Poprawa: Umowy PGNiG dają szansę na tańsze LNG w przyszłości

6 lipca 2018, 07:31 Energetyka

Długość trwania umowy oraz roczny obrót gazem – to ważne i symboliczne informacje, jakie przebijają się po podpisanych przez PGNiG umowach na dostawy LNG z USA. Najbardziej intrygująca jest jednak strona ekonomiczna umowy, w którą siłą rzeczy nie możemy mieć wglądu z uwagi na poufność umów. Technologia LNG staje coraz bardziej popularna i to będzie w przyszłości mitygować jej największe wady, a więc koszty. Umasowienie każdej technologii przekłada się na spadek jej ceny – powiedział w rozmowie z portalem BiznesAlert.pl, Paweł Poprawa.

Fot. Gaz-System

Zdaniem Pawła Poprawy, zawieranie takich umów, jakie podpisał PGNiG, dotyczące realizacji projektów, które nie mają jeszcze wszystkich zgód środowiskowych czy pozwoleń, nie jest obarczone ryzykiem, ponieważ zwykle takie umowy zawierają tzw. klauzule i warunki odstąpienia od umowy. Z drugiej strony zawieranie umów na wstępnym etapie to szansa na uzyskanie jak najkorzystniejszej ceny. – To jest kwestia lepszych warunków cenowych oraz rezerwowania możliwości przesyłowych terminala. Na wstępnym etapie, firmy angażują się w takie projekty, a uwzględniają one warunkową realizację kontraktu. Nie jest to zaskakujący czy ryzykowny krok. W przypadku LNG fundamentalnym elementem jest cena gazu. Koszty technologii LNG, a więc skroplenia, transportu i regazyfikacji są wysokie, sięgają ok. 150 dol. na 1000 m3 na trasie z USA. Należy tę cenę dołożyć do ceny gazu na rynku eksportera. Kluczowe jest więc, aby LNG był konkurencyjny na rynku odbiorcy. Przy niskich cenach gazu, negocjowanie dużego kontraktu z wyprzedzeniem jest opcją uzyskania lepszych cen – powiedział ekspert.

Podkreślił, że dane formuły cenowe ujęte w kontraktach są pochodną ekonomii. – Formuła free on board będzie ona miała zupełnie inny model ekonomiczny, aniżeli ta, która mówi o pełnej odpowiedzialności dostawcy, aż do portu odbiorcy. Jest to jednak poufny element umowy i nie możemy go ocenić nie znając szczegółów – dodał.

Poprawa dodał, że klauzula zawarta przez PGNiG daje spółce szansę na stanie się globalnym graczem na rynku LNG. Dotychczas spółka skupiała się na regionie Morza Bałtyckiego. Widzimy, że dodając zakupiony LNG z USA i z Kataru pojawia się nadwyżka surowca. Spółka może więc stać się dostawcą LNG w innych punktach w basenie Morza Bałtyckiego. W momencie jednak, jeśli pojawią się możliwości obrotu LNG na rynkach światowych to mogą znaleźć miejsce, gdzie cena będzie atrakcyjna. Niewykluczone, że ten gaz może trafić nawet na rynki azjatyckie, gdzie ceny gazu są najwyższe. Rynki europejskie w przeciwieństwie do azjatyckiego są pod dużą presją Gazpromu, który ma bardzo niskie koszty wydobycia surowca. Rosjanie są więc zawsze konkurencyjni, tak aby zejść do ceny z którą będzie trudno konkurować. Trzeba jednak także pamiętać, że Rosjanie ponoszą obecnie duże nakłady inwestycyjne na nowe transeuropejskie rurociągi, co trochę ogranicza ich możliwości. Zwraca uwagę to że nowy kontrakt PGNIG jest po pierwsze kontrakt długoterminowy (na 20 lat), a po drugie imponuje jego skala. Znaczący jest jego wolumen, który zdominowałyby możliwości odbioru surowca w terminalu LNG w Świnoujściu.

Paweł Poprawa przypomniał, że w kontekście umów na dostawy LNG z USA jedną z rozważnych opcji jest wciąż budowa nowego, pływającego terminala LNG w Gdańsku (o mniejszej przepustowości niż w Świnoujściu). – Ta możliwość jak rozumiem wciąż jest w grze na wypadek problemów z realizacją projektu Baltic Pipe, którego harmonogram jest bardzo napięty, ale realistyczny. Jeśli wydarzyłoby się cokolwiek, co sprawiłoby opóźnienie tego projektu to wówczas tracimy jakąkolwiek pozycję negocjacyjną pod koniec obowiązywania Kontraktu Jamalskiego. Rosjanie mogliby wykorzystać taką sytuację, godząc się tylko na kontrakt długoterminowy, a nie jedno lub dwuletni. Istnieją więc pomysły jak się zabezpieczyć na wypadek ewentualnego spowolnienia budowy tego gazociągu. Takim pomysłem jest postawienie pływającego terminala – powiedział Poprawa.