Stępiński: Turkish Stream, czyli jak Rosja gra nieistniejącym gazociągiem

5 czerwca 2017, 16:00 Energetyka

– Po raz kolejny Rosja wzywa Unię Europejską do przedstawienia gwarancji budowy drugiej nitki gazociągu Turkish Stream. Tym razem zrobił to wiceminister spraw zagranicznych Aleksiej Meszkow. To nie pierwszy raz, kiedy Rosja domaga się od Brukseli podjęcia zobowiązań w tej sprawie – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl.

fot. Gazprom

Dla uporządkowania informacji: projekt gazociągu Turkish Stream zakłada budowę dwóch nitek o przepustowości 15,75 mld m3 każda. Surowiec przesyłany pierwszą nitką ma być w pełni przeznaczony na potrzeby rynku tureckiego. Z kolei według Rosjan budowa drugiej będzie zależała od zainteresowania Europy otrzymywaniem surowca trasą turecką oraz uzyskania od Brukseli odpowiednich gwarancji. Według Meszkowa Moskwa nie chce, aby doszło do powtórzenia sytuacji z projektem, którego sukcesorem jest Turkish Stream. Wówczas Rosja obwiniła Unię Europejską za niepowodzenie South Stream, wytykając niekonstruktywne stanowisko Brukseli w tej sprawie.

Decyzja dotycząca South Stream została podjęta w grudniu 2014 roku. To wówczas Rosja dokonała agresji na Ukrainę i rozpoczęła okupację Krymu, za co Unia Europejska nałożyła na nią sankcje. Można przypuszczać, że był to jeden z motywów rezygnacji przez Rosjan z realizacji wspomnianego projektu. Rosnące koszty budowy South Stream oaz zaangażowanie Gazpromu w inne, kapitałochłonne projekty spowodowały, że koncern mógł nie udźwignąć dodatkowego obciążenia. Warto również zaznaczyć, że sankcje ograniczyły możliwości zapewnienia zewnętrznego finansowania co prawdopodobnie również miało przełożenie na podjęcie przez Gazprom wspomnianej decyzji.

To co Rosjanie nazywali niekonstruktywnym stanowiskiem, w rzeczywistości było egzekwowaniem przez Unię jej własnego prawa. Przypomnijmy, że w 2013 roku Bruksela uznała podpisywane przez Moskwę międzyrządowe umowy za sprzeczne z trzecim pakietem energetycznym, gdyż Gazprom jednocześnie pełniłby rolę operatora magistrali. Ponadto przez gazociąg płynąłby surowiec, który byłby również wydobyty przez rosyjskiego monopolistę. Projekt upadł, o co do tej pory żal do Unii Europejskiej ma Bułgaria. Dla Sofii jest to szczególnie ważne, ponieważ w przypadku pozbawienia Ukrainy roli państwa tranzytowego bądź jej maksymalnego zminimalizowania pojawią się problemy w zapewnieniu dostaw surowca, o czym pisałem wcześniej. Początkowo Bruksela popierała alternatywny względem South Stream projekt gazociągu Nabucco, ale również ten pozostał na papierze, a Bułgarzy zostali bez szans na dywersyfikację dostaw.

Warto również zwrócić uwagę na to, że od czasu rezygnacji z South Stream zmieniła się architektura europejskiego rynku gazu. Ewoluowała również unijna polityka energetyczna, która bardziej skoncentrowała się na dywersyfikacji źródeł dostaw węglowodorów. Można dostrzec, że podejmowane przez Brukselę działania powodują niepokój Kremla. W rozmowie z dziennikarzami wspomniany wcześniej wiceszef rosyjskiej dyplomacji wprost mówił, że Moskwy nie mogą niepokoić próby torpedowania przez instytucje unijne realizowanych w Europie projektów energetycznych, w których udział bierze Rosja. Tym bardziej, że według strony rosyjskiej jest to dla południowo-wschodniej części kontynentu szansa, dzięki której realizowane będą pewne i nieprzerwane dostawy gazu. To kolejny dowód na to, jak Kreml próbuje zachęcić nieprzekonanych do realizowanych przez siebie projektów, używając argumentów ekonomicznych i bezpieczeństwa, a pomijając kompletnie kwestie polityczne. Rosjanie nie zapomnieli o porażce swojej polityki przy South Stream i teraz nie chcą powtórzyć tego scenariusza.

Udzielenie przez UE gwarancji dla Turkish Stream byłoby tożsame z udzieleniem pozwolenia na zwiększenie zależności Europy od rosyjskiego gazu i ugruntowanie pozycji Gazpromu w regionie. Ponadto przy pomocy Turkish Stream i Nord Stream 2 Rosjanie wzmocniliby gazowy uścisk na Ukrainie, który pozbawi ją możliwości tranzytu paliwa, a tym samym wpływów do budżetu, których Kijów potrzebuje, aby między innymi reformować swój sektor energetyczny. Udzielenie gwarancji oznaczałoby przyznanie przez Brukselę racji Moskwie i danie wiary w retorykę Kremla, która kreuje fałszywy obraz naszych wschodnich sąsiadów jako państwa niestabilnego i niemogącego być pewnym partnerem w kwestii dostaw gazu na Stary Kontynent.

