Rapacka: Na polskim atomie mogą skorzystać także Stany Zjednoczone

3 lipca 2019, 07:31 Atom

W czerwcu opinię publiczną zelektryzowała informacja o polsko-amerykańskim memorandum o współpracy w sektorze energetyki jądrowej. Nie jest to wielki przełom dla polskiego atomu, ale sugestie dotyczące technologii jądrowej do Polski są częściej kierowane w stronę USA. Kraj ten ma kapitał, doświadczenie i technologię, ale także problemy w związku z malejącym znaczeniem atomu na rodzimym rynku. Zagraniczne projekty jądrowe, także ten polski, mogą być więc szansą dla amerykańskiego przemysłu atomowego – pisze Patrycja Rapacka, redaktor BiznesAlert.pl.

Elektrownia jądrowa Doel. Fot. Wikimedia Commons
Elektrownia jądrowa Doel. Fot. Wikimedia Commons

Amerykański przemysł jądrowy szuka wsparcia u Trumpa

Jeszcze niedawno, bo w lutym 2019 roku, miało miejsce spotkanie amerykańskich firm reprezentujących sektor jądrowy z samym prezydentem Donaldem Trumpem, o czym informowaliśmy na łamach BiznesAlert.pl. Wśród uczestników spotkania obecni byli przedstawiciele m.in. NuScale Power, Terra Power, Westinghouse Electric, General Electric, Centrus Energy czy Lightbridge. Spotkanie to odbyło się z inicjatywy IP3 International, a konkretnie generała Jacka Keane’a. W jego trakcie przedstawiciele sektora zwrócili się o wsparcie polityczne dla amerykańskich firm, chcących rywalizować na międzynarodowym rynku energii jądrowej z Rosją, Chinami oraz Francją. Amerykańskie firmy przekonują, że muszą utrzymać pozycję lidera. Argumentują także, że amerykańska energetyka jądrowa musi utrzymać „silne standardy nieproliferacji i bezpieczeństwa na światowych rynkach”. Pomoc miałaby dotyczyć Bliskiego Wschodu oraz obszaru po za nim. Jak donosi Bloomberg, podczas spotkania padły słowa, że bezpieczeństwo narodowe USA może być zagrożone, gdyż kraj ten nie ma już pozycji głównego dewelopera cywilnego w sektorze energii jądrowej. Dlaczego w ogóle doszło do tego spotkania? Byt energetyki jądrowej w USA stoi pod wielkim znakiem zapytania. Chaotyczna polityka Donalda Trumpa powoduje, że nie wiadomo jaka będzie przyszłość tego sektora, jako że istniejące bloki jądrowe się starzeją. Sekretarz energii Rick Perry jest politykiem popierającym rozwój paliw konwencjonalnych oraz atomu. Rozwojowi energii jądrowej nie pomaga też fakt, że rynek jest zalewany tanim gazem, czy OZE, których zresztą bojkot już na początku swojej kampanii wyborczej zapowiadał Donald Trump. Liberalizacja rynku energii elektrycznej utrudniła finansowanie kapitałochłonnych projektów strategicznych, co w połączeniu z rewolucją łupkową w USA, podważyło rentowność niektórych, istniejących projektów jądrowych oraz tych planowanych. Do tego dochodzą także niedawne problemy Westinghouse z 2017 roku, który po kryzysach finansowych został przejęty przez kanadyjski Business Partner L.P. To z przedstawicielami Westinghouse spotkał się prezydent Polski Andrzej Duda podczas czerwcowej wizyty w Houston w Teksasie. Eksport technologii jądrowych poza granicami Stanów Zjednoczonych może być więc środkiem gwarantującym rozwój amerykańskiego przemysłu jądrowego. Nie jest jednak wykluczone, że amerykańskie firmy mogą ze względu na to być bardziej zainteresowane potencjalnymi inwestycjami w Polsce, chociaż nasz kraj do tej pory nie podjął decyzji w sprawie budowy atomu.

Atom w USA

Obecnie według danych World Nuclear Association (WNA) na terenie USA znajduje się 98 działających reaktorów jądrowych, rozlokowanych w 30 stanach. Jednostki te odpowiadają obecnie za produkcję 20 procent energii elektrycznej w USA, więc ciężko będzie temu krajowi tak łatwo zrezygnować z atomu, o ile w ogóle do tego dojdzie. Średni współczynnik wydajności reaktorów przekroczył 90 procent i pozostaje na tym poziomie od 2002 roku. W skali roku USA przeznaczają około 75 miliardów dolarów na konserwację i modernizacją elektrowni. Według wyliczeń WNA, jeśli dzisiaj reaktory zostaną po 60 latach wycofane z eksploatacji, to do 2030 roku potrzebnych będzie około 22 GW nowych mocy jądrowych, do 2035 roku – 55 GW, w celu utrzymania ich 20-procentowego udziału w miksie energetycznym. Obecnie w budowie są tylko 4 reaktory.

