Jakóbik: Bomba większa niż atom

13 czerwca 2019, 07:30 Atom

Prezydent RP Andrzej Duda odwiedził Stany Zjednoczone, które podpisały z Polską memorandum o współpracy przy energetyce jądrowej. Czy pod płaszczem programu jądrowego Polska szykuje światu jeszcze większą niespodziankę niż nowa elektrownia? – zastanawia się Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Energetyka jądrowa

Atom czeka na rozstrzygnięcie w Polsce

Polska zamierza zbudować elektrownię jądrową. Projekt Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku (PEP2040, tzw. strategia energetyczna) zakłada budowę jednego obiektu o mocy 1-1,5 GW do 2033 roku i budowanie kolejnych, aż do osiągnięcia 6-9 GW mocy. Dla porównania obecne zapotrzebowanie na energię jest szacowane na 26 i do 2030 roku może sięgnąć 33 GW. W najbardziej optymistycznym scenariuszu atom będzie odpowiadał za prawie jedną trzecią energii wytworzonej w Polsce. Jest ważny jeszcze z innego powodu. Dzięki niemu ma spaść emisyjność energetyki, bo energia z atomu jest wytwarzana bez emisji. W ten sposób zostanie zrealizowany cel redukcji emisji zapisany w polityce energetyczno-klimatycznej Unii Europejskiej (30 procent do 2030 roku).

Atom ma jednak jeden poważny problem. Jego budowa, której zgrubne szacunki (nie warto się do nich przywiązywać) zakładają wydatek od 40 do 100 mld złotych, musi być dofinansowana. Jest tak w przypadku każdego źródła energii, ale to jest szczególnie drogie. Aby zapewnić zeroemisyjną i tanią energię, trzeba najpierw wydać proporcjonalnie od 4 do 10 mld złotych. Rząd polski nie zamierza zrealizować tego celu z wykorzystaniem kontraktu różnicowego. Zakłada on wyznaczenie ceny z dodatkiem gwarantującym rentowność pracy obiektu przedsiębiorcy angażującemu się kapitałowo w projekt. To rozwiązanie skończyłoby się nowymi podwyżkami cen energii, na które administracja w Polsce nie chce sobie pozwolić. Subsydiuje ceny w 2019 roku za pomocą nadal niedookreślonej ustawy o cenach energii. Zostaje więc finansowanie z budżetu. Nie wiadomo jednak, czy będzie Polskę na to stać przy rosnących wydatkach socjalnych. Tu z pomocą mogą przyjść Amerykanie.

– Ze strony USA jest deklaracja spełnienia naszego głównego warunku, czyli nie tylko sprzedaży technologii i budowy elektrowni, ale także wejścia kapitałowego, czyli uczestniczenia w kosztach – stwierdził minister energii Krzysztof Tchórzewski w rozmowie z Wirtualnym Nowym Przemysłem po podpisaniu deklaracji o wzmocnionej współpracy w zakresie bezpieczeństwa energetycznego z 8 listopada 2019 roku. Temat może paść podczas rozmów bilateralnych Polska-USA. – Chcemy technologię wraz z partnerem, który by zechciał uczestniczyć do 49 procent w takim przedsięwzięciu jądrowym, ale w przedsięwzięciu nie jednego bloku, tylko docelowym na 20 lat, w budowie od 6 do 9 bloków jądrowych – mówił już 12 czerwca w Sejmie. – Te rozmowy dotyczą szerszego grona, ale największe zainteresowanie w tej sprawie jest ze strony Stanów Zjednoczonych.

Te słowa prawdopodobnie na nowo ożywią dyskusję o tzw. kontrakcie różnicowym odrzucanym dotąd przez ministerstwo energii. Zakłada on, że cena energii z bloku jądrowego będzie droższa o premię, która pozwoli inwestorowi zagranicznemu na pewną rentowność gwarantującą zwrot z inwestycji. Czy Amerykanie zgodzą się na taką opcję we współpracy na przykład z Japończykami, którzy daliby technologię? Od kilku lat trwają intensywne kontakty z japońskim ministerstwem gospodarki i handlu. Byłem na pierwszej wizycie studyjnej w japońskich elektrowniach jądrowych w 2017. W 2019 roku doszło do kolejnej. Coś jest na rzeczy?

Energetyka jądrowa faktycznie pojawiła się na spotkaniu Dudy z Trumpem 12 czerwca. Nie jest to jednak przełom. Warto jednak przypomnieć, że do rozmowy o atomie Dudy z prezydentem Donaldem Trumpem doszło jeszcze we wrześniu 2018 roku. Mamy zatem do czynienia z powtórką z rozrywki. W zeszłym roku padły deklaracje o woli wspierania współpracy energetycznej i dywersyfikacji, także w sektorze jądrowym. Tym razem Polska i USA podpisały memorandum o współpracy w sektorze jądrowym, które może, ale nie musi – bo nie wiążę zbyt mocno – być preludium do konkretnej współpracy przy polskich elektrowniach jądrowych.

