Polska potrzebuje programu rozwoju kogeneracji

5 października 2017, 06:30 Alert

Znaczną część polskich sieci ciepłowniczych zasilają kotły cieplne, tymczasem zwiększenie produkcji ciepła i energii elektrycznej w jednym procesie, kogeneracji, dałoby korzyści finansowe i środowiskowe – mówili w środę w Katowicach specjaliści.

Elektrociepłowna Gorzów należąca do PGE, fot.: PGE
Fot.: PGE

Przedstawiciele firm energetycznych, samorządów, świata nauki i polityki spotkali się w tym mieście na pierwszej z cyklu debat nt. kogeneracji zorganizowanej przez Polskie Towarzystwo Elektrociepłowni Zawodowych.

Prezes Towarzystwa Marian Babiuch przypominał, że jednostki kogeneracyjne osiągają sprawność na poziomie 80-85 proc., czyli dwukrotnie wyższą niż najbardziej dziś efektywne zespoły elektryczne czy kotły grzewcze. Wskazał m.in. na efekt ekologiczny, jaki dałoby zastąpienie podłączeniami do tak zasilanych sieci ciepłowniczych jak największej liczby z ok. 5 mln indywidualnych źródeł ciepła w Polsce, które dziś w ok. połowie odpowiadają za zanieczyszczenie powietrza na terenie kraju.

Babiuch podkreślił jednocześnie, że z punktu widzenia Unii Europejskiej kogeneracja jest praktycznie jedyną dostępną dziś technologią produkcji energii w oparciu o paliwa kopalne, jaka spełnia kryteria zrównoważonego rozwoju – jest uważana za efektywną i spełnia kryteria pomocy publicznej.

W tym kontekście zaproponował przygotowanie ogólnokrajowego programu rozwoju kogeneracji. Za sprzyjający kontekst uznał przygotowywany przez Ministerstwo Energii nowy system wsparcia dla kogeneracji, który ma zacząć obowiązywać od 2019 r. Resort zakłada, że dotychczasowy system certyfikatów zastąpi formuła premii dopłacanych do cen energii elektrycznej. Z przedstawionych z końcem sierpnia przez ME założeń wynika, że dla istniejących instalacji premie będą ustalane przez ME, a dla nowych – na aukcjach.

Uczestnicy debaty wskazywali, że rozwój kogeneracji ma wiele wymiarów – wiąże się m.in. z rozwojem sieci ciepłowniczych. Prof. Janusz Lewandowski z Instytutu Badań Stosowanych Politechniki Warszawskiej przypomniał, że kiedy od połowy ub. wieku powstawały pierwsze miejskie systemy ciepłownicze w Polsce – były zasilane właśnie w kogeneracji. Wobec braku pieniędzy, szczególnie w mniejszych ośrodkach, zamiast mniejszych turbin, jakie nie powstawały wówczas w Polsce, montowano jednak później prostsze i tańsze kotłownie.

W efekcie o ile roczna produkcja energii elektrycznej w kraju wynosi obecnie ok. 150-160 terawatogodzin, w kogeneracji wytwarzanych jest jedynie 25 TWh. W ocenie Lewandowskiego program zakładający wymianę zasilających systemy ciepłownicze kotłowni na urządzenia kogeneracyjne umożliwiłby produkcję w nich łącznie 50 TWh energii elektrycznej, a jednocześnie dostarczyłby do cierpiącego na niedobór mocy systemu energetycznego kraju ok. 7 tys. megawatów.

Lewandowski przypomniał przy tym, że istniejące już systemy ciepłownicze z reguły były projektowane z „socjalistycznym optymizmem” – w większości są przewymiarowane, czyli można do nich podłączyć jeszcze wielu odbiorców. „Problem tylko kosztów, problem opłacalności takiej działalności” – diagnozował.

Zastrzeżenia w tym kontekście zgłaszali uczestniczący w debacie samorządowcy. Wiceprezydent Wodzisławia Dariusz Szymczak mówił, że w niektórych miastach subregionu zachodniego woj. śląskiego nawet ponad 90 proc. budynków mieszkalnych to zabudowa rozproszona, indywidualna, o charakterze aglomeracyjnym, gdzie koszty podłączenia są bardzo wysokie.

