Stępiński: Ostrołęka za wszelką cenę?

2 października 2018, 07:31 Energetyka

Nie milkną echa komentarzy wokół planów budowy nowego bloku węglowego w Elektrowni Ostrołęka. Mimo wątpliwości odnośnie uzasadnienia ekonomicznego projektu, minister energii przekonuje, że polską energetykę stać na taki wydatek. Czy na pewno? – zastanawia się Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl.

Elektrownia Ostrołęka

Plan ministra dla Ostrołęki

W ubiegłym tygodniu minister energii Krzysztof Tchórzewski zapewnił, że projekt nowego bloku Elektrowni Ostrołęka o mocy 1000 MW wart ponad 6 mld złotych jest opłacalny, nie trzeba do niego dopłacać i „spina się finansowo”, tak samo jak projekty w Kozienicach, Opolu czy Jaworznie. Przyznał jednak, że instytucje międzynarodowe wycofują się z finansowania projektów węglowych. Sposobem na to ma być odpowiednia alokacja środków w sektorze. – W ciągu trzech lat nasze spółki miały wypłacić w dywidendach ponad 20 mld złotych, a nie wypłaciły. Dzisiaj te spółki mają dużo lepsze możliwości inwestycyjne, niż wcześniej. Ich wkład może wynosić ok. 35 proc., a nawet więcej. To, co wcześniej było ze strony banku pokrywane nawet w 80 proc., teraz szacowane jest w granicach 70-60 proc., toteż banki zastanawiają się nad przystępowaniem do inwestycji, które na dzień dzisiejszy są możliwe z wkładem własnym dużo większym niż 50 proc. – mówił minister Tchórzewski na konferencji Nafta-Gaz-Chemia 2018 pod patronatem BiznesAlert.pl. – Pod względem ekonomicznym Ostrołęka opłaci się Polsce. Biorąc pod uwagę stan zaawansowania prac, możliwości inwestycyjne i to, że elektrownia może zostać zbudowana – dodał.

Tchórzewski: Rozbudowa Elektrowni Ostrołęka i atom z dywidend?

Plan jest kontrowersyjny, ale możliwy do zrealizowania

Część ekonomistów krytykuje plan ministra Tchórzewskiego. Inni przekonują, że jest możliwy do zrealizowania.

– Obawiam się, że do budowy oraz, co ważniejsze, do użytkowania bloku C w Ostrołęce trzeba będzie dołożyć. Po pierwsze dlatego, że to dość kapitałochłonny projekt, a po drugie dlatego, że tego typu bloki są operacyjnie drogie. W sytuacji spadających cen OZE – fotowoltaiki i wiatru na lądzie – oraz rosnących cen uprawnień do emisji CO2, oczekiwany czas pracy tego bloku w systemie nie wystarczy do spłaty kapitału. Produkowana zeń energia będzie po prostu zbyt droga w porównaniu z alternatywami – stwierdził w rozmowie z portalem BiznesAlert.pl dr Maciej Bukowski, prezes Wise Europa.

Jego zdaniem nie jest jasne jakimi wyliczeniami posługuje się minister Tchórzewski. – Nie jest przypadkiem, że inwestorzy prywatni uciekają ze spółek energetycznych, kontrolowanych przez państwo, a ich notowania na giełdzie dołują. Po każdej informacji o możliwości finansowania prawdopodobnie nierentownej inwestycji w aktywa węglowe, spółki bardzo tracą na wartości – dodał.

Bukowski zaznaczył, że forsowanie przez państwo tego typu projektów jest niezrozumiałe z biznesowego punktu widzenia zwłaszcza, że istnieją rentowne i mniej ryzykowne alternatywy, np. lądowe farmy wiatrowe czy fotowoltaiczne. – To, że koncerny zaangażowane w blok Ostrołęka C nie rozwijają wielu projektów tego typu, można wyjaśnić tylko polityką – dodał.

Z kolei zdaniem Kamila Kliszcza, wicedyrektora departamentu analiz w mBanku, dla polskiego sektora energetycznego kwota 6 mld złotych nie jest na tyle duża, aby nie mógł jej sfinansować. – To kwestia alokacji środków, tego jaki jest dopuszczony poziom zadłużenia w tych spółkach – stwierdził rozmówca BiznesAlert.pl. Zastanawia się jednak skąd minister energii zaczerpnął kwotę 20 mld złotych, mówiąc o wysokości niewypłaconych dywidend. – Spółki skarbu państwa nie wygenerowały takich zysków. Nikt też nie oczekiwał, że będą wypłacać dywidendy w 100 proc. Nie jest wykluczone, że to suma dywidend na kilka lat do przodu – dodał.

