznańska Enea) dołoży swój posag, ale ponieważ nie może to być brakujące 550 mln zł, to potrzeba tego trzeciego, który – szacunkowo – wyłoży ok. 200 mln zł (co potwierdzałoby moje wcześniejsze informacje o tym, że zaangażowanie Enei w KHW będzie mniejsze niż spółek energetycznych w PGG – tam PGE, PGNiG Termika i Energa wyłożyły po 500 mln zł).

Normalny widz chyba by się w tym wszystkim pogubił. Nie ukrywam, że i ja powoli tracę orientację w poszczególnych scenariuszach. Ale przecież najważniejsze jest to, żeby aktorzy odnaleźli się w swoich rolach, a scenarzyści dogadali z reżyserem. W przeciwnym razie zamiast Oscara twórcy tych dzieł będą się musieli niestety zadowolić Złotą Maliną.