Bartłomiej Kozieł z urzędu miasta w Rybniku zwrócił również uwagę na koszty ciepła sieciowego w mniejszych ośrodkach. Podał przy tym swój własny przykład, gdzie za ogrzanie z sieci 74-metrowego mieszkania w rybnickim bloku jeszcze niedawno płacił prawie 5 tys. zł rocznie. „Nawet jeżeli pójdziemy z dobrą ceną do mieszkańców to pytają, kto zagwarantuje, że w przeciągu 5-10 lat nie wystrzeli ona w kosmos” – wskazał.

Manager ds. produkcji spółki CEZ Chorzów, do której należy tamtejsza elektrociepłownia, Janusz Mańka podkreślił, że cena ciepła sieciowego np. w konurbacji katowickiej jest bardzo konkurencyjna. „Czym większe wykorzystanie, czym większa jest sprawność, cena powinna spadać” – przypominał wskazując też, że na skokowe wzrosty cen nie pozwala Urząd Regulacji Energetyki.

Wśród problemów prawnych uczestnicy debaty wymieniali brak specustawy o instalacjach ciepłowniczych, wpływający m.in. na poziom cen. „Mamy wielkie kłopoty z przebiegiem naszych rurociągów przez prywatne działki” – zaznaczył wiceprezes działającej w subregionie zachodnim woj. śląskiego spółki PGNiG Termika Energetyka Przemysłowa Artur Michałowski. „Czasem wejście na działkę graniczy z cudem – trzeba wzywać policję. Mieszkańcy żądają też takich odszkodowań, że potem koszty energii nie mogą być tanie” – podkreślił.

Michałowski sugerował też, że ponieważ urządzenia kogeneracyjne osiągają sprawność na poziomie 80 proc. tylko jeżeli pracują w tzw. pełnym skojarzeniu, program rozwoju kogeneracji powinien zakładać budowę jednostek małych, rzędu 25 MW mocy. Ich pracą można bowiem efektywniej zarządzać, niż jednostkami znacznie większymi np. o mocy 100 MW.

Przestrzegając natomiast przed prostym zastępowaniem dotychczasowych kotłów grzewczych instalacjami kogeneracyjnymi członek zarządu produkującej ciepło w Zabrzu i Bytomiu spółki Fortum Silesia Dariusz Siemienic przypomniał, że zgodnie z najbardziej ekonomicznym modelem kogeneracja pokrywa dziś w dużych miastach szczytowe zapotrzebowanie na ciepło w 60-70 proc. Resztę zapewniają tzw. kotły szczytowe – włączane na krótkie okresy.

Podsumowując debatę prezes Polskiego Towarzystwa Elektrociepłowni Zawodowych ocenił, że w zabiegach o program rozwoju kogeneracji nie można poprzestać na przygotowywanym przez ME systemie wsparcia dla kogeneracji. Jego zdaniem potrzebna jest też debata nad systemem dotacji do modernizacji, rozbudowy sieci ciepłowniczych. „A najtrudniejsza rzecz, to jak podłączyć do sieci stare zasoby mieszkaniowe – tu jest wielka rola samorządów” – ocenił.

Więcej współpracy przy uciepłownianiu

Przedstawiciele firm energetycznych zaapelowali do samorządowców woj. śląskiego także o szerszą niż dotąd współpracę przy rozwoju sieci ciepłowniczych – jako najbardziej efektywnego i ekologicznego źródła ciepła.

Samorządowcy wskazują na bariery ekonomiczne związane np. z kosztami podłączeń do sieci. Odwołują się też do obowiązujących przepisów, wskutek których np. nie mają wpływu na wybór źródła ciepła przez inwestorów nowych obiektów.

Okazją do dyskusji nt. zalet uciepłownienia i barier w jego upowszechnianiu była pierwsza z planowanego cyklu debat nt. kogeneracji zorganizowana przez Polskie Towarzystwo Elektrociepłowni Zawodowych. Wzięli w niej udział przedstawiciele branży, lokalnych samorządów z woj. śląskiego, a także świata nauki i polityki.

Prezes Towarzystwa Marian Babiuch akcentował, że większe upowszechnienie kogeneracji, czyli produkcji energii cieplnej i elektrycznej w jednym procesie, wpisałoby się m.in. w coraz liczniejsze, podejmowane również przez samorządy, działania na rzecz ochrony powietrza.