Węgiel na cenzurowanym

W ubiegłym tygodniu na łamach BiznesAlert.pl zastanawiałem się, skąd wziąć brakujące 3 mld złotych na budowę Elektrowni Ostrołęka C. Teoretycznie mogłyby one pochodzić m.in. z wpływów z aukcji rynku mocy, ale i kredytów bankowych. Banki jednak z ostrożnością podchodzą do finansowania energetyki, zważywszy na niepewność otoczenia regulacyjnego i brak jasno określonego kierunku rozwoju sektora. Dla inwestorów liczy się przede wszystkim zysk z kapitału, a dla instytucji finansowych pewność spłaty zaciągniętych kredytów. To może nie być takie łatwe.

Wydaje się, że czasy węglowej bonanzy odchodzą w przeszłość, co dostrzegają również instytucje finansowe, które odwracają się od zaangażowania w czarne złoto. Według dra Macieja Bukowskiego z WiseEuropa, podobnie jest w przypadku projektu w Ostrołęce. – Z perspektywy banków, ryzyko finansowe jest po prostu zbyt duże – muszą się liczyć z tym, że w najbliższej dekadzie ceny CO2 wzrosną powyżej 30 euro za tonę, a OZE stanieją o kolejne 30-40 proc., grzebiąc ostatecznie sensowność działania ostrołęckiego bloku w polskim systemie energetycznym. W takim wypadku kredyt musiałby być wpisany w rezerwy, obciążając ich wyniki finansowe – uważa prezes WiseEuropa.

Mimo ,,coalexitu” widocznego w europejskiej gospodarce, istnieją jednak instytucje, które pośrednio wspierają inwestycje w węgiel. Jak wynika z analizy opublikowanej przez Bankwatch, chociaż Europejski Bank Inwestycyjny oraz Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju wycofały się z bezpośredniego finansowania inwestycji w paliwa kopalne, w ciągu ostatnich pięciu lat wspierały one inwestorów Ostrołęki, a więc Eneę i Energę. Miliardy euro, które miały być przeznaczone na rozbudowę sieci elektroenergetycznych, w praktyce pozwoliły spółkom na inwestowanie w nowe moce wytwórcze z węgla, w tym we wspomniany projekt na północy Mazowsza.

Ryzyko kontrolowane

Co ciekawe, również sami inwestorzy dostrzegają ryzyko związane z budową nowego bloku w Ostrołęce. W rozmowie z portalem BiznesAlert.pl rzecznik Energi Adam Kasprzyk stwierdził, że blok, jak każda jednostka wytwórcza, jest wystawiony na ryzyko związane z sytuacją rynkową (ceny energii elektrycznej, paliw, CO2), jak i na ryzyko zmian regulacyjnych (w tym regulacji stanowionych na poziomie unijnym). – Liczymy, że w najbliższych latach ryzyko związane zwykle z samym procesem wykonawczym inwestycji nie będzie stanowiło zagrożenia dla terminowego osiągnięcia założonych celów. Jesteśmy przekonani, że korzystając z doświadczenia GE oraz Alstom, w 2023 roku rozpoczniemy eksploatację nowej elektrowni – przekonywał.  Najpierw jednak musi zostać ustalony model finansowania projektu, którego nadal nie ma, a także wydane polecenie rozpoczęcia prac (ang. NPT). – W interesie Energi jest jak najszybsze ustalenie optymalnej struktury finansowania projektu – powiedział Adam Kasprzyk.

Teoretycznie do Ostrołęki, wzorem innych inwestycji w polski sektor energetyczny, mogłyby popłynąć środki z Polskiego Funduszu Rozwoju lub Banku Gospodarstwa Krajowego. Jednak w odpowiedzi na pytania BiznesAlert.pl o zaangażowanie finansowe w projekt, odpowiedzi udzielił jedynie PFR. Jego przedstawiciele stwierdzili, że ,,fundusz nie komentuje pytań dotyczących potencjalnych/przyszłych inwestycji ze względu na tajemnicę przedsiębiorstwa, nie przesądzając, czy dana inwestycja jest planowana, czy też nie”.

Budowa instalacji węglowej w sytuacji, gdy nie jest pewne czy będzie spełniała proponowanych przez Unię Europejską rygorystycznych norm emisyjnych, stojąc być może w sprzeczności z jej ambitną polityką klimatyczno-energetyczną, budzi pytania o zasadność takiej inwestycji. Minister energii zapewnia jednak, że uda się obronić ten i inne projekty węglowe przed niekorzystnymi regulacjami w toku negocjacji z Komisją Europejską.

Jakóbik: Polska walczy o okres przejściowy dla energetyki

W rozmowie z BiznesAlert.pl rzecznik prasowy Energii Adam Kasprzyk przekonywał, że budowa nowego bloku w Ostrołęce pozwoli na zwiększenie potencjału wytwórczego Grupy, uzyskanie zadowalającej stopy zwrotu z inwestycji, uzyskanie stabilnych wpływów z tytułu udziału w rynku mocy, wzmocnienie pozycji Grupy Energa na rynku energii elektrycznej. Poza tym ma przyczynić się do stabilizacji krajowego systemu energetycznego i wzmocnienia bezpieczeństwa energetycznego Polski.

