Bojanowicz: Kto wygra nową wojnę Białorusi z Rosją w energetyce? (ANALIZA)

17 kwietnia 2019, 07:30 Energetyka

Roma Bojanowicz, współpracownik BiznesAlert.pl, pisze o narastającym napięciu między Białorusią a Rosją wokół sektora energetycznego. Czy skończy się nowym kryzysem tranzytu ropy?

Aleksandr Łukaszenka i Władimir Putin. Fot. Kremlin.ru

Zdaniem wicepremier Białorusi Igora Petryszenki prowadzone od dłuższego czasu negocjacje z Rosją, których celem jest ustalenie poziomu ceny gazu od 2020 roku powinny wejść w końcową fazę. „Na ten rok ceny zostały ustalone i musimy wejść w rok 2020 z odpowiednimi umowami dotyczącymi parametrów cenowych. Grupy z  ministerstw energii pracują i muszą, zgodnie z decyzjami podjętymi na wysokim szczeblu, przygotować propozycje do 30 kwietnia.” – taką wypowiedź Petryszenki w dniu 11 kwietnia zacytowała agencja informacyjna BiełTa. Przyspieszenie prac nad porozumieniem gazowym to nie tylko próba przeciwdziałania skutkom rosyjskiego manewru podatkowego. To również próba sił odbywająca się w trakcie budowania zrębów nowego podmiotu jakim jest Euroazjatycka Unia Gospodarcza (EUG).

 Jeszcze niedawno, bo w drugiej połowie lutego, białoruski minister energii Wiktor Karankiewicz zapowiadał finał rozmów na 1 lipca 2019. Skrócenie okresu negocjacji dotyczących kwestii ceny gazu o dwa miesiące to dość dramatyczna zmiana. Jednak obserwując coraz bardziej napięte relacje gospodarcze i polityczne na linii Mińsk-Moskwa oraz zbliżający się nieubłaganie termin oddania do użytku pierwszego bloku energetycznego w elektrowni jądrowej w Ostrowcu trudno się dziwić, że Białoruś stara się wywrzeć presję na swojego wschodniego partnera. I używa do tego wszelkich dostępnych jej narzędzi, w tym prowadzenia remontów znajdujących się na jej terenie naftociągów, którymi tłoczona jest ropa do krajów UE: Polski, Niemiec, Czech i na Węgry. 

Historia pojedynku

Powołane do życia w grudniu 1999 roku Państwo Związkowe Białorusi i Rosji miało umożliwić zbliżenie się gospodarcze i polityczne obu krajów. Jednak na drodze do szybkiej i pełnej integracji obu państw stanęły osobowości ich przywódców: prezydenta Białorusi  Aleksandra Łukaszenki i prezydenta Rosji Władimira Putina. Obaj mają bardzo silną potrzebę dominacji i  obaj nie wahają się wykorzystać każdego argumentu jaki tylko pozwoli im „wyrwać” dla siebie większej autonomii i realnie zwiększyć zasięg swojej władzy. Doskonale tę kwestię ilustruje sprawa importu i tranzytu przez Mińsk rosyjskich surowców energetycznych: ropy naftowej i gazu.

Moskwa chętnie używa ropy i gazu do prowadzenia swoich gier zarówno w polityce światowej jak i regionalnej. W przypadku Białorusi dźwignia w postaci manipulacji cenami surowców energetycznych rzadko się sprawdza. W 2019 roku Białoruś importuje gaz w kwocie ok. 130 USD za 1000 m sześc. gazu, a w zeszłym roku  Dla porównania cena błękitnego paliwa sprzedawana w zeszłym roku w Rosji wynosiła 70 USD za 1000  m sześc.. Mimo zdecydowanie niższej od rynkowej opłat za gaz, w oparciu o bilateralne ustalenia gospodarcze Mińsk oczekuje od Moskwy przyznania od 2020 roku preferencyjnych cen na ten surowce, identycznych z tymi jakie będą obowiązywać dla podmiotów gospodarczych w obwodzie smoleńskim. Tylko wówczas białoruskie produkty i usługi będą mogły realnie konkurować z rosyjskimi. W tym roku Moskwa wprowadziła w życie tzw manewr podatkowy polegający na stopniowym znoszeniu ceł eksportowych na rosyjską ropę i ich urealnianiu dla wszystkich odbiorców, którzy kupowali ją na preferencyjnych warunkach. Zdaniem prezydenta Rosji Władimira Putina cena rynkowa gazu dla Białorusi powinna się kształtować na poziomie około 200 USD. Tymczasem wynosiła ona 127 USD w 2018 i 129 USD w 2019 roku.

