Stępiński: Jedna jaskółka wiosny nie czyni. O reformie ukraińskiego sektora gazowego

23 czerwca 2014, 12:20 Gaz. Energetyka gazowa

KOMENTARZ

Piotr Stępiński

Redaktor BiznesAlert.pl

SKN ,,Energetyki” Szkoła Główna Handlowa w Warszawie

Na początku czerwca rząd Ukrainy podjął decyzję o restrukturyzacji państwowego koncernu paliwowego Naftohaz. Według założeń reforma będzie polegała na rozdzieleniu handlu gazem od jego dystrybucji oraz magazynowania zgodnie z postanowieniami III pakietu energetycznego.

Podczas konferencji prasowej premier Jaceniuk stwierdził, że – ,,Naftohaz będzie zajmował się wyłącznie obrotem gazem. Ponadto zostanie utworzona ukraińska spółka przesyłowa (…) oraz spółka odpowiedzialna za podziemne magazynowanie gazu.”(odpowiednio – ,,Magistralne Gazociągi Ukrainy oraz Podziemne Zbiorniki Gazowe Ukrainy”). Na dzień dzisiejszy ukraiński system przesyłowy oraz podziemne magazyny gazowe są nadzorowane przez spółkę Ukrtranshaz, której 100% udziałów należy do Naftohazu.

Należy zauważyć, że ogłoszenie tej decyzji następuje w bardzo newralgicznym momencie.  Państwo ukraińskie staje się niewydolne pod każdym aspektem. Z jednej strony utrata Krymu, destabilizacja polityki wewnętrznej z drugiej silne oddziaływanie surowców energetycznych pochodzenia moskiewskiego zmusza rząd w Kijowie do podjęcie niezbędnych reform.

Zwróćmy uwagę, że kwestie zmian w ukraińskim sektorze gazowym mają swój początek w 2009 roku. Wówczas to rząd Julii Tymoszenko podpisał z Unią Europejską tzw. deklarację brukselską na mocy, której w zamian za reformy ukraińskiego sektora gazowego Bruksela miała zapewnić środki na modernizacje jej infrastruktury. Jednakże ze względu na kryzys ekonomiczny oraz kampanie wyborczą optyka Kijowa w tym zakresie ogniskowała wokół innych kwestii.  Po zmianie warty na fotelu premiera Kijów markował działania mające służyć reformom. W 2010 roku wprowadzono ustawę, która w swoich zapisach przewidywała implementację III pakietu energetycznego. Wydawałoby się, że proces ten nabierze dynamiki po wejściu Ukrainy do Wspólnoty Energetycznej – nic bardziej mylnego. W 2012 roku parlament przegłosował najpierw ustawę umożliwiające reorganizację Naftohazu później wyodrębnił dwie spółki Ukrtanshaz oraz Ukrhazwydoubywannia zajmujących się odpowiednio transportem oraz wydobywaniem surowca. Od tego momentu brak było jakiegokolwiek pomysłu na orientację w polityce energetycznej Ukrainy. Dopiero teraz po dwóch latach decyzja rządu Arsenija Jaceniuka może być traktowana, jako pewnego rodzaju światełko w tunelu aczkolwiek na razie bardzo słabe.

Zwróćmy uwagę na tło ekonomiczne podjętej przez Kijów decyzji. Po pierwsze reforma sektora gazowego stanowi warunek udzielenia Ukrainie przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy kredytu stand-by w wysokości 14-18 mld dolarów.  Ponadto istotną składową jest finansowanie unijne. Bez dokapitalizowania zewnętrznego Kijów nie ma żadnych szans na uregulowanie bieżących jak i zaległych należności za otrzymany gaz ani tym bardziej dokonać jakiejkolwiek modernizacji infrastruktury. Gwoździem do trumny jest kontrakt z 2009 roku, w którym Kijów zakontraktował w systemie take or pay 41 mld m3 gazu rocznie przy jednoczesnym zakazie reeksportu gazu, co negatywnie wpływa na portfel dywersyfikacji surowcowej. Ponadto według dostępnych danych Uktransgazu w 2013 roku Ukraina o 15% ograniczyła import z Rosji jednocześnie planując podobną tendencję w roku bieżącym.  Łamiąc zapisy umowy jednocześnie Kijów nie za bardzo ma pomysł co zrobić dalej. Budowa terminala LNG w Odessie została odłożona w czasie, brakuje możliwości połączeń infrastrukturalnych z Europą oraz Azerbejdżanem, efektywność energetyczna jest niska a na dodatek w powietrzu wisi budowa South Stream.  Należy podkreślić, bardzo istotny problem samego Naftohazu. Dochodzi do swoistego absurdu w sytuacji, w której ukraińska spółka kupuje gaz po horrendalnych cenach a sprzedaje po najniższych w Europie i generuje ogromne straty dla koncernu oraz gospodarki. Odbiorcy indywidualni do tej pory płacili tylko 20% ceny rynkowej (od maja podniesiono ceny o 50%), korzystając z subsydiów państwowych, które stanowią 7% ukraińskiego PKB generujący tym samym większy poziom deficytu budżetowego.  Wobec czego rodzi się pytanie, w jaki sposób Naftohaz ma uregulować swoje należności sięgające 5 mld dolarów, jeżeli płaci więcej za gaz niż otrzymuje od krajowych odbiorców. Ponadto za swoisty nóż w plecy dla Naftohazu należy traktować działalność spółki Ostchem Holding należącej do oligarchy Dmytra Firtasza. W 2012 roku spółka ukraińskiego miliardera wynegocjowała z Gazpromem ceny na poziomie 260 dolarów podkupując tym samym wielu kluczowych odbiorców m.in. w branży chemicznej. Rok później Ostchem Holding zrównał się z Naftohazem w wielkości importu gazu z Rosji.

