Jakóbik: Atom na czas i w budżecie? To możliwe, choć ruchy antyatomowe mówią, że nie

11 sierpnia 2017, 15:00 Atom

W krótkim podsumowaniu wycieczki dziennikarskiej do Japonii chciałbym podzielić się wrażeniami z obcowania z lobby…antyatomowym – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Autor w świątyni Asakusa z mieszkańcami Tokio. Fot. BiznesAlert.pl
Autor w świątyni Asakusa z mieszkańcami Tokio. Fot. BiznesAlert.pl

Odwiedziny w japońskich elektrowniach jądrowych były okazją do publikacji ciekawych (przynajmniej dla mnie) materiałów informacyjnych oraz komentarzy na temat sektora w Kraju Kwitnącej Wiśni, który może rozwinąć się także w Polsce, pod warunkiem, że taka będzie decyzja polskiego rządu i zostanie ona konsekwentnie zrealizowana. Nie zamierzam rozsądzać, czy atom to dobra opcja dla Polski. Znajdą się argumenty za i przeciwko temu rozwiązaniu, a racje te musi zważyć władza odpowiedzialna za decyzje kierunkowe w tym zakresie. Być może do końca roku dojdzie do rozstrzygnięcia, a rząd przedstawi zaktualizowaną Politykę Energetyczną Polski do 2030.

Atom na czas i w budżecie

Podczas mojej wycieczki do Japonii postawiłem sobie za cel zbadać, czy elektrownia jądrowa może powstać na czas i w ustalonym kosztorysie. Postawiłem tezę, że od technologii ważniejsze jest to, czy tego rodzaju projekt da się sfinansować. W odpowiedzi na moje materiały na BiznesAlert.pl w mediach społecznościowych rozgorzała dyskusja na temat zasadności rozwoju energetyki jądrowej w Polsce. Była to okazja do zapoznania się z argumentacją lobby odnawialnych źródeł energii, które zacięcie krytykuje atom. Naczelne argumenty to przykłady z Francji, Finlandii i Wielkiej Brytanii, że projekty jądrowe mogą się opóźniać, a przez to z czasem robić coraz droższe, nawet kilkukrotnie. To oczywiście prawda, choć jest prezentowana jako jedyna słuszna przez zwolenników energetyki wiatrowej. Są jednak inne fakty, które nie pozwalają z góry skreślać energetyki jądrowej.

Wszystko zależy od technologii oraz wykonawcy. Okazuje się, że elektrownie jądrowe mogą powstawać na czas i w ustalonym kosztorysie. Reaktory jądrowe nr 6 i 7 wybudowane przez konsorcjum Hitachi-GE w największej na świecie elektrowni Kashiwazaki-Kariwa zostały wybudowane zgodnie z założeniami czasowymi i terminarzem ustalonym przed rozpoczęciem budowy. Ich konstrukcja zajęła około 3 lata – 37 miesięcy w przypadku szóstki i 38 w przypadku siódemki. Podobnie było w elektrowniach Hamaoka (reaktor nr 5, 43 miesiące) i Shika (reaktor nr 2, 42 miesiące). Japończycy liczą na to, że podobnie będzie przy trwających budowach: trzeciego reaktora w Shimane (plan to 41 miesięcy) i pierwszego w Ohma (planowo 42 miesiące).

GE i Hitachi podaje, że sekret sukcesu konsorcjum to dobrze skoordynowana inżynieria i IT, zastosowanie zaawansowanych technologii konstrukcyjnych, dobre zarządzanie ryzykiem. Pozwoliło to zbudować szereg reaktorów w technologii ABWR zgodnie z terminarzem i kosztorysem. Nie oznacza to automatycznie, że w Polsce byłoby podobnie. Japonia jest krajem bardziej innowacyjnym, lepiej zarządzanym i zaawansowanym technologicznie. Nie przesądzam także, że ABWR jest najlepszą z technologii proponowanych Polakom. Nie oznacza to także, że atom jest tak samo dobrym rozwiązaniem dla Polski, co dla wysp japońskich. W jednym z tekstów przedstawiłem, dlaczego nasze państwo nie może być obecnie jak Kraj Kwitnącej Wiśni, choćby bardzo się starało. Liczby przytoczone przez GE i Hitachi nie pozwalają jednak skreślać energetyki jądrowej. Ona może być efektywnie rozwijana.

Jakóbik: Aby być jak Japonia, Polska musiałaby stać się wyspą

Ruchy antyatomowe

Należy to podkreślać szczególnie wtedy, gdy krytycy energetyki jądrowej próbują sprowadzić dyskusję na manowce i zamknąć ją ekstrapolując garść przykładów na całą branżę. Podobnego mechanizmu mogą użyć ruchy antyatomowe, które wbrew pozorom są już aktywne w Polsce. Nasz kraj nie ma długoletniej tradycji ruchów tego typu, jak chociażby Niemcy. Mimo to są one obecne i w razie rozwoju Programu Polskiej Energetyki Jądrowej będą wzmacniać aktywność. Niedługo po publikacji pierwszych materiałów z Japonii skontaktował się ze mną rzekomy autor tłumaczenia tekstu poświęconego negatywnym skutkom katastrofy jądrowej w Fukushimie. Przekonywał mnie, że Japończycy na miejscu mogli nie przekazać mi wszystkich faktów na jej temat. Zapowiedział dalsze działania na rzecz uświadomienia społeczeństwa. Należy się zatem spodziewać, że jeżeli Polska będzie chciała sięgnąć po atom, ruszy kampania przeciwko energetyce jądrowej, na którą trzeba będzie adekwatnie odpowiedzieć.

Polska musi być przygotowana

Czas na mój ostateczny wniosek z wizyty w Japonii. Jeżeli Polska chce sięgnąć po atom, musi przygotować się na lata ciężkiej pracy w ścisłym reżimie czasowym oraz budżetowym. Takie przedsięwzięcie może przekraczać obecne możliwości kadrowe i merytoryczne ministerstwa energii. Z tego względu niezależnie od tego, którego partnera technologicznego zechce wybrać Warszawa, należy od niego oczekiwać pełnego wsparcia know-how, które pozwoli Polakom budować na czas i bez przekraczania kosztów. Wiele zależy także od umowy, która musi być skonstruowana tak, aby wykonawca nie mógł szantażować Polaków groźbą zejścia z placu budowy za podwyżkę zapłaty, jak było w przypadku terminalu LNG w Świnoujściu.