Starania o uzyskanie preferencyjnej ceny na gaz zbiega się z faktem, że Białoruś będzie w nadchodzących miesiącach będzie gwałtownie zmniejszać globalne zużycie błękitnego paliwa. Jeszcze bowiem w tym roku zdecydowana większość białoruskiej energii elektrycznej wytwarzane będzie przez elektrownie gazowe. Sytuacja zmieni się diametralnie po uruchomieniu w grudniu bieżącego roku pierwszego bloku energetycznego w budzącej ogromne kontrowersje siłowni atomowej w Ostrowcu. Dzięki niej docelowo udział gazu w miksie energetycznym Białorusi spadnie do 60 procent.

„Uruchomienie białoruskiej elektrowni jądrowej pozwoli zastąpić do 5 miliardów m sześc. gazu ziemnego i zmniejszyć jego wykorzystanie w produkcji energii elektrycznej z 95 procent do 60 procent.”- taką deklarację ze strony ministra energii Wiktora Karankiewicza przekazała agencja informacyjna BelTa. „Obecnie trwają prace nad integracją białoruskiej elektrowni jądrowej z systemem energetycznym i gospodarką kraju, opracowano odpowiedni plan działań na rzecz rozwoju przemysłu, transportu elektrycznego, instalacji kotłów elektrycznych i źródeł rezerwy szczytowej w obiektach energetycznych,” – poinformował cytowany minister. Dlatego można odnieść wrażenie, że w trwającym obecnie kryzysie gazowym bardziej chodzi o zaznaczenie swojej niezależności przez Białoruś, niż o kwestię zakupu samego surowca.

Utrzymanie w mocy manewru podatkowego dla eksportu ropy naftowej i brak jakiegokolwiek wyrównania kosztów zakupu węglowodorów ze strony Rosji będzie oznaczał, że Białoruś będzie musiała kupować je po cenach zdecydowanie bardziej rynkowych niż do tej pory. Spowoduje to tylko w samym 2019 roku straty dla budżetu państwa w wysokości 300 milionów USD. Z szacunków białoruskiego ministerstwa finansów wynika, że do 2024 roku, czyli ostatniego roku przed wprowadzeniem w EUG pełnej integracji rynku węglowodorów, Mińsk straci blisko 11 mld USD. Powodem drastycznego zmniejszenia wpływów budżetowych będzie przede wszystkim zwiększenia wydatków na zakup rosyjskiego surowca przez białoruskie rafinerie. Spowoduje to znaczący spadek atrakcyjności cenowej i konkurencyjności eksportowanych do Rosji produktów naftowych. Mińsk usilnie stara się uzyskać od Rosji zapewnienie o wyrównaniu tych strat, wystąpił nawet do Kremla z prośbą o wsparcie kwotą 2 miliardów USD rocznie swoich rafinerii, które są najnowocześniejszymi obiektami tego typu w całym EUG. Jednak rosyjskie Ministerstwo Finansów ogłosiło, że Rosja nie jest gotowa na takie wydatki, a wszyscy przedstawiciele rosyjskiego rządu pytani o dotacje dla białoruskiego przemysły petrochemicznego odpowiadają, że nie są nim zainteresowani. 