Zwróćmy uwagę na próby dywersyfikacji źródeł dostaw podejmowane przez Europę, a zwłaszcza jej środkowo-wschodnią część. Na Kreml dochodzi jasny przekaz: Polska chce budować Korytarz Norweski, który zmniejszy zależność Warszawy od dostaw z Jamału, a co więcej da państwom regionu realną alternatywę wobec dostaw realizowanych ze Wschodu. Dzięki rozbudowie połączenia Polska-Ukraina nad Dniepr będzie mogło płynąć więcej wolumenu z kierunku Polski. Docelowo oprócz Kijowa beneficjantami wspomnianego projektu mogłyby stać się Praga oraz Bratysława.

Warto wspomnieć również o polskim gazowym oknie na światowe rynki LNG, jakim jest terminal w Świnoujściu posiadający możliwość pozyskania surowca w formie skroplonej z jakiegokolwiek miejsca na świecie i dysponujący odpowiednią infrastrukturą do jego eksportu. Warto zaznaczyć, że za nieco ponad tydzień na polskie morze przypłynie pierwsza dostawa amerykańskiego LNG, która jest sygnałem zmian, jakie zachodzą na europejskim rynku gazu i która stanowi zagrożenie dla monopolu Gazpromu w tej części świata. Rosjanie chcą odpowiedzieć na to zagrożenie, forsując inspirowane politycznie projekty infrastrukturalne.

Zgoda na drugą nitkę Turkish Stream to również stworzenie konkurencji dla projektu Południowego Korytarza Gazowego, który w przeciwieństwie do forsowanej przez Rosjan magistrali umożliwiłby rzeczywistą szansę pozyskania nowego źródła dostaw gazu do Europy. Tym razem z regionu Morza Kaspijskiego. Surowiec ma być przesyłany siecią 3 tys. km gazociągów od Azerbejdżanu na południe Włoch przez terytorium Gruzji, Turcji, Grecji i Albanii. Poczynania Rosji nie powinny dziwić, zwłaszcza że wspomniany projekt ma zmniejszyć możliwość jej oddziaływania w regionie.

Dla rosyjskiego koncernu dobrze znana i wykorzystywana do granic możliwości jest strategia działania oparta na faktach dokonanych, czego dowodem jest funkcjonujący od ponad pięciu lat gazociąg Nord Stream 1. Podobnego fortelu Gazprom próbuje w przypadku Nord Stream 2. Mimo niejasnych podstaw do jego realizacji, sprzeciwu wielu państw europejskich, w tym przede wszystkim Polski, spółka podpisuje umowy na budowę, zakupuje rury i znajduje finansowanie.Przy czym w przeciwieństwie do Turkish Stream nie rozpoczęto jeszcze prac budowlanych.

Przypomnijmy, że 7 maja Gazprom ogłosił początek budowy morskiego odcinka gazociągu z Rosji do wybrzeży Turcji. Co warte podkreślenia podpisał z Allseas umowę na ułożenie drugiej nitki, która, jak wcześniej wspomniałem, ma być przeznaczona dla dostaw na rynek europejski. Pomijając fakt, że firma jest wykonawcą pierwszej nitki Turkish Stream i jednej z dwóch nitek Nord Stream 2, to umowa została podpisana mimo braku gwarancji ze strony Brukseli, których tak bardzo domaga się strona rosyjska.

Pytanie jak w całej tej układance zachowa się jeden z jej kluczowych elementów – Turcja. Nie jest tajemnicą, że Ankarze politycznie jest bliżej na Plac Czerwony niż do Brukseli. Przez terytorium Turcji mają przebiegać dwa konkurencyjne projekty – Turkish Stream oraz budowany w ramach Południowego Korytarza Gazowego Gazociąg Transanatolijski (TANAP). Przez ten ostatni do Europy ma popłynąć gaz, którego nie będzie wydobywał Gazprom, co nie jest dla niego korzystne. Teoretycznie Kreml mógłby do swojej rozgrywki z Europą zaprosić Ankarę, która jest głównym panaceum na rozwiązanie europejskiego problemu migracyjnego. Nie można wykluczyć, że w ostateczności Moskwa mogłaby zagrać tą kartą, stawiając brukselskich urzędników pod ścianą. Pragnę jednak zaznaczyć, że jest to czysto hipotetyczny scenariusz.

Jak widać zarówno w przypadku projektu Turkish Stream, jak i Nord Stream 2 nadrzędnym celem ich realizacji nie są kwestie ekonomiczne, lecz polityczne. Chodzi o tworzenie podziałów i wyłomów w europejskiej solidarności, aby Rosja mogła konsekwentnie realizować swoją politykę. Działania te mają również na celu pokazanie słabości Unii Europejskiej w formułowaniu wspólnego stanowiska w