RAPORT: Białoruska gra o tańszy gaz z Rosji

17 grudnia 2016, 07:15 Energetyka

RAPORT

Surowce podzieliły Białoruś i Rosję. Mińsk używa argumentu dywersyfikacji w sporze o niższe ceny dostaw gazu z Rosji. Nie ma jednak perspektyw na trwałe uniezależnienie się od Moskwy.

W ostatnim czasie jednym z istotnych tematów podnoszonych w mediach, oprócz wojny domowej w Syrii czy też wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, jest energetyka. Uwagę ekspertów przykuwa w głównej mierze sytuacja na rynku naftowym. Przypomnijmy, że w ostatnim czasie państwa zrzeszone wokół OPEC podjęły decyzję o redukcji poziomu wydobycia ropy, aby wpłynąć na wzrost cen surowca. Wiele krajów z tzw. petro state bardzo mocno odczuło skutki załamania na rynku naftowym, co znalazło odzwierciedlenie w ich budżetach.

Nie mniejsze napięcia wywoływał sam proces wynegocjowania porozumienia naftowego. Zastanawiano się kto i dlaczego ma zmniejszyć wydobycie, tym bardziej że każdy chce utrzymać swój status posiadania na rynku. Nie inaczej jest w przypadku gazu ziemnego. Doskonałym przykładem jest kontynent europejski, gdzie doskonale widać jak jeden z czołowych dostawców błękitnego paliwa, jakim jest Gazprom, rozgrywa nie tylko poszczególne państwa członkowskie Unii Europejskiej, ale i całą Brukselę. Wystarczy wspomnieć projekt gazociągu Nord Stream 2, który niczym gazowa kurtyna podzielił Stary Kontynent na tych, którzy ulegają wpływom energetycznej forpoczty Kremla i tych, którzy tak jak Polska otwarcie sprzeciwiają się temu kontrowersyjnemu projektowi – nie tyle w kwestii ugruntowania pozycji rosyjskiego monopolisty w tej części kontynentu, co jej wzmocnieniu. Tego typu zależności pokazują, jak w dzisiejszych czasach znaczącą rolę zarówno w polityce międzynarodowej, jak i w kreowaniu relacji między poszczególnymi państwami odgrywają surowce energetyczne.

Doskonałym przykładem są chociażby ostatnie relacje energetyczne między byłym państwem Związku Sowieckiego, jakim jest Białoruś, a spadkobierczynią Kraju Rad czyli Rosją. Przypomnijmy, że spór między Mińskiem a Moskwą rozpoczął się w 2016 roku. Zdaniem Białorusi w związku ze spadkiem cen surowców energetycznych na rynkach światowych za rosyjski gaz powinna ona płacić 73 dolary za 1000 m3, choć w umowie zapisana jest cena w wysokości 132 dolarów za tę samą ilość.

Ze swojej strony Rosjanie żądają od Białorusi realizacji zapisów obowiązującego kontraktu. Ze względu na nieopłacone dostawy ministerstwo energetyki Rosji zdecydowało o zmniejszeniu wolumenu dostaw ropy na Białoruś z 5,3 do 3,5 mln ton w trzecim kwartale 2016 roku. Jednocześnie domaga się jednak, aby w dotychczas obowiązującej formule określania ceny gazu obniżce uległ koszt transportu surowca do 65,5 dolarów za 1000 m3. Ponadto Mińsk oczekuje, że w cenie dostaw nie będą uwzględniane koszty Gazpromu związane ze sprzedażą paliwa oraz jego składowaniem w podziemnych magazynach.

W kontrakcie zapisano cenę 132,77 dolarów za 1000 m3. W oparciu o własne obliczenia Białorusini chcą płacić 73 dolary za tę samą ilość. Jako podstawy używali porozumienia międzyrządowego, które stanowi, że cena gazu dla Białorusi nie może być wyższa od ceny eksportowej minus koszty transportu. Dostawy gazu do obwodu smoleńskiego w Rosji kosztują 72 dolary za 1000 m3. Białoruś domaga się podobnej ceny, jako członek unii celnej oraz Związku Białorusi i Rosji.

W mediach wielokrotnie pojawiały się zapewnienia, że kwestia sporu energetycznego na linii Mińsk – Rosja została uregulowana. Po czasie okazywało się jednak, iż nadal utrzymuje się status quo. Mimo że Białorusini ogłaszali osiągnięcie porozumienia i deklarowali uiszczenie zaległości względem strony rosyjskiej, to sytuacja utknęła w martwym punkcie.