Naprawa gazociągu, czyli wojna tranzytowa 

Brak porozumienia w kwestiach dotyczących cen zakupu gazu w 2020 roku skutkuje zaostrzeniem działań po obu stronach. Rosjanie bardzo sobie cenią opinię rzetelnego dostawcy ropy i gazu. Z tego doskonale zdają sobie sprawę Białorusini i planują wykorzystać pretekst remontu rurociągów biegnących przez ich kraj aby ograniczyć tranzyt rosyjskiej ropy do krajów UE, w tym do Polski. Podobna sytuacja miał miejsce w 2007 roku, kiedy to Rosja spróbowała przejąć kontrolę nad białoruskim sektorem energetycznym poprzez ograniczenie subsydiowania gospodarki Białorusi tanimi węglowodorami. Miało to zapewnić możliwość zwiększenia wpływu Kremla na sytuację polityczną w kraju, gdyż były one najważniejszym elementem stabilizującym ekonomię  Białorusi i dowodem na poparcie polityczne jakie Rosja udzielała wówczas reżimowi Łukaszenki. Kolejna taka sytuacja miała miejsce dekadę później, w 2017 roku.

Zdaniem rosyjskich ekspertów, jeśli sytuacja się powtórzy w tym roku, wolumen przesyłu nafty przez białoruskie magistrale spadnie o 10 milionów ton – z 50 do 40 milionów ton. Ponieważ negocjacje gazowe między obu krajami stają się coraz bardziej napięte, do wyraźnego zaostrzenia sytuacji wystarczył tylko pretekst. Okazało się nim być wprowadzenie przez Rosję zakazu importu jabłek i gruszek z Białorusi. 11 kwietnia sytuację związaną ze wzajemnymi relacjami gospodarczymi obu krajów skomentował prezydent Łukaszenko: „Okazuje się, że dobro, które robimy dla Federacji Rosyjskiej, przynosi nam tylko szkody.” Następnie wicepremier Białorusi Igor Petryszenko zapowiedział przeanalizowanie przez Mińsk kwestii możliwego zamknięcia rurociągu Przyjaźń na czas przeprowadzania niezbędnych prac konserwacyjnych, które powinny był zostać przeprowadzone „półtora roku temu”.

W wywiadzie dla RIA Novosti Andriej Verigo, główny inżynier Gomeltransneft Druzhba, operatora białoruskiego odcinka rurociągu,zaplanowano remont pięciu odcinków rurociągu Przyjaźń. „W tym roku rurociąg będzie miał 55 lat. Rury leżą w ziemi, 80 procent rur zostało ułożonych przez naszych dziadków. Wyobraź sobie, że metal leży w ziemi od ponad 50 lat. Oczywiście wymaga naprawy i konserwacji,” – powiedział Verigo. Według badaczy z Transnieftu stan infrastruktury jest zadowalający i nie wymaga podejmowania natychmiastowych i gwałtownych działań. Podjęcie na szczeblu rządowym tak radykalnej decyzji, wpływającej na działalność całej infrastruktury, jednoznacznie sugeruje polityczne przyczyny remontu magistrali Przyjaźń.

Nie jest to pierwsze ostre zagranie Mińska. Do marca współpraca między obu stronami przebiegała bez większych zakłóceń. W zeszłym miesiącu strona białoruska zwróciła się jednak do strony rosyjskiej z informacją o podniesieniu od 1 maja 2019 roku wartości taryfy tranzytowej o 23 procentowy „podatek środowiskowy”. Jak łatwo się domyśleć Rosjanie nie są zadowoleni z podwyżki.

