Opóźnia się dekarbonizacja w Niemczech

1 czerwca 2018, 15:45 Alert

Centralny organ, który ma opracować plan niemieckiego odejścia od węgla, rośnie i rośnie. Niemiecki tygodnik Der Spiegel podaje, że oprócz pokaźnej reprezentacji ministerstw, zasiada w niej coraz więcej podmiotów, które mogą mieć sprzeczne interesy.

Problem dotyczy każdego

„Zaufanie jest dobre, ale kontrola jest lepsza” – mówi niemieckie przysłowie. Odnosi się teraz ono do jednego z największych projektów niemieckiego państwa od dziesięcioleci, czyli całkowitej rezygnacji z energetyki węglowej. Dziesiątki tysięcy miejsc pracy będą bezpośrednio lub pośrednio dotknięte. Trzeba będzie na nowo zagospodarować całe regiony – ich krajobraz, strukturę gospodarczą i prawdopodobnie nawet kulturę. Ale przede wszystkim chodzi o ratowanie planety i ochronę klimatu, a przynajmniej o niemiecki wkład.

Wielkie projekty dotyczą wielu tysięcy ludzi. Jest też strach przed różnymi grupami interesu, które mogą wymyślić sposób na ochronę swoich interesów za pomocą oszustwa przy negocjacjach. A najbardziej sprawdzonym lekarstwem na to jest po prostu kontrola. Dlatego zrozumiałe jest, że wiele podmiotów chce mieć coś do powiedzenia w komisji, która ma ustalać plan dekarbonizacji.

Za dużo uczestników?

Tymczasem ta rozrosła się do wielkich rozmiarów – jednocześnie obradują w niej przedstawiciele ministerstw: gospodarki, środowiska, spraw wewnętrznych, pracy, finansów, rolnictwa, transportu i edukacji. Do tego dochodzą przedstawiciele krajów związkowych, których dotyczy program dekarbonizacji: Brandenburgii, Nadrenii-Północnej Westfalii, Saksonii, Dolnej Saksonii i Saksonii-Anhalt. W komisji zasiadają również przedstawiciele urzędu kanclerskiego, Bundestagu, związków zawodowych, organizacji społecznych i ekologicznych.

Sprzeczność interesów

Tymczasem premier Nadrenii-Północnej Westfalii Armin Laschet z CDU powiedział Niemieckiej Agencji Prasowej, że całkowite odejście od energetyki węglowej do 2030 roku jest „niemożliwe”. – Prawdopodobnie stanie się to jednak przed 2045 rokiem. Plany Unii Europejskiej o jak najszybszym porzuceniu węgla były zbyt ambitne, trzeba znaleźć balans między celami klimatycznymi a konkurencyjnością i bezpieczeństwem energetycznym – powiedział Laschet. W podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele innych „węglowych” landów, na przykład premier Brandenburgii Dietmar Woidke, gdzie węgiel cały czas jest głównym źródłem energii. Zwrócił on uwagę na społeczne, polityczne i gospodarcze skutki zbyt pośpiesznej dekarbonizacji.

Z drugiej strony w komisji do spraw węgla są naturalni przeciwnicy branży węglowej, czyli organizacje ekologiczne. Greenpeace, Deutsche Umwelthilfe, BUND i WWF zaapelowali do ministra gospodarki Petera Altmeiera, by nie wydawał zgód na rozbudowy czy budowy nowych elektrowni węglowych. Optowali w tej sprawie za memorandum, które, jak powiedzieli, byłoby oznaką wiarygodności rządu.

Cele klimatyczne na 2020 rok niemożliwe do zrealizowania

Przypomnijmy, że na początku tego roku podczas rozmów koalicyjnych między CDU/CSU a SPD partie zgodnie potwierdziły, że cele klimatyczne Niemiec są na chwilę obecną nie do osiągnięcia.

Niemcy zakładały, że do 2020 roku uda się zmniejszyć emisje dwutlenku węgla o 40 proc. w porównaniu z 1990 rokiem. Powodem, dla którego miałoby się to nie udać jest wzmożona imigracja i wysoki wzrost gospodarczy. W zamian CDU i SPD uzgodniły, że cel klimatyczny zostanie zmieniony – co prawda za ostateczny termin przyjęto rok 2030, ale zwiększono oczekiwane ograniczenia emisji CO2 do 55 proc. względem 1990 roku.

W ubiegłym roku agencja Reutera podała, że zgodnie z badanami, Niemcy nie spełnią także zakładanego wcześniej poziomu spadku emisji CO2 do 2020 roku. W 2020 roku zamiast zakładanego poziomu 40 proc. emisji w stosunku do 1990 roku, poziom ten zmniejszy się o 30 proc.

Pytania

Komisja do spraw dekarbonizacji ma do końca roku przedstawić raport rządowi federalnemu, który na jego podstawie rozpocznie dalsze prace. Nasuwają się jednak pytania: czy i w jakim stopniu prace będą się opóźniać przez trudność rozmów? Oraz kto właściwie potrzebuje takiego sprawozdania, skoro w jego przygotowaniu bierze udział co najmniej połowa rządu Angeli Merkel?

Der Spiegel/ZDF/DPA/Michał Perzyński