Wobec tego stworzenie koncernu gazowego na Ukrainie, w której skład wchodziłby skarb państwa oraz zachodnie spółki należy uznać za krok w dobrą stronę. Porównując obecne działania rządu w Kijowie z działaniami Litwy w zakresie III pakietu energetycznego przed Ukrainą stoi możliwość poprawienia sytuacji finansowej, politycznej, ale przede wszystkim pozycji negocjacyjnej z Rosją. W przypadku Litwy decydenci szukali uniezależnienia od Gazpromu poprzez kupowanie udziałów od niemieckiego RWE przejawiając działanie tymczasowe aczkolwiek zapewniające pewnego rodzaju stabilizację. Co się tyczy Kijowa ma na nią szanse przy jednoczesnym ograniczonym wkładzie własnych środków. Istotną cechą różnicującą oba przypadki jest kontekst polityczny. Wilno miało lepszą pozycję negocjacyjną i osiągnęło swój cel odnosząc pyrrusowe zwycięstwo sprzedając swoje interesy kosztem niższych cen za gaz. W przypadku Ukrainy jest znacznie gorzej. Brak jest w jej rękawie karty na tyle mocnej, aby samej przeciwdziałać niszczącej działalności Moskwy i Gazpromu. Na chwile obecną pomysł podzielenia Naftohazu jest tylko zwerbalizowaną wizją rządu w Kijowie.  Póki, co Rada Najwyższa Ukrainy nie miała możliwości zapewnienia legislacyjnych podstaw dla pomysłu Jaceniuka. Odwołując się do przykładu Litwy ważna jest posiadanie mocnego lidera w postaci prezydenta Dalii Grybauskaite. Od początku swojej pierwszej kadencji wraz z rządem konserwatystów wspierała działania na rzecz odzyskania kontroli nad litewskimi gazociągami. To Grybauskaite zablokowała możliwość wypracowania kompromisu między Wilnem a Gazpromem w sprawie swoich gazociągów. Ponadto w zanadrzu Wilno ma arbitraż, który może wykorzystać, jako przysłowiowy straszak uzyskując tym samym coraz większą przewagę negocjacyjną. A co w wypadku Ukrainy? Co w przypadku, kiedy Gazprom odda kwestie zadłużenia Kijowa pod arbitraż? Otóż na chwile obecną brak jest pewności czy ukraińscy decydenci na czele z Jaceniukiem okażą się na tyle silni, aby wprowadzić dalsze reformy? Owszem mogą posiadać wolę działania, ale bez wsparcia Zachodu dalsze kroki będą oznaczały równą pochyłą. Za pozytywny aspekt należy uznać spotkanie senatorów amerykańskich z premierem Bułgarii, którego efektem okazało się wstrzymanie budowy bułgarskiego odcinka South Stream. Fakt ten może, lecz nie musi okazać się dobrym prognostykiem na przyszłość.

W tym kontekście istotną kwestią do rozwiązania pozostaje, które firmy mogłyby się podjąć uczestnictwa w ukraińskim konsorcjum gazowym. Może Exxon, może Shell z Chevronem, którzy poszukują nad Dniprem gazu łupkowego. Na chwilę obecną jest to jedna wielka niewiadoma. Kijów staje przed ważnym zadaniem zbudowania odpowiedniej oferty dla zachodnich partnerów. Wobec czego za priorytetowe należy uznać szybkie wprowadzenie legislacji z zakresu reformy Naftohazu oraz innych niezbędnych regulacji, ale przede wszystkim stworzenie dobrego klimatu do inwestycji.  Obawiam się jednak, że utrwalany przez ostatnich kilkanaście lat brak transparentności działań w sektorze gazu ziemnego spowoduje poważne problemy, co do konsensusu w tej materii. Wielu oligarchów oraz powiązanych z nimi w obozie rządzącym osób może być przeciwna ze względu na utratę zysku.  Na tym polu UE ma pole to działania. Choć można odnieść wrażenie, że Ukraina jest traktowana przez Brukselę po macoszemu. Tak na dobrą sprawę chodzi o dostawy gazu dla europejskich odbiorców a nie samą Ukrainę. Czy przeciągająca się bierność UE wobec  polityki Gazpromu i kontynuacja budowy South Stream spowoduje wykrwawienie się ekonomicznie Ukrainy? Być może Kijów nie będzie miał wyjścia i chcąc nie chcąc zostanie oddany w czułe objęcie Gazpromu.

Jedno jest pewne – decyzja rządu Jaceniuka jest pewnego rodzaju jaskółką, która póki co wiosny nie czyni. Bez odpowiednich decyzji Rady Najwyższej oraz wsparcia UE oraz USA projekt gazowego konsorcjum pozostanie w kategoriach political fiction.