Bardziej konkretne rozmowy o polskim atomie w USA odbywają się z udziałem pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotra Naimskiego. Wiemy już, że Polska i USA podpisały 12 czerwca memorandum o porozumieniu o współpracy w cywilnym sektorze jądrowym i to właśnie z udziałem Naimskiego, jeszcze przed spotkaniem Duda-Trump.

Ów minister odwiedził USA w marcu tego roku przy okazji konferencji CERAWeek w Houston. Nie znamy szczegółów rozmów, bo – jak przekonują źródła w rządzie – ich ujawnienie mogłoby zaszkodzić przetargowi na technologię jądrową, który ma zostać rozpisany po przyjęciu Programu Polskiej Energetyki Jądrowej.

Jednakże ujawnienie faktów na ten temat pozwoliłoby rozwiać wątpliwości odnośnie projektu jądrowego, który ma także przeciwników w rządzie, dlatego premier wypowiada się o nim jak sfinks. Nikt nie wie, co naprawdę myśli. Natomiast ludzie ministra Naimskiego w PGNiG doprowadzili już do podpisania kilku umów na dostawy LNG z USA oraz nawiązania współpracy w cyberbezpieczeństwie operatora sieci elektroenergetycznych PSE z Amerykanami. Memorandum z 12 czerwca to ich kolejne osiągnięcie. Nie wiadomo jednak czy i kiedy pojawią się nowe konkrety. Atom czeka też na rozstrzygnięcia w Polsce.

Więcej niż energetyka

Program jądrowy może być ważny dla Polski z uwagi na inne cele strategiczne niż bezpieczeństwo dostaw energii bez emisji CO2, choć współpraca gospodarcza może doprowadzić do ich realizacji. Zaangażowanie Amerykanów w polski program jądrowy mogłoby stać się kolejnym narzędziem przyciągania uwagi tego mocarstwa w okresie niepewności wywołanym kryzysem tożsamości Unii Europejskiej i pogorszeniem relacji transatlantyckich, a także groźbą nowego izolacjonizmu w Stanach Zjednoczonych. Prezydent Duda informował 12 czerwca, że zwiększy się ilość żołnierzy USA stacjonujących trwale w Polsce, a Amerykanie zapewnią ochronę dronów. Polacy mają prawo oczekiwać offsetu za pokaźne zakupy uzbrojenia, jak kilkadziesiąt F-35, o których pisałem w innym tekście. Rozmowy na ten temat mogą mieć charakter pakietowy – jak to bywa przy największych kontraktach amerykańskich, np. w Arabii Saudyjskiej.

Wciąganie USA w coraz głębszą współpracę gospodarczo-militarną w najbardziej pożądanej wersji byłoby zaczynem do bardziej rewolucyjnego kroku, czyli włączenia Polski do NATO Nuclear Sharing, w którym biorą już udział na przykład Niemcy. Jeżeli obecnie Polacy rozmawiają o budowie Fort Trump, to w przyszłości mogliby porozmawiać o rozmieszczeniu amerykańskiej broni jądrowej. Z tego względu ważne jest słowo „civilian” jako przymiotnik współpracy nuklearnej ogłoszonej przez Perryego i Naimskiego. Warto przypomnieć, że w okresie Zimnej Wojny trwały prace nad szwedzkim programem broni jądrowej. Amerykanie stali na straży nierozprzestrzeniania uzbrojenia tego rodzaju i wraz z przeciwnikami atomu wojskowego w Szwecji doprowadzili do wygaszenia programu wojskowego i wsparcia cywilnego. Być może udział w polskim programie jądrowym mógłby być sposobem na wsparcie Polaków bez przekazywania broni jądrowej na ich terytorium. Warto dodać, że wsparcie technologiczne Zachodu pozwoliło rozkwitnąć energetyce jądrowej w Korei Południowej i Japonii.

Warto przypomnieć, że Jarosław Kaczyński był w latach dziewięćdziesiątych zwolennikiem pozyskania broni jądrowej. – Jeśli chodzi o sprawy czysto wojskowe, to jestem zdania, że powinniśmy działać na rzecz włączenia Polski w amerykański system obrony atomowej. To w mojej ocenie byłoby optymalnym rozwiązaniem – powiedział w lutym 2017 roku Gazecie Polskiej. Czy Polacy szykują światu taką niespodziankę? Tłumaczyłaby ona oszczędną komunikację. Jeżeli jednak deklaracje o wsparciu atomu przez Amerykanów nie znajdą pokrycia, najlepiej zmienić temat dyskusji, bo oznaczałoby to, że nie będzie polskiej elektrowni jądrowej. Natomiast dyskusja o Fort Trump i NATO Nuclear Sharing będzie toczyć się dalej.

Jakóbik: Czas na offset atomowy