Największy problem OZE może zniknąć do końca dekady

4 kwietnia 2018, 08:30 Alert

Najnowszy raport Międzynarodowej Agencji Energii Odnawialnej zwiastuje, że nawet do 2020 roku uda się zrównać ceny energii pochodzącej z OZE oraz tej uzyskiwanej poprzez spalanie paliw kopalnych. To wspaniałe informacje dla całego sektora OZE i jego zwolenników. Wydawać by się mogło, że postawi to także całą energetykę przed oczywistym wyborem i masowym zwróceniem się w stronę źródeł odnawialnych. Nie jest to jednak takie proste.

Morskie farmy wiatrowe. Fot. Wikicommons
Morskie farmy wiatrowe. Fot. Wikicommons

Rewolucja tuż za rogiem

Paliwa kopalne w dalszym ciągu przyciągają większą liczbę inwestycji, głównie ze względu na szybką stopę zwrotu. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele, jednakże najbardziej oczywista, to wciąż pewna zawodność OZE, polegająca na głębokiej zależności od warunków atmosferycznych. W tym kontekście paliwa kopalne zawsze jawić się będą jako stabilniejsze i pewniejsze źródło energii.

Ratunek dla OZE stanowi technologia power-to-gas. W skrócie opiera się ona na elektrolizie, która polega na rozbijaniu cząsteczek wody na jej części składowe – wodór i tlen. Tak uzyskane cząsteczki wodoru składowane są później w rurociągach, które funkcjonują podobnie jak te transportujące gaz ziemny. Następnie ma miejsce tzw. metanizacja. Proces ten przekształca surowy wodór w odnawialny gaz ziemny (Renawable Natural Gas – RNG), wykorzystywany w szeregu różnych elementów składowych infrastruktury energetycznej.

Jak owa metoda wypada na tle baterii litowo-jonowych, powszechnych magazynów energetycznych? Ośrodek badawczy SoCalGas, działający przy Uniwersytecie Kalifornijskim zademonstrował, że zastosowanie technologii power-to-gas może w rzeczywisty sposób zwiększyć udział OZE na miejscowym uniwersyteckim kampusie. Mogłoby to oznaczać, że odnawialne źródła energii zamiast dotychczasowych 3,5 procent, gwarantowałyby aż 35 procent uczelnianej energii.

Oznacza to, że power-to-gas może być traktowana jako rzeczywista alternatywa wobec starzejącej się i droższej technologii, bazującej na bateriach litowo-jonowych.

Gaz to klucz. Z Nord Stream 2?

Matt Gregori, menadżer odpowiedzialny za rozwój technologii w konsorcjum energetycznym Southern California Gas, potwierdza, że power-to-gas jest w stanie istotnie zmniejszyć koszty. Obecnie firma posiada rurociągi mogące pomieścić 13 terawatogodzin, które przy zastosowaniu baterii litowo-jonowych wymagałyby wyższych nakładów finansowych.  Kolejnym zbawiennym elementem dla technologii power-to-gas jest fakt wykorzystywania przez nią dostępnych i już istniejących rurociągów.  Na Morzu Północnym istniejąca obecnie infrastruktura pozwoli na efektywniejsze wykorzystanie sektora energetyki wiatrowej. W okresach deficytu energetycznego nowe rozwiązania pozwolą na utrzymanie promocji OZE na odpowiednim poziomie.

Warto nadmienić, że jednym z czołowych propagatorów omawianej technologii są Niemcy, którzy upatrują w niej szansy na promocję polityki proekologicznej, w oparciu o ergonomiczne rozwiązania. Konkludując – power-to-gas jest w stanie w istotny sposób wpłynąć na strukturę gospodarki energetycznej wielu państw. Zwłaszcza tych, które zgodnie z porozumieniem tokijskim zgadzają się redukować udział paliw kopalnych w swoich sektorach energetycznych. Taki stan rzeczy otwiera kolejna furtkę dla OZE. Czy ostatecznie przełoży się to na długofalowe efekty? Raczej nie przyjdzie nam długo czekać na odpowiedź.

Warto nadmienić, że Niemcy są zwolennikami budowy nowego gazociągu z Rosji o nazwie Nord Stream 2. Byłoby to potencjalne źródło surowca zasilające rewolucję w energetyce opisywaną powyżej.

Oilprice.com/Adam Targowski