Natomiast odpowiadając na zarzuty dotyczące braku rentowności inwestycji i zbyt wysokiej ceny energii stwierdził, że spółka nie dopuszcza możliwości, aby projekt nowej elektrowni w Ostrołęce cechował się ujemnymi wskaźnikami przewidywanej opłacalności, czy niekorzystnymi wskaźnikami kosztowymi. Liczby są jednak bezlitosne. Według wyliczeń m.in. Fundacji Instrat, w przypadku Elektrowni Ostrołęka LCOE będzie wynosił 488 zł/MWh. Tymczasem dla fotowoltaiki, offshore czy gazu, wskaźnik ten to odpowiednio 440, 420 i 370 zł/MWh.

Stępiński: Ostrołęka jak Waterloo

Dlaczego nie gaz?

Szansą na urentownienie projektu mogłoby być zastąpienie bloku węglowego gazowym. Taki zwrot jest możliwy. Przypomnijmy inwestycję w Puławach. Pierwotnie miał tam powstać blok gazowo-parowy, jednak z różnych przyczyn zdecydowano się na instalację węglową. Czemu tym razem nie można sięgnąć po odwrotne rozwiązanie?

Z odpowiedzią na to pytanie przychodzi minister Tchórzewski, który w ubiegłym tygodniu podkreślał, że Elektrownia Ostrołęka C została zaplanowana, jako instalacja węglowa i zmiana jej charakterystyki wymagałaby przygotowania całej dokumentacji od nowa. Tymczasem Polakom zależało na czasie, a Ostołęka C, była „praktycznie gotowa do realizacji”.

Co ciekawe, minister energii zwrócił uwagę na jeszcze jeden aspekt. – Z punktu widzenia położenia Ostrołęki trzeba byłoby dowozić węgiel ze Śląska, co nie stanowi większego problemu. To nie jest tak, że w naszym programie restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego ten blok nie był potrzebny – mówił w ubiegłym tygodniu.

Wsparcie synchronizacji?

O ile z punktu widzenia reformy górnictwa elektrownia nie ma znaczenia, to zdaniem ministra energii ma je w przypadku synchronizacji sieci elektroenergetycznych państw bałtyckich z systemem Europy kontynentalnej, która zgodnie z planem ma zakończyć się w 2025 roku. – Biorąc pod uwagę także sytuację polityczną, Komisji Europejskiej niezwykle zależało, aby przyspieszyć synchronizację. […] Z naszej strony podejmujemy duży wysiłek, aby pomóc państwom bałtyckim. To jest dla nas ważne. Ze wszystkich danych wynika, że nie będziemy do tego dokładać, ale w zakresie kosztów inwestycyjnych, musimy trochę pomóc – mówił.

Jednak, zdaniem ekspertów, z punktu widzenia pomyślnego przeprowadzenia procesu synchronizacji budowa Elektrowni Ostrołęka C będzie wsparciem, ale o znaczeniu drugorzędnym.

– Pod względem synchronizacji systemów elektroenergetycznych państw bałtyckich budowa nowego bloku w Ostrołęce ma drugorzędne znaczenie, chociaż będzie bardzo pomocna. Nowy blok jest przede wszystkim potrzebny do zapewnienia bilansu wewnętrznego w Polsce. Jeżeli nowy blok w Ostrołęce powstanie, to będzie połowa nowych mocy, które powinniśmy wybudować do 2025 roku – powiedział w rozmowie z portalem BiznesAlert.pl prof. dr hab. inż. Władysław Mielczarski.

Zaznaczył, że opracowywane od 2015 roku przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne bilanse mocy pokazują, że do 2025 roku byłoby potrzebne dodatkowo ok. 2,5 GW mocy. – Jest mało prawdopodobne, aby rynek mocy zapewnił potrzebne nowe moce wytwórcze, dlatego elektrownia Ostrołęka C wydaje się niezbędna, abyśmy nie zwiększali istotnie importu energii elektrycznej – przekonywał naukowiec.

W podobnym tonie wypowiedział się minister energetyki Litwy w rozmowie z BiznesAlert.pl. – W krajach bałtyckich będziemy mieli niedługo niedobór mocy. Nie ma bezpośredniego połączenia między synchronizacją a Ostrołęką, ale każda nowa i stabilna moc wytwórcza zwiększy nasze bezpieczeństwo dostaw – powiedział nam Zygminantas Voiciunas.

Rozstrzygnięcie po wyborach samorządowych?

O ile nikt nie neguje konieczności budowy nowych mocy wytwórczych, to wątpliwości budzi sens sięgania po nowe moce węglowe w sytuacji, gdy liczby są bezlitosne dla czarnego złota. Plan przedstawiony przez ministra Tchórzewskiego być może jest do zrealizowania, ale jakim kosztem? Być może odpowiedź poznamy zapewne po wyborach samorządowych.

Vaiciunas: Dobra zmiana w relacjach Polski i Litwy (ROZMOWA?)