Ale Moskwa też dysponuje silnymi narzędziami nacisku. W 2017 roku w ramach zażegnywania kolejnego białorusko-rosyjskiego kryzysu gazowego wprowadzono pewien specyficzny rodzaj dotacji opartej na wolumenie zakupu przez Białoruś ropy. Teoretycznie Mińsk ma zakontraktowany zakup od rosyjskich dostawców 24 miliony ton ropy rocznie, z czego zaledwie 18 milionów ton jest realnie nabywany. Za pozostałe 6 milionów ton rosyjskie spółki eksportują przez rurociąg Przyjaźń i płacą do rosyjskiego budżetu wynikające z tego faktu cła i inne podatki. Jednak zgodnie z bilateralną umową opłaty te, które zależnie od bieżącej wartości ropy mogą wynosić od 0,5 do 07 miliarda USD, są przekazywane z budżetu Rosji do budżetu Białorusi. Najmniejszy błąd w negocjacjach może więc spowodować, że Kreml wycofa się z dalszego dotowania białoruskiej gospodarki.

Kolejną sprawą jest fakt, że znaczenie tego kanału tranzytu z roku na rok spada, gdyż coraz mniej ropy przechodzi przez Białoruś. Ponieważ białoruskie rurociągi naftowe nie są wykorzystywane w 100 procentach, możliwe jest jednoczesne naprawienie jednej rury, podczas gdy ropa jest pompowana nadal drugą. Warto też zwrócić uwagę, że dostawy ropy naftowej do UE są stale redukowane, ponieważ Europa w ramach dywersyfikacji dostaw zmniejsza wolumen zakupów rosyjskiej ropy szukając alternatywnych źródeł. W reakcji rosyjskie firmy szukają nowych kierunków eksportu, wysyłając coraz więcej ropy na rynki azjatyckie, na których mogą znacznie więcej zarobić. W ostatnim czasie dostawy ropy z Rosji do Chin wzrosły prawie o połowę. Do tego w dystrybucji rosyjskiej ropy coraz większe znaczenie zyskuje transport drogą morską.

Polska jest bezpieczna

Potencjalne ograniczenia w dostawach surowca przez Białoruś mogą dotyczyć zarówno odbiorców znajdujących się na północnej gałęzi rurociągu biegnącej do Polski i Niemiec, jak i część południowej, którą dostarczana jest ropa do Czech, Słowacji i na Węgry. W planach na 2019 rok założono, że tranzyt przez terytorium Białorusi ma wynieść w sumie 50 mln ton. Z danych opublikowanych przez Transnieft wynika, że w ubiegłym roku  przepompowano w sumie 48,9 mln ton rosyjskiej ropy tranzytowej z czego ponad połowa dostaw miała pochodzić od Rosnieftu. Ponadto za pośrednictwem naftociągu Przyjaźń dostarczono 18 mln ton subsydiowanej ropy dla białoruskich rafinerii. Jak uważają niektórzy rosyjscy specjaliści, rafinerie w Polsce i we wschodnich Niemczech otrzymujące obecnie  surowce tym rurociągiem mogą uzupełnić potencjalne niedobory poprzez dostawy przechodzące przez port w Gdańsku. Jest to z pewnością dobra informacja dla Polski.

Powtarzający się co kilka lat konflikt gazowy między Białorusią, a Rosją jest również związany z ambicjami politycznymi przywódców obu krajów. Zarówno Aleksander Łukaszenko, jak i Władimir Putin starają się utrzymać władzę w swoich państwach za wszelką cenę. Obaj chcieli również odgrywać rolę kluczowego lidera w krajach postsowieckich. Jednak wraz z przejęciem władzy na Kremlu przez  Putina szanse Łukaszenki na odegranie poważniejszej roli politycznej w tworzącej się federacji drastycznie zmalały. Dodatkowe starania Moskwy o ograniczenie samodzielności gospodarczej i politycznej Mińska spowodowały jedynie opóźnienie w integracji obu krajów. Łukaszenko zdaje sobie sprawę, że po utracie samodzielności przez Białoruś jego rola w kraju zostałaby całkowicie zmarginalizowana. A tego, jako ojciec białoruskiego narodu, chciałby zdecydowanie uniknąć.