Amerykańskie firmy już teraz liczą na wsparcie administracji Trumpa i władz stanowych, jeśli chodzi o rozwój energetyki jądrowej, której jest ciężko konkurować z tańszą energią elektryczną np. w Ohio, generowaną za pomocą spalania gazu. Na wschodzie Ohio położone jest jedno z największych źródeł gazu w Stanach Zjednoczonych – Marcellus oraz złoże Utica. W ciągu ostatnich kilku lat w Ohio ceny energii elektrycznej obniżyły się do takiego stopnia, że operatorom i firmom energetycznym ciężko jest prowadzić biznes jądrowy i węglowy. W związku z tym firma FirstEnergy Solutions (właśnie bankrutująca, już po złożeniu wniosku o upadłość) będzie zmuszona zamknąć reaktory w elektrowniach Davis-Besse oraz Perry w 2020 roku i 2021 roku ze względów ekonomicznych, jeśli nie otrzyma pomocy finansowej od państwa. Firma nie wie co ma zrobić, gdyż zbliża się termin zakupu kolejnej dostawy paliwa jądrowego. Prowadzi w tej kwestii rozmowy z władzami stanowymi. Nic więc dziwnego, że inne koncerny rezygnują z atomu albo szukają szans za granicą. Ciekawostką jest fakt, że na rynku amerykańskim pojawiła się już grupa firm, które wyspecjalizowały się z szybkim i tanim zamykaniu reaktorów jądrowych. Według danych Bloomberga od 2013 roku w USA zamknięto 6 elektrowni – Crystal River (Floryda, 2013), Kewaunee (Wisconsin, 2013), San Onofre (California (2013), Vermont Yanke (Vermont, 2014), Fort Calkoun (Nebraska, 2016) oraz Oyster Creek (New Yersey, 2018). Firmy takie jak np. Northstar Group Services mogą zdemontować elektrownię po niższych kosztach w krótszym czasie, co pozwala uzyskać więcej pieniędzy w funduszu powierniczego stworzonego na okazję budowy elektrowni, który przejmuje firma demontująca.

Stępiński: Czy USA dofinansują atom w Polsce?

Szansa dla USA jest za granicą

Amerykański sektor jądrowy jednak się nie poddaje i widzi dużo możliwości za granicą oraz na rynkach prosperujących. Obecnie między firmami jądrowymi trwa bój o Bliski Wschód, który uważa energetykę jądrową w połączeniu z OZE i gazem za odpowiedź na wyzwanie jakim jest zmniejszenie uzależnienia od ropy naftowej (np. Arabia Saudyjska). Potencjał dostrzegany jest także w Azji, Afryce czy w Europie. O Azję i Afrykę zacięcie walczy rosyjski Rosatom. Amerykanie już od wielu lat są zaangażowani na rynku europejskim poprzez spółki Westighouse czy General Electric Hitachi, która wchodzi w skład General Electric. Firma ta wspiera obecnie projekty jądrowe np. w Rumunii (elektrownia Cernavodă) oraz w Turcji (Akkuyu). GE jest obecny od 1992 roku w Polsce i może być potencjalnym dostawcą technologii lub urządzeń inżynieryjno-technicznych, służących do budowy polskiego atomu. Według Pawła Żbikowskiego z portalu nuclear.pl duże szanse ma tu także inny doświadczony gracz na rynku jądrowym – Bechtel. Jeśli GE nie wygrałby przetargu, to niewykluczone, że mógłby on wchodzić w skład większego konsorcjum amerykańskich spółek, które potencjalnie mogłyby zrealizować projekt budowy pierwszej elektrowni atomowej w Polsce. W tym momencie jest za wcześniej by rozstrzygać czy to właśnie amerykańskie spółki podejmą się budowy polskiego atomu. Nie zapominajmy, że przede wszystkim nadal nie zapadła decyzja w sprawie budowy elektrowni jądrowej w Polsce.

Nieznana jest także ostateczna lokalizacja takiej jednostki. Nie ogłoszony został także przetarg dla konkretnej technologii. Atom został uwzględniony w PEP 2040, jednak nie oznacza to, że taki projekt w ogóle zostanie w Polsce zrealizowany. Atom jest stabilnym źródłem pozyskiwania energii elektrycznej, które mogłoby się przyczynić do zastąpienia starych, emisyjnych bloków węglowych, a także wyjść naprzeciw rosnącym ambicjom polityki klimatyczno-energetycznej Unii Europejskiej. Amerykanie dostrzegają starania Europy zmierzające do redukcji emisji CO2, dlatego chcą eksportować technologie jądrowe. Wola polityczna w przypadku Polski już jest, czy tak samo będzie w przypadku biznesu?

Stępiński: Atom z USA w Polsce? Kapitał to nie wszystko