Bojanowicz: Co tym razem Łukaszenko sprzeda Putinowi?

8 stycznia 2019, 07:30 Energetyka

W ostatnich dniach grudnia 2018 roku, gdy większość świata obchodziła Święta Bożego Narodzenia i przygotowywała się do Sylwestra, prezydenci Białorusi i Rosji odbyli dwa spotkania,  których tematem były przede wszystkim relacje gospodarczych między tymi krajami. Zdaniem białoruskich i rosyjskich mediów brak oficjalnych komentarzy na temat rozmów może świadczyć o tym, że nie doszło do porozumienia. W związku z tym nie ustalono wysokości cen na ropę i gaz jakie Mińsk kupuje od Moskwy. Obecny impas w relacjach między sojusznikami stanowi kolejną odsłonę trwającej od kilkunastu lat próby sił między Aleksandrem Łukaszenką, a Władimirem Putin – pisze Roma Bojanowicz, współpracowniczka BiznesAlert.pl.

fot. president.gov.by

Białoruś jest obecnie ostatnią europejską republiką należąca do dawnego ZSRS będącą w tak ścisłej zależności politycznej i gospodarczej od Moskwy. Od drugiej połowy lat 90-tych XX w. trwają próby ponownego połączenia obu krajów. W dniu 8 grudnia 1999 roku, w kolejną rocznicę podpisania porozumień białowieskich (przypieczętowały upadek Związku Radzieckiego), ówczesny prezydent Rosji Borys Jelcyn i prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko ogłosili na Kremlu powstanie Państwo Związkowe Białorusi i Rosji (ZBiR). W umowie powołującej do życia nowy związek nie znalazły się zapisy o stworzeniu jednego wspólnego rządu dającego realną możliwość sprawowania władzy w obu krajach. Kolejnym elementem, który wpłynął na relacje Białoruś – Rosja było objęcie władzy na Kremlu przez Władimira Putina w 2000 roku. Plany Łukaszenki zajęcia najwyższych stanowisk zapewniających władzę na obszarze ZBiR zostały całkowicie przekreślone przez przebudowę rosyjskiej sceny politycznej, a realne wpływy polityczne prezydenta Białorusi zostały ograniczone do terytorium tego kraju. Dodatkowo Putin rozpoczął działania, których celem było osłabienie pozycji białoruskiego prezydenta w kraju oraz dalsze wdrażanie integracji na rosyjskich warunkach. Wówczas stało się jasne, że niemożliwe jest współistnienie tych tak różnych państw jako równorzędnych podmiotów politycznych.

Kto ma rurociągi, ten ma władzę

Głównym atutem Białorusi w relacjach z Rosją było i jest jej położenie geograficzne oraz znajdująca się na jej terytorium infrastruktura transportowa: ropociągi (rurociąg Przyjaźń), gazociągi, drogi i koleje. Jeszcze na początku XXI w. ich znaczenie strategiczne dla rosyjskiej gospodarki trudno było przecenić. Z drugiej strony za możliwość tłoczenia nimi ropy do Polski i Niemiec Mińsk niejednokrotnie wystawiał Moskwie słone rachunki. Dlatego Kreml od lat był zainteresowany możliwością przejęcia kontroli nad białoruskimi magistralami przesyłającymi surowce do Europy Zachodniej. Stworzenie wspólnego państwa miało ułatwić rosyjskim firmom rozwiązanie problemu wzrostu opłat za tranzyt surowców przez terytorium Białorusi i wytrącić Mińskowi z ręki jedyny skuteczny argument umożliwiający wymuszenie na Moskwie ustępstw w kwestii ukształtowania cen na węglowodory.

