Popkiewicz: Polska i Niemcy muszą jak najszybciej porzucić węgiel

10 lutego 2017, 07:30 Środowisko

Nasze emisje gazów cieplarnianych, w szczególności dwutlenku węgla ze spalania paliw kopalnych gwałtownie zmieniają klimat naszej planety. W scenariuszu biznes-jak-zwykle, w którym ludzkość nie podejmie żadnych nowych działań ukierunkowanych na ograniczenie emisji, możemy spodziewać się wzrostu temperatury do końca stulecia o około 4,5°C, a w kolejnych stuleciach docelowo nawet 2-3 razy tyle. Efekty byłyby katastrofalne. Dość powiedzieć, że 4°C to różnica średniej globalnej temperatury w maksimum epoki lodowcowej i w holocenie – tyle, że wtedy taka zmiana klimatu trwała 10 000 lat, teraz zaś raptem 100 – pisze Marcin Popkiewicz, analityk megatrendów, ekspert i dziennikarz zajmujący się powiązaniami w obszarach gospodarka-energia-zasoby-środowisko. Autor bestsellerów Świat na rozdrożu i Rewolucja energetyczna.

energetyka kominy

Rysunek 1. Zmiany średniej temperatury powierzchni Ziemi od ostatniego maksimum epoki lodowcowej (20 000 p.n.e) przez Holocen (pomiary na podst. proksy – linia niebieska) do czasów obecnych (pomiary instrumentalne HadCRUT – linia czarna) oraz różnymi scenariuszami przyszłej zmiany klimatu (czerwony scenariusz RCP8.5 odpowiada spaleniu wszystkich dostępnych zasobów ropy, węgla i gazu). Prostokąty obrazują progi przekraczania punktów krytycznych ziemskiego systemu klimatycznego – kolor żółty oznacza „możliwe”, kolor czerwony „pewne” (Schellnhuber, Rahmstorf i Winkelmann, 2016).

Podczas negocjacji międzynarodowych, na konferencji klimatycznej w Paryżu narody świata zobowiązały się do „utrzymanie wzrostu globalnych średnich temperatur na poziomie znacznie poniżej 2 stopni Celsjusza ponad poziom przedindustrialny i kontynuowanie wysiłków na rzecz ograniczenia wzrostu temperatur do 1,5 stopnia.” Powstrzymanie ocieplenia na poziomie poniżej 1,5°C jest już właściwie nierealne, bo wymagałoby całkowitego zaprzestania spalania węgla, ropy i gazu w ciągu kilku lat. Oznacza to na przykład, że ekosystem raf koralowych czeka prawdziwa hekatomba. Oznacza też stopnienie części lądolodu Grenlandii i Antarktydy Zachodniej i nieunikniony (choć trwający stulecia) wzrost poziomu morza o kilka-kilkanaście metrów.

Powstrzymanie ocieplenia klimatu na poziomie 2°C względem okresu przedprzemysłowego też nie będzie proste. Biorąc pod uwagę, że nie liczy się tempo emisji, lecz to ile wyemitujemy w sumie, mamy do dyspozycję pewną ich pulę, zwaną „budżetem węglowym”. W scenariuszu ograniczenia wzrostu temperatury o 2°C należałoby szybko redukować emisje, do połowy stulecia do 10% obecnego poziomu i do zera wkrótce potem, w sumie pozwalając sobie na spalenie jedynie mniej więcej połowy paliw kopalnych spalonych w dotychczasowej historii. I nie, wbrew spotykanym gdzieniegdzie twierdzeniom zalesianie nie skompensuje w istotnym stopniu emisji z paliw kopalnych i nawet w najbardziej agresywnych scenariuszach nie odsunie całkowitego odejścia od paliw kopalnych o więcej niż kilka lat.

Rysunek 2. Budżet sumarycznych emisji od 2017 r. pozwalający z 66% prawdopodobieństwem utrzymać wzrost średniej globalnej temperatury poniżej progu 2°C (~800 GtCO2) przy obecnym tempie emisji (~40 GtCO2) zostałyby wyczerpany w 20 lat. Źródła Peters i in. 2015, Global Carbon Budget 2016.

W związku z tym pojawia się pytanie, jak należałoby ten budżet rozdzielić, zarówno pod kątem rodzaju paliw (węgiel, ropa, gaz), jak i regionów. Niezależnie od przyjętej metody podziału budżet węglowy pozostający dla krajów Unii Europejskiej jest wymaga szybkiej redukcji emisji.

Rysunek 3. Deklaracje ograniczenia emisji (INDC) Unii Europejskiej zestawione z redukcjami koniecznymi do ograniczenia ocieplenia o 2°C przy różnych sposobach podziału pozostałego budżetu węglowego. Populacja: Pozostały budżet węglowy dzielony na podstawie obecnej populacji. Inercja: Pozostały budżet węglowy dzielony na podstawie obecnych emisji. Źródło Peters i in. 2015; Global Carbon Budget 2016.

Paliwem o najwyższej emisyjności na jednostkę energii jest węgiel, od niego należy odchodzić więc w pierwszej kolejności.

Co należy więc zrobić w tym zakresie, jeśli na serio zamierzamy zapobiec katastrofie klimatycznej?

Opublikowany właśnie raport „A stress test for coal in Europe under the Paris Agreement” pokazuje, że jeśli istniejące elektrownie węglowe będą spalały węgiel do końca swojego czasu życia, to doprowadzi to do przekroczenia dostępnego „budżetu węglowego” o 85%; dodanie do bilansu planowanych elektrowni doprowadzi do dwukrotnego przekroczenia budżetu. Do 2020 roku powinno zakończyć działanie 1/4 wszystkich europejskich elektrowni węglowych, 3/4 do 2025 roku, a do 2030 roku 95%, co oznacza praktyczną eliminację tego sposobu pozyskiwania energii już za 13 lat.

Największe wyzwanie stoi przez Polską i Niemcami, łącznie „cieszących się” posiadaniem 51% mocy węglowych w Europie i 54% emisji z elektrowni węglowych.

Autorzy raportu pokazują, że niezależnie od tego, czy elektrownie byłyby wyłączane w kolejności zależnej od efektywności ekonomicznej czy emisyjności, różnice w czasie wyłączenia byłyby niewielkie, na poziomie maksymalnie kilku lat. Oprócz ustaleń dotyczących listy zamykanych rok po roku elektrowni węglowych, ich wycofywanie może być stymulowane przez szybszą redukcję puli uprawnień do emisji w systemie ETS (aby był on w zgodzie z uzgodnionymi w Paryżu celami pula uprawnień do emisji powinna spadać nie o 2,2% rocznie jak obecnie lecz o 6,5% rocznie).

Z tej perspektywy planowanie nowych – planowanych na kilkadziesiąt lat bloków węglowych coraz bardziej zaczynają wyglądać na inwestycje, które nigdy nie zwrócą zainwestowanych w nie pieniędzy. Można też oczywiście grać na klęskę światowej i europejskiej polityki ochrony klimatu, betonując system energetyczny w realiach XX wieku – obstawiając przy okazji stagnację technologiczną w obszarze czystej energii i efektywności energetycznej. A można też dostrzec światowe megatrendy i zdecydowanie wejść na drogę zgodną z nimi i uwarunkowaniami dyktowanymi przez prawa fizyki i zdrowy rozsądek. Oby nasi decydenci się nim wykazali.