Saryusz-Wolski: Nord Stream 2, czyli polityka Germany First

27 lutego 2019, 07:30 Energetyka

Dyrektywa gazowa z instrumentu do walki z gazociągiem, zagrażającym nie tylko niezależności energetycznej UE, ale przede wszystkim bezpieczeństwu naszego regionu, stała się narzędziem niemieckiego unilateryzmu, swoistego Germany First – pisze Jacek Saryusz-Wolski, poseł do Parlamentu Europejskiego.

Angela Merkel i Mateusz Morawiecki. Fot.: Kancelaria Premiera
Angela Merkel i Mateusz Morawiecki. Fot.: Kancelaria Premiera

Jest za wcześnie, by otwierać szampana

Czegokolwiek nie powiedziałoby się o wynikach rozmów nad dyrektywą gazową, prezydencja rumuńska zafundowała wszystkim niezwykle ekscytujący i pełen zwrotów akcji miesiąc. Sprawa nabrała tempa po tym jak uczestnicy spotkania Stałych Przedstawicieli Państw Członkowskich UE, tzw. COREPER zdecydowali o przekazaniu do dalszych prac legislacyjnych zmodyfikowanego projektu dyrektywy gazowej, zaproponowanego przez aktualną prezydencję 4-tego lutego. Kilka dni później, bo już 12-tego lutego, Parlament Europejski, Komisja i Rada UE doszli do porozumienia w ramach tzw. trilogu. Wersja, będąca owocem osiągniętego porozumienia, została ostatecznie zaakceptowana przez COREPER 20-tego lutego. Kompromis jest bezsprzecznie sukcesem prezydencji rumuńskiej, której to nie tylko udało się na nowo umieścić na agendzie tę jakże konfliktową kwestię, ale przede wszystkim doprowadzić do ugody.

Jednakże, ogłoszenie przyjęcia dyrektywy zwycięstwem oraz powszechna radość, mogą okazać po głębszej analizie, nie tylko przedwczesne, co bezpodstawne. Przywołując stare, mądre porzekadło, diabeł tkwi bowiem w szczegółach.

Przede wszystkim, wydaje się, że większość protagonistów zapomniało, że nadrzędnym celem legislacji miało być zatrzymanie realizacji kontrowersyjnego projektu. W obecnej sytuacji, nie ma już absolutnie żadnych widoków na zablokowanie budowy. Z każdym dniem rozwiewają się również nadzieje na skuteczne opóźnienie konstrukcji. Najlepiej świadczą o tym chociażby słowa Rainera Seele, dyrektora naczelnego OMV, który poinformował ostatnio, że budowa rurociągu „przebiega zgodnie z planem” oraz, że „jest dużo dyskusji wokół projektu, ale jest on wdrażany co do minuty każdego dnia.” (Russia and Germany in talks on tackling Nord Stream 2 project, Financial Times, 21.02.2019). Obecnie trwa więc wyścig z czasem, aby nowa dyrektywa weszła w życie przed ukończeniem budowy, co umożliwi objęcie kontrowersyjnego gazociągu prawem unijnym. Jedynie sprawne i szybkie przeprowadzenie procesu legislacyjnego pozwoli na wdrożenie nowych zasad już w maju lub w czerwcu 2019, czyli jeszcze przed planowaną datą ukończenia konstrukcji Nord Stream 2. Tłumaczy to zapewne pośpiech jaki towarzyszył pracom nad nowelizacją dyrektywy.

Najbardziej niepokojący jednak pozostaje fakt, że reżim prawny gazociągu w dalszym ciągu nie został de facto zdefiniowany, lecz potrzebuje dodatkowego doprecyzowania. Dopiero to pozwoli na stosowanie zasad dyrektywy na odcinku pomiędzy niemieckimi wodami terytorialnymi a granicą z Rosją. Obecny zapis ogranicza zastosowanie dyrektywy do granic terytorium lądowego i morza terytorialnego państwa, na terenie którego znajduje się punkt końcowy gazociągu z państwa trzeciego. W praktyce oznacza to, że podmorska część NS2 na terytorialnych wodach duńskich oraz na obszarze duńskiej, fińskiej, niemieckiej i szwedzkiej wyłącznej strefy ekonomicznej nie będzie podlegał unijnymi przepisom. Jeszcze większe obawy wzbudza fakt, że ostateczny status prawny całości gazociągu ma być wynikiem dwustronnych rozmów niemiecko-rosyjskich, tudzież międzyrządowego porozumienia UE z Rosją. Pomimo, że rola Komisji Europejskiej w monitorowaniu zgodności z przepisami unijnymi postanowień i decyzji niemieckich została wzmocniona, nie pozwala to rozwiać wątpliwości innych państw członkowskich co do bezstronności i obiektywizmu niemieckich negocjatorów. Nie sposób bowiem zapomnieć, że to właśnie strona niemiecka torpedowała prace nad dyrektywą oraz walczyła o maksymalne osłabienie przepisów w niej zawartych.

Również zapis dotyczący wyłączeń spod energetycznego prawa unijnego jest powodem do niepokoju. Nowa dyrektywa przewiduje bowiem przyznanie prawa do samodzielnego podejmowania decyzji w tym zakresie państwu członkowskiemu, na terytorium którego kończy się gazociąg z kraju trzeciego. W przypadku Nord Stream 2 są to oczywiście Niemcy. Nowe przepisy pozwalają na wprowadzenie podobnego wyłączenia ze względu na zwrot kosztów realizacji inwestycji lub ze względu na bezpieczeństwo dostaw danego kraju członkowskiego. Takie sformułowanie może jedynie ułatwić Niemcom wprowadzenie wyłączenia, gdyż wzrost kosztów projektu NS2 jest kwestią regularnie podnoszoną przez inwestorów.

Negocjatorom udało się co prawda włączyć do dyrektywy zapis zobowiązujący państwo członkowskie, w którym znajduje się pierwszy punkt połączenia gazociągu z siecią unijną, do wcześniejszych konsultacji z państwami, których rynki gazu zostaną dotknięte przez zastosowanie wyłączenia. Jednakże równoczesne zamieszczenie sformułowania, że wyłączenie nie powinno „znacząco szkodzić konkurencji”, zamiast inicjalnie przewidzianego zapisu, że wyłączenie „w ogóle nie powinno szkodzić konkurencji”, ostatecznie mocno osłabia dyrektywę. W tym świetle perspektywa potencjalnych negocjacji z państwami jawi się raczej niczym negocjacyjny fortel i gest na otarcie łez, niż konkretny sposób na podporządkowanie gazociągu unijnemu prawu energetycznemu.

Germany First

Reasumując, znowelizowana dyrektywa gazowa będzie krótkotrwałym problemem dla Nord Stream 2, jednak w żaden konkretny i namacalny sposób mu nie zaszkodzi. Na pewno jednak nie przyczyni się do zablokowania projektu, który stał się kością niezgody Unii Europejskiej. Chłodna analiza odsłania przed nami nader smutny obraz. Okazuje się bowiem, że zapis prawny z instrumentu do walki z gazociągiem, zagrażającym nie tylko niezależności energetycznej UE, ale przede wszystkim bezpieczeństwu naszego regionu, stał się narzędziem niemieckiego unilateryzmu, swoistego Germany First. Modyfikacja dyrektywy gazowej to pozorowane ustępstwo, mające na celu wyciszenie polemiki wokół Nord Stream 2, co pozwoli na dokończenie jego konstrukcji, tym razem już z europejskim „błogosławieństwem” i przyzwoleniem. Cel geopolityczny osiągnięty, koszty polityczne wyzerowane, cnota europejska odzyskana.