Cena czyni cuda

Kreml od lat używa ropy i gazu do rozgrywania swoich politycznych interesów. W przypadku Białorusi dźwignia w postaci manipulacji cenami surowców energetycznych bywa mało skuteczna. W poprzednich latach Białoruś płaciła ok. 130 USD za 1000 m sześc. gazu. Dla porównania cena błękitnego paliwa sprzedawana w zeszłym roku w Rosji wynosiła 70 USD za 1000  m sześc., a surowiec płynący do Polski kosztował 199 USD. Mimo znacząco niższej od rynkowej opłat za gaz  Łukaszenko i jego urzędnicy opierając się na bilateralnych ustaleniach gospodarczych oczekują od Moskwy przyznania od 2020 roku preferencyjnych cen na węglowodory, identycznych jak te obowiązujące w Rosji, a  konkretnie w obwodzie smoleńskim. Tylko wówczas białoruskie produkty i usługi będą mogły realnie konkurować z rosyjskimi. Jeszcze większym problemem dla Mińska jest wprowadzenie przez Rosję tzw. manewru podatkowego, czyli zamiany ceł eksportowych na zwiększenie obciążeń podatkowych związanych z wydobyciem ropy.

Oznacza to znaczący wzrost kosztów zakupu nafty dla krajów, które do tej pory nie płaciły powyższego cła. Białoruscy urzędnicy wyliczyli, że tylko w 2019 roku koszt wynikający z wprowadzenia manewru podatkowego wyniesie 300 milionów USD (ok. 20 miliardów rubli). W 2024 roku osiągnie on wartość niemal 2 mld USD (ponad 133 miliardy rubli), co będzie stanowić równowartość blisko 4 procent PKB Białorusi. Zmiana taryfy zakupy ropy spowoduje podwyżkę cen produktów petrochemicznych, których eksport ma poważny udział w wytwarzaniu białoruskiego PKB. Istnieje również poważna obawa, że zmiana przepisów podatkowych uniemożliwi stworzenie jednolitego rynku ropy naftowej i gazu w ramach Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej (EUG) w 2025 roku. W związku z tym Mińsk oficjalnie zażądał od Moskwy rekompensaty z tytułu podwyżki cen surowca. Na razie wszystko wskazuje na to, że negocjacje utknęły w martwym punkcie i strony nie mogą dojść do porozumienia w sprawie uzgodnienia formy jej wypłacania. Białorusini chcą utrzymać niską cenę ropy, a rosyjskie władze proponują bezpośrednie wsparcie z budżetu Federacji Rosyjskiej, które będą zdecydowanie mniej korzystne. 

Starcie osobowości 

Jedną z najważniejszych przyczyn konfliktu między Białorusią i Rosją są osobowości przywódców obu krajów. Zarówno Łukaszenka jak i Putin są ludźmi władzy. Najwyraźniej interesuje ich tylko utrzymanie przywództwa w swoim kraju za wszelką cenę. Od przejęcia władzy na Kremlu przez  Putina szanse Łukaszenki na odegranie poważniejszej roli politycznej w Rosji lub federacji drastycznie zmalały. Dodatkowe starania Moskwy o ograniczenie samodzielności Mińska spowodowały jedynie opóźnienie w integracji obu krajów, czego konsekwencją są wybuchające co kilka lat spory naftowo – gazowe.

Być może trwające do niedawna w kościele wschodnim obchody Świąt Bożego Narodzenia przerwały negocjacje dotyczące nowego porozumienia w sprawie przepływu surowców. Być może stanowią one jedynie wymówkę do ukrycia trwających właśnie twardych negocjacji. Strony w przypadku braku satysfakcjonującego porozumienia mają bowiem dużo do stracenia w warstwie wizerunkowej. Obydwaj prezydenci potrzebują zdecydowanego sukcesu w kwestiach gospodarczych i polityki międzynarodowej. I obaj najwyraźniej zamierzają „wykorzystać” do tego obecne spięcie.

