Rentowność Bramy Północnej należy ocenić z perspektywy całej gospodarki

17 czerwca 2016, 14:15 Energetyka

KOMENTARZ

fot. Polskie LNG

Kamil Moskwik – analityk rynku energii/współpracownik BiznesAlert.pl

Antoni Olszewski – analityk rynku energii/współpracownik BiznesAlert.pl

Brama Północna to dwie inwestycje infrastruktury gazowej: terminal LNG w Świnoujściu oraz planowane połączenie Baltic Pipe. Pierwszy projekt, czyli niedawno oddany do użytku terminal skroplonego gazu, o obecnej pojemości 5 mld m3 (a docelowo po rozbudowie 7,5 mld m3), ma dzisiaj przyjąć pierwsza dostawę katarskiego gazu. Statek Al-Nuaman w ramach umowy długoterminowej z Qatargas dostarczy 206 tys. m3 LNG.  Z kolei gazociąg Baltic Pipe umożliwi do 2022 r. import do 10 mld m3 gazu z Norwegii poprzez Danię. Brama Północna zapewni więc całkowite zdolności importowe na poziomie ponad 17 mld m3. To dostateczna ilość, by móc ewentualnie całkowicie uniezależnić się od gazu ze Wschodu (obecna umowa długoterminowa z Gazpromem wygasa w 2022 r.), a nawet reeksportować paliwo do zaprzyjaźnionych krajów regionu.

Czy Polska skorzysta na imporcie droższego gazu? Tak!

W Internecie można przeczytać wiele błędnych opinii, rozpowszechnianych szczególnie na popularnych portalach niezajmujących się branża energetyczną, jakoby angażowanie się Polski w kosztowne inwestycje infrastruktury gazowej było zbędnym wydatkiem czy wręcz marnotrawstwem środków. Tłumaczy się to właśnie relatywnie niską cena rosyjskiego gazu.  Nieraz dodatkowo dorzuca się argument o rzekomych korzyściach skali – im więcej gazu kupimy z Rosji, tym będzie tańszy. Nic bardziej mylnego. Tego typu opinie są zapewne wypadkową działania agentury wpływu Kremla oraz tzw. pożytecznych idiotów, bezmyślnie powtarzających materiały propagandowe i dezinformacyjne wschodniego imperium. Otóż w praktyce jest zupełnie odwrotnie. Przeciętny koszt gazu w skali kraju zależy w dużej mierze od potencjalnych zdolności zaspokojenia popytu z różnych źródeł, czyli zdolności dywersyfikacji.

Samo posiadanie opcji importu z innych źródeł ma wartość, niezależnie od jej wykorzystania. Paradoksalnie, możliwość pokrycia części krajowego zapotrzebowania ze źródeł droższych niż rosyjskie, tj. z Norwegii bądź Bliskiego Wschodu poprzez terminal LNG, może obniżyć przeciętny koszt importowanego gazu. Stanie się to ze względu na poprawę siły przetargowej odbiorcy, czyli Polski, względem dostawców, w szczególności Federacji Rosyjskiej. Dodatkowym atutem wynikającym z alternatywnych dróg importu jest podtrzymanie jednego z filarów bezpieczeństwa energetycznego Polski, mianowicie gwarancji ciągłych i niezakłóconych dostaw paliwa dla rodzimego przemysłu i gospodarstw domowych.

W przeciwieństwie do surowców takich jak ropa naftowa, węgiel bądź metale, koszt importu gazu ziemnego zależy w znacznie większej mierze od infrastruktury przesyłowej. Innymi słowy, znaczące koszty stałe projektów gazociągowych lub LNG związane z zawieranymi długoterminowymi umowami w dużej mierze wpływają na finalną cenę metra sześciennego gazu, podczas gdy koszty zmienne, tj. wiążące się z samym wydobyciem surowca, nie odgrywają aż takiej roli jak w przypadku towarów łatwiejszych do zmagazynowania. Ta specyfika gazu – z natury ulotnego, a więc niewygodnego do przechowywania w dużych ilościach – czyni ceny dla poszczególnych odbiorców bardziej zróżnicowanymi.

