Jakóbik: Polska powinna czekać z inwestycjami na Ukrainie

29 października 2018, 09:00 Energetyka

Polska powinna poczekać z inwestycjami w gaz i energię na Ukrainie do rozstrzygnięć politycznych, które mogą zdecydować o przyszłości tego kraju – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Julia Tymoszenko / fot. Wikimedia Commons

Raport o inwestycjach na Ukrainie

Kolejna konferencja Polska Polityka Wschodnia była okazją do kontynuacji wątku zaangażowania biznesowego Polaków na Ukrainie w celu osiągnięcia korzyści politycznych. Obecnie coraz mniej może zrobić Warszawa, a coraz więcej zależy od postawy Kijowa.

Podczas PPW w 2017 roku zaprezentowałem raport poświęcony prometeizmowi energetycznemu. Koncepcja zakłada promocję liberalizacji rynku energii i gazu zgodnie z trzecim pakietem energetycznym Unii Europejskiej w krajach Partnerstwa Wschodniego w celu odsunięcia wpływów Federacji Rosyjskiej za pośrednictwem jej koncernów, jak Inter RAO czy Gazprom. Na Ukrainie można wspomóc ten efekt poprzez polskie inwestycje w sektor energetyczny i gazowy. Nie należy jednak inwestować bezwarunkowo.

Ten wątek był kontynuowany w raporcie Pawła Musiałka i Pawła Purskiego pod tytułem „Duża prywatyzacja na Ukrainie – szansa na ekspansję gospodarczą polskich firm”. Autorzy raportu postawili tezę, że Polacy mogliby wziąć udział w wykupie regionalnych operatorów sieci elektroenergetycznych, co spotkało się z krytyką uczestników dyskusji, którzy wskazywali na wpływy oligarchów w tym sektorze. Autorzy bronili się, upatrując szansy w zaangażowaniu z udziałem silniejszego gracza, na przykład Stanów Zjednoczonych.

Biorąc udział w debacie przypomniałem, że przykładem takiego zaangażowania Polaków jest już sprzedaż gazu PGNiG na Ukrainie za pośrednictwem spółki ERU Trading, należącej i wspieranej przez Amerykanów. Autorzy raportu wskazali ważne narzędzie w rękach amerykańskich sojuszników Polski, które może służyć zwiększaniu bezpieczeństwa inwestycji na Ukrainie. To Overseas Private Investment Corporation przydzielająca gwarancje poszczególnym inwestycjom. Otrzymało je ERU Trading. Dzięki tym gwarancjom za pośrednictwem Polski na rynek ukraiński trafiło LNG z USA, co sugerowałem w kwietniu 2017 roku. OPIC może być parasolem ochronnym wspierającym transatlantycką politykę gospodarczą, w którą Polacy są już zaangażowani. Inną inwestycją, którą interesuje się amerykański Westinghouse jest import energii elektrycznej z Elektrowni Chmielnicki do Polski. Z kolei to przedsięwzięcie budzi niepokój strategów polskiej polityki energetycznej, którzy nie chcą taniej energii z Ukrainy, bo mogłaby podkopać rentowność krajowych mocy wytwórczych.

Jednak nawet parasol polityczny USA nie był w stanie przezwyciężyć interesów wpisanych w ukraiński system polityczny. Na PPW przypomniałem, że polska operacja wprowadzenia byłego pracownika PGNiG na stanowisko prezesa operatora Ukrtransgaz, który byłby następnym etapem wzrostu zaangażowania polskiego nad Dnieprem, została zablokowana przez same władze ukraińskie, które znalazły pretekst, aby nie dać Polakowi pełnomocnictw niezbędnych do pełnienia roli prezesa. Został wiceprezesem bez możliwości rozstrzygania spraw strategicznych. Rząd ogłosił zaś, że Ukraina stanie się do 2025 roku niezależna energetycznie, co Polacy potraktowali jako czarną polewkę niezależnie od realności tego postulatu.

Polak dopilnuje reformy gazociągów na Ukrainie i będzie podpisywał umowy

Polska czeka na ruch Ukrainy

Z tego względu, pozostając podobnie jak Musiałek i Purski zwolennikiem wzrostu zaangażowania polskiego biznesu na Ukrainie na potrzebę zawierania atrakcyjnych transakcji, ale i realizacji celów politycznych, pragnę wskazać, że piłka jest teraz po stronie Kijowa. Ukraina musi chcieć prywatyzacji i wpuszczenia graczy zachodnich na rynek bardziej, niż bronić interesów oligarchów ukraińskich. Być może te interesy są do pogodzenia.

Niezbędna jest także dalsza reforma systemu elektroenergetycznego i gazowego w zgodzie z trzecim pakietem energetycznym. Z punktu widzenia interesów polskich i zachodnich sytuacja jest co najmniej zagmatwana. Rząd prowadzi politykę urealniania cen gazu dla gospodarstw domowych wymaganą przez Zachód jako warunek dalszego wsparcia finansowego. Od pierwszego listopada cena gazu dla gospodarstw domowych ma wzrosnąć o kolejne 23,5 procent. Według premiera Wołodymyra Hrojsmana w ten sposób Ukraina uniknie bankructwa. Obecnie regulowana cena gazu to 6958 hrywien za 1000 m sześc. Dekret Wierchownej Rady podniesie ją do 8550 hrywien za tę samą ilość.

Tymczasem w sondażach przed wyborami prezydenckimi zaplanowanymi na 2019 rok prowadzi Julia Tymoszenko, która w okresie rządów wprowadzała popularne społecznie ulgi cen za gaz, na przykład dla instytucji kościelnych. Jej zwycięstwo grozi destabilizacją współpracy finansowej Ukraina-Zachód w razie wdrożenia polityki populistycznej w sektorze gazu. Trudno z kolei wskazać polityka na Ukrainie, który byłby w stanie zerwać z ukrytymi interesami biznesowymi mającymi wpływ na rząd. Być może da się z nimi ułożyć na tyle, aby wpuścić polski kapitał nad Dniepr, ale umożliwienie takiego scenariusza to zadanie Kijowa, a nie Warszawy.

Jakóbik: Energetyka to sanktuarium polskiej polityki wschodniej