Na zdecydowanie słabszej pozycji negocjacyjnej stoi Łukaszenka, który przez ostatni 25 lat  przeprowadził jedynie szczątkowe reformy gospodarcze w wybranych gałęziach przemysłu. Do tego praktycznie całkowicie uzależnił białoruską gospodarkę od dostaw tanich surowców z Rosji i tamtejszych rynków zbytu. Dlatego „poddanie” rosyjskim oligarchom najważniejszych przedsiębiorstw, w tym tych związanych z tranzytem i przetwórstwem węglowodorów, znacząco ograniczy niezależność, wręcz zwasalizuje kraj, a Łukaszenkę może pozbawić realnego wpływu na sytuację na Białorusi.

Z drugiej zaś strony jakiekolwiek ograniczenia w dostawach węglowodorów ze Wschodu spowodują poważne perturbacje w białoruskiej gospodarce, z całkowitym jej załamaniem włącznie. Skutkiem będzie też utrata władzy przez Łukaszenkę. Obecny prezydent Białorusi chce zapewne uniknąć obu scenariuszy. Nie mając jednak innego wyjścia, w ramach negocjacji będzie najprawdopodobniej musiał sprzedać któryś z istotnych dla gospodarki białoruskich przedsiębiorstw państwowych. O poziomie desperacji Łukaszenki będzie świadczyła wartość infrastruktury przejętej przez Rosjan – im wyższa, tym bardziej zażarte były rozmowy dwustronne i tym mniejsze pole manewru Kreml pozostawił drugiej stronie. Gdyż obecny prezydent Białorusi jest w dużym stopniu przyparty do gospodarczego muru i nie może czekać na całkowitą unifikację rynku węglowodorów jaka ma objąć wszystkie kraje EUG w 2025 roku.

Sytuacja z punktu widzenia Rosji i jej przywódcy jest również skomplikowana. W maju 2018 roku, zgodnie z zapisami rosyjskiej konstytucji, Putin rozpoczął ostatnią kadencję na stanowisku prezydenta. Bliższe związanie polityczne i ekonomiczne Białorusi z Rosją, wzmocniłoby znacząco pozycję obecnego przywódcy na Kremlu. Koniec obecnej 6-letniej prezydenckiej kadencji nastąpi na kilka miesięcy przed wprowadzeniem pełnej integracji rynku węglowodorów EUG w 2025 roku. Taka zbieżność terminów może sugerować, że Władimir Putin planuje przeskoczyć z funkcji prezydenta Rosji na stanowisko przywódcy państw zjednoczonych pod auspicjami EUG. W krótszej perspektywie czasu sukces związany z „wchłonięciem” zachodniego sąsiada wzmocni pozycję Putina wśród oligarchów (ułatwi przejęcie majątku białoruskich przedsiębiorstw państwowych) i wśród szeroko rozumianych mas obywateli rosyjskich (wzmacniając imperialne poczucie wartości). Jednak Białoruś nie jest jedynym rynkiem na jakim operują rosyjscy przedsiębiorcy, a którym zainteresowany jest Kreml, a przejęcie go może pomóc ale nie jest kwestią być, albo nie być dla Putina. 

Po blisko 30 lat od upadku Związku Sowieckiego, jego prawny sukcesor – Rosja i stojący na jej czele przywódcy starają się odzyskać władzę na możliwie szerokim obszarze dawnego imperium. Wykorzystują do tego nadal aktualne powiązania gospodarcze – zależność postsowieckich krajów od tanich rosyjskich węglowodorów. Ale jest to zależność obustronna. Bez możliwości przesyłania ropy i gazu między innymi przez terytorium Białorusi, Moskwa nie mogłaby zrealizować swoich międzynarodowych zobowiązań wobec zachodnich kontrahentów. Natomiast Mińsk bez finansowego wsparcia ze strony Kremla na dłuższą metę nie przetrwa gospodarczo i podobnie jak Ukraina będzie musiał zwrócić się o pomoc między innymi do krajów UE. Wówczas okazałoby się, że cały kilkudziesięcioletni wysiłek utrzymania swojej niezależności politycznej i gospodarczej poszedł na marne. Balansowanie między wschodem a zachodem okazałoby się czasem straconym,  odwlekaniem nieuniknionej zmiany – również u steru państwa.