„Bractwo kurkowe”, czyli gazowi szantażyści z Rosji

Tajemnicą poliszynela jest również możliwość wykorzystania przez Kreml dominującej pozycji dostawcy gazu w celach politycznych. Przykręcenia kurka doświadczyła w zeszłym roku Ukraina, nota bene pogrążona w wojnie ze wspieranymi przez Rosję bojownikami. Obecnie na finiszu negocjacji jest rosyjsko-niemiecki projekt gazociągu Nord Stream 2, zwany w Polsce pogardliwie ekonomicznym paktem Ribbentrop-Mołotow.

Z punktu widzenia Berlina jest on racjonalny, gdyż rosyjski gaz jest najtańszy. Ponadto w wyniku polityki Energiewende prognozowane zużycie błękitnego paliwa ma dynamicznie rosnąć. Chociaż Niemcy niemal całkowicie (w ok. 90%) polegają na imporcie gazu, Rosja nie jest dla nich aż tak dominującym dostawcą jak dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej, zaspokajając niespełna 40% niemieckiego zużycia. Bardzo ważnymi dla Niemiec kierunkami importu gazu są również Norwegia (ok. 30% zapotrzebowania), Holandia i Wielka Brytania.

Dla porównania, zależność Polski od importu rosyjskiego gazu kształtuje się na poziomie 55-70%, w zależności od przyjętej miary (w 2014 r. zużycie gazu w Polsce sięgnęło 15,6 mld m3, z czego 4,4 mld m3, czyli 28%, to wydobycie krajowe, kolejne 8,5 mld to bezpośredni import z kierunku wschodniego poprzez Gazociąg Jamalski, a dalsze 2,2 mld m3 to import z Niemiec, który realizowany jest poprzez tzw. rewers, czyli w praktyce również jest to gaz pierwotnie pochodzenia wschodniego). Według nieoficjalnych informacji Polska płaciła dotąd najwięcej ze wszystkich dużych odbiorców z Unii Europejskiej, do których Rosja dostarcza gaz.

Jednocześnie dla Moskwy projekt Nord Stream 2 ma być nowym narzędziem dyskryminacji cenowej, czyli wykorzystywania swojej pozycji monopolisty wśród dostawców do różnicowania cen poszczególnym importerom. Ofiarami tej polityki są przede wszystkim kraje bałtyckie, Polska i pozostałe państwa regionu. Bezpośrednie połączenie Rosja-Niemcy umożliwi szantażowanie mniejszych graczy przykręceniem kurka bez większych obaw o presję polityczną ze strony silnych gospodarczo państwa starej UE. Przypieczętowanie projektu pokazuje brak solidarności Niemiec wobec całej wspólnoty europejskiej. Brama Północna ma zapewnić Polsce i innym krajom regionu wschodniej flanki UE niezbędną przeciwwagę.

Podsumowanie

Na dokładną ocenę rentowności Bramy Północnej przyjdzie poczekać do jej otwarcia i renegocjacji umowy z Gazpromem. W obliczu turbulencji na rynku i sporej amplitudy cen ropy naftowej, która w większości przypadków jest komponentem indeksacji cen gazu, bieżąca wartość projektu, który ma zostać w pełni ukończony za 6 lat i służyć przez kilkadziesiąt kolejnych jest bardzo wrażliwa na wiele parametrów. Jednakże uzyskanie przez Polskę realnego bezpieczeństwa energetycznego poprzez dywersyfikację potencjalnych źródeł dostaw przełoży się na z pewnością na umocnienie pozycji negocjacyjnej naszego kraju, dzięki czemu powinniśmy uzyskać niższe ceny. Może zdarzyć się sytuacja, iż możliwości importowe zarówno terminala LNG w Świnoujściu, jak i planowanego gazociągu Baltic Pipe, nie będą wykorzystane w 100%. Nie należy tego jednak uznać za niegospodarność, a właśnie koszt opcji i bezpieczeństwa, zarówno gospodarczego, jak i politycznego. Zatem projekt Bramy Północnej należy rozpatrywać nie pojedynczo, lecz w skali całej gospodarki Polski i regionu.