„Kogeneracja to najbardziej wydajny i bezpieczny dla środowiska sposób wytwarzania energii elektrycznej i ciepła. Należy dążyć, aby istniejące ciepłownie i kotłownie zamienić na jednostki kogeneracyjne. Wtedy systemy ciepłownicze staną się bardziej efektywne” – mówił podczas debaty.

Artur Michałowski, wiceprezes działającej w subregionie zachodnim spółki PGNiG Termika Energetyka Przemysłowa diagnozował, że na przeszkodzie rozwoju sieci ciepłowniczych stoi m.in. brak szeroko pojętej współpracy na szczebli regionalnym i lokalnym – przede wszystkim producentów i dystrybutorów ciepła z samorządowcami.

„Oczekiwalibyśmy od władz miast, aby to one opracowały mapy, z których jasno wynikałoby, jakie obszary trzeba wprowadzić do ciepła systemowego, a w jakich te warunki są o wiele mniej korzystne – i na tej podstawie zorganizowały dopłaty: tam, gdzie się to da, do ciepła systemowego” – mówił przedstawiciel PGNiG Termiki EP.

„My w swojej strategii zawarliśmy, że co roku będziemy przyłączać minimum 5 megawatów” – zapewnił Michałowski apelując o zaangażowanie samorządowców przy współpracy w tym zakresie, jak i np. podczas wyboru źródeł ciepła przez stawiających nowe obiekty inwestorów.

Wiceprezydent Wodzisławia Dariusz Szymczak przypominał, że samorządy w większości nie są właścicielami źródeł wytwarzania ani sieci, nie mogą więc podejmować bezpośrednich inwestycji. „Promujemy ofertę spółek ciepłowniczych i refinansujemy część opłaty podłączeniowej” – zapewnił zastrzegając, że w przypadku tego miasta, gdzie zdecydowana większość zabudowy jest rozproszona, barierą pozostają zarówno koszty podłączenia, jak i późniejszy wysoki koszt ciepła sieciowego.

Bartłomiej Kozieł z urzędu miasta w Rybniku wskazał natomiast, że samorządy nie mają obecnie narzędzi pozwalających np. na nakazywanie podpinania do istniejących sieci ciepłowniczych nowych budynków. Z kolei zgodnie z obecnym prawem budowlanym zmiana sposobu ogrzewania budynku w trakcie inwestycji jest tzw. zmianą nieistotną – z punktu widzenia udzielonego pozwolenia na budowę.

„W tej chwili organy budowlane są pozbawione jakichkolwiek instrumentów weryfikacji, co ktoś wkłada do budynku. Jeżeli np. wprowadzamy zapisy w planach zagospodarowania przestrzennego o preferowanych źródłach ciepła, takie plany są uchylane przez wojewodów, którzy twierdzą, że źródła ogrzewania nie są elementem zagospodarowania przestrzennego” – mówił Kozieł.

Szef referatu zarządzania energią w katowickim magistracie Daniel Wolny zwrócił też uwagę na problem chaotycznej struktury właścicielskiej wielu nieruchomości, w efekcie czego np. część lokatorów jednego budynku wielorodzinnego ma już swoje własne instalacje ciepła, a zatem podpinanie go do sieci jest trudniejsze technicznie i nieekonomiczne. Inny problem to kondycja substancji mieszkaniowej. „Często jest ona w takim stanie, że oprócz likwidacji palenisk musi ona przejść remonty generalne, lub zostać rozebrana i postawiona od nowa” – podkreślił Wolny.

Wiceprezes Michałowski za dobry prognostyk we współpracy z samorządami uznał m.in. różnicowanie przez nie dotacji do wymiany źródeł ciepła na korzyść uciepłownienia. „Wymiana piec na piec to często zamienił stryjek siekierkę na kijek. Efekty (ekologiczne – PAP) są strasznie wątpliwe” – ocenił wskazując m.in. na brak pomiarów pierwiastkowych węgla spalanego nawet w nowoczesnych kotłach, a także na duże wahania czystości spalin w zależności od zmiennych warunków spalania.

Polska Agencja Prasowa