Oprócz tego Mińsk próbował w sporze z Rosją przeciągnąć linę na swoją stronę. Wielokrotnie zapowiadał podniesienie taryf na tranzyt rosyjskiej ropy. Z planów tych zazwyczaj się wycofywał. Moskwa nie pozostawała dłużna. Tamtejszy minister energetyki Aleksander Nowak informował o redukcji bezcłowych dostaw ropy na Białoruś w trzecim kwartale tego roku. Miało to związek z zadłużeniem za dostarczony gaz oraz z niewystarczającą ilością eksportu produktów naftowych do Rosji. Wicepremier Arkady Dworkowicz stwierdził, że harmonogram dostaw ropy na Białoruś może powrócić do pierwotnego kształtu pod warunkiem, że Moskwa i Mińsk osiągną porozumienie w sprawie uregulowania długu gazowego.

Do pewnego rodzaju przełomu doszło na początku grudnia, kiedy to Białoruś poinformowała o dokonaniu przedpłaty za dostawy gazu. Pytanie czy tym razem uda się przeciąć węglowodorowy węzeł gordyjski między Białorusią a Rosją? Tym bardziej, że Baćko Łukaszenko od pewnego czasu prowadzi energetyczną ofensywę na rzecz zmniejszenia zależności tej postsowieckiej republiki od dostaw węglowodorów z Rosji.

Warianty dywersyfikacji dostaw ropy naftowej na Białoruś

Zdaniem Anny Marii Dyner, analityka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, Łukaszenko jest świadomy, że nie może wybić się na energetyczną niezależność, a rozmowy z Iranem czy Azerbejdżanem na temat dostaw ropy są kolejną odsłoną gry, jaką Mińsk od czasu do czasu prowadzi z Moskwą. Pomimo zakończenia sporu o ceny dostaw węglowodorów z Rosji na Białoruś, Łukaszenko nadal podejmuje wysiłki na rzecz udowodnienia Moskwie, że jego kraj posiada alternatywę. Rozważa między innymi import ropy poprzez porty państw bałtyckich, z których do 2018 roku chce wycofać się rosyjski Tatnieft na korzyść naftoportu w Ust-Łudze. W roku 2010 oraz w 2011, kiedy to, podobnie jak obecnie, negocjacje dotyczące cen ropy naftowej stanęły w miejscu, prezydent Białorusi porozumiał się z ówczesnym prezydentem Wenezueli Hugo Chavezem w sprawie dostaw ropy z tego kraju na Białoruś. W ten sposób Łukaszenko chciał pokazać Rosji, że posiada alternatywę dla dostaw ropy ze wschodu.

Jednym z głównych źródeł białoruskich dochodów było przetwórstwo ropy i sprzedaż produktów ropopochodnych do państw Europy Zachodniej. W momencie kiedy ceny ropy znacząco spadły, a Rosja nie obniżyła wystarczająco cen dostaw dla Białorusi, sprzedaż i przetwórstwo surowca stały się mniej opłacalne. Dla Białorusi, która zmaga się z poważnymi problemami gospodarczymi, każdy dolar jest na wagę złota.

Białoruś liczy na kaspijską ropę

Na początku listopada br. prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko poinformował, że Mińsk jest zainteresowany przetwórstwem azerskiej ropy w swoich rafineriach. Białoruś w ostatnich kilku miesiącach rozważa dostawy ropy z Azerbejdżanu oraz z Iranu. Ropa z obydwu tych kierunków była już dostarczana do polskiego terminalu naftowego. Po wybudowaniu tłoczni oraz innego osprzętowienia na ropociągu biegnącym z Białorusi do Polski, ropa mogłaby być słana w przeciwnym kierunku. Pod warunkiem jednak, że pojawiłby się klient po drugiej stronie granicy. Pod koniec listopada Aleksander Łukaszenko przebywał w Azerbejdżanie, gdzie rozmawiał także o potencjalnych możliwościach dostaw azerskiej ropy na Białoruś.

Przypomnijmy, że na początku października białoruski przywódca mówił, że Mińsk prowadzi rozmowy z Iranem w sprawie dostaw ropy. Nasi wschodni sąsiedzi, pokazując możliwość dywersyfikacji dostaw surowca, chcą prawdopodobnie zyskać przewagę w toczącym się sporze energetycznym z Rosją.

Dostawy irańskiej ropy przez Ukrainę na Białoruś odbywają się dzięki wymianie giełdowej w oparciu o surowiec z Azerbejdżanu. Jak podają władze portu w Odessie, 19 października odebrały 84,7 tysięcy ton ropy azerskiej. Stamtąd surowiec ma trafić koleją do rafinerii w Mozyrzu na Białorusi.

Nie jest to odosobniony przypadek. W latach 2010-2011 Białorusini sprowadzili tym szlakiem ropę na mocy kontraktu z SOCAR-PDVSA. Do dostaw także posłużył azerski surowiec. Dostarczono 1,455 mln ton surowca, z czego 156,3 tysiące pochodziły z Azerbejdżanu dzięki porozumieniu z SOCAR-em. Dostawy z tego kierunku zostały porzucone w 2012 roku. Obecnie rozmowa na jego temat wróciła do agendy rządowej.

Rewersowe dostawy ropy na ropociągu Przyjaźń

Z kolei w rozmowie z z BiznesAlert.pl Rafał Miland, wiceprezes zarządu PERN, wyjaśnia, że jako nowy element w obrębie zainteresowań inwestycyjnych pojawiła się potencjalna możliwość rozbudowy ropociągu między Polską a Białorusią, tak aby surowiec mógł płynąć także w drugim kierunku – z zachodu na wschód.

– Chcemy zbadać, czy nasz wschodni odcinek ropociągu między Polską a Białorusią można rozbudować o rewersowy kierunek. Chcemy przeanalizować, czy byłby klient na Białorusi, na przykład w sytuacji przerw w dostawach surowca z kierunku wschodniego. Taką analizę będziemy prowadzić w przyszłym roku. Na obecnym etapie chcemy ocenić możliwości techniczne, koszty oraz czy byłoby potencjalne zainteresowanie klienta ze wschodu – mówił przedstawiciel spółki.

– PERN jako operator daje bezpieczeństwo Polsce, ale także dwóm rafineriom w Niemczech. Oczywiście także polskie rafinerie są od nas zależne. Chcemy być niezawodnym dostawcą zarówno na rynku krajowym, jak i na rynkach zagranicznych. Strategia naszej spółki to nie tylko przesył, to także magazynowanie – stwierdził Rafał Miland, wiceprezes zarządu PERN.

W tym kontekście warto wspomnieć, że pod koniec października w Mińsku przebywał wicepremier, minister rozwoju Mateusz Morawiecki, który rozmawiał o kooperacji gospodarczej z premierem Białorusi oraz prezydentem Aleksandrem Łukaszenką. Wówczas strona białoruska proponowała Warszawie zakup energii elektrycznej z budowanej w Ostrowcu pierwszej na Białorusi elektrowni jądrowej. Pytanie czy w relacjach Warszawa – Mińsk pojawił się również temat dostaw ropy na Białoruś? BiznesAlert.pl zapytał o to resort spraw zagranicznych, który w odpowiedzi stwierdził, że „ministerstwo nie posiada informacji dot. rozmów ws. dostaw ropy na Białoruś”.

O informację zwrotną w tej kwestii zwróciliśmy się również do Ministerstwa Energii. Z odpowiedzi Mariusza Kozłowski z biura prasowego ministerstwa dowiedzieliśmy się, że resort „nie prowadzi rozmów z rządem Republiki Białorusi na temat możliwości zapewnienia dostaw ropy naftowej poprzez terminal naftowy w Gdańsku do rafinerii białoruskich”. Jednocześnie należy wskazać, iż możliwości techniczne polskiej infrastruktury naftowej (tj. Naftoport oraz rurociąg Przyjaźń po odpowiednim dostosowaniu w zakresie tłoczenia rewersyjnego), zgodnie z informacjami spółki PERN, pozwalają na rozważenie takiej współpracy w przyszłości.

Pojawia się pytanie, czy Mińsk realnie rozważa dywersyfikacje dostaw ropy naftowej poprzez Ukrainę i Polskę? Ekspert Anna Dyner wyjaśnia, że podejmując jakąkolwiek decyzję w tej sprawie, należy sprawdzić, czy istnieje techniczna możliwość rewersowych dostaw na Białoruś. Trzeba także przejrzeć umowę z Rosją, czy nie ma tam żadnych zapisów, które uniemożliwiałyby lub komplikowały wspomniany proces. Warto również wiedzieć, czy Białoruś byłaby zainteresowana rewersem fizycznym czy wirtualnym. Sprowadzanie ropy np. z Gdańska przez polskie rurociągi może się dla tego państwa okazać mało opłacalne. Jeśli Mińsk dzięki swojej dotychczasowej postawie wynegocjuje dogodne dla siebie warunki dostaw ropy, wówczas inne projekty, takie jak rewers na ropociągu Przyjaźń, będą nieopłacalne. Pamiętajmy, że import surowca poprzez naftowe terminale w Polsce czy na Ukrainie to skomplikowane logistycznie operacje oraz wysokie koszty na które składają się: transport, przeładunek, magazynowanie, przesył. W związku z tym nawet jeśli cena wyjściowa byłaby konkurencyjna w stosunku do rosyjskiej, to dodatkowe opłaty przyczynią się do jej wzrostu i w efekcie do nieopłacalności tego procesu. Podobnie jak miało to miejsce w przypadku ropy z Wenezueli.

Mińsk informował również, że prowadzi rozmowy z Iranem w sprawie dostaw ropy. Dla Teheranu może to być kolejny rynek zbytu dla wydobywanego surowca, zaś dla Mińska argument w sporze naftowym i gazowym prowadzonym z Rosją. Według białoruskiego prezydenta jest już gotowe porozumienie o dostawach surowca tankowcami do portu w Odessie na Ukrainie. Przez jej terytorium ropa miałaby już niedługo popłynąć do Rafinerii Mozyrskiej. Łukaszenko wydał także polecenie, aby powrócić do projektu budowy naftociągu znad Morza Bałtyckiego i aby jak najszybciej zakończyć modernizację rafinerii w Nowopołocku.

Przypomnijmy, że w porównaniu z lipcem w sierpniu Iran zwiększył poziom eksportowanego wolumenu ropy o 15 procent – do 2 mln baryłek dziennie . Dzięki silnemu popytowi na irańską ropę w Europie oraz Azji, Irańczycy zwiększyli dzienne wydobycie do 3,8 mln baryłek. Są bliscy osiągnięcia poziomu z okresu przed nałożeniem na ten kraj międzynarodowych sankcji, czyli 4 mln baryłek na dobę.

Dlaczego Mińsk rzuca wyzwanie Rosji?

Asertywność Mińska rośnie właśnie teraz, ponieważ profity z zależności od dostaw ropy z Rosji maleją. Warto przypomnieć, że cena dostaw ropy naftowej z Rosji na Białoruś jest subsydiowana i w 2014 roku była o około połowę niższa od rynkowej. Wynika to z faktu, że Mińsk kupował ją początkowo bez konieczności opłacania cła, a potem opłacał je na preferencyjnych warunkach, przez co miliardy dolarów zostawały w jego budżecie.

Jednak wraz ze spadkiem cen surowca, z ówczesnych ok. 100 dolarów do poniżej 50 dolarów, w tym roku oferta rosyjska zbliżyła się cenowo do tej, którą można uzyskać na rynku. Efekt pogłębiła także reforma podatkowa w Rosji, która podniosła podatek od wydobycia ropy, a co za tym idzie jej cenę krajową. Z tego względu prezydent Białorusi szuka korzystnych kontraktów u innych producentów.

Już w latach 2010-2012 Łukaszenko sprowadzał ropę z Azerbejdżanu i Wenezueli, która z punktu widzenia rynkowego była nieopłacalna, ale dawała pole manewru w negocjacjach z głównym partnerem – Rosją. W obliczu niższych cen ropy naftowej na rynkach takie zabiegi mogą być bardziej opłacalne i stąd zapewne biorą się apele Białorusinów o umowę długoterminową w Baku.

Białoruska gospodarka na smyczy

Niezależnie od zapowiedzi Mińska o dywersyfikacji, pozostaje on zależny gospodarczo od Rosji. Ze względu na brak reform premię do wzrostu gospodarczego zapewniają głównie rabaty na węglowodory. Według CASE Belarus były one w 2014 roku warte 6,2 mld dolarów i zapewniły 8,1 procent z zanotowanego wtedy wzrostu Produktu Krajowego Brutto. Średnio premia z tych subsydiów dla białoruskiej gospodarki, w okresie od uzyskania przez nią niepodległości w 1991 roku, wynosiła 15 procent PKB.

Tania ropa sprawia obecnie, że korzyść z rabatów rosyjskich jest mniejsza, choć nadal potrzebna krajowi, który nie ma wielu alternatywnych motorów wzrostu gospodarczego. Z tego punktu widzenia otwarcie Europy na Białoruś w okresie taniej ropy naftowej może być czynnikiem wspomagającym uniezależnienie tego kraju od Rosji. Nie należy jednak oczekiwać rewolucji, bo jeśli Rosjanie przedstawią atrakcyjną ofertę, Mińsk ją przyjmie. Jeżeli dojdzie do wzrostu cen ropy naftowej, na przykład w skutek efektywnego porozumienia naftowego OPEC z Rosją i innymi producentami spoza kartelu, będzie to tym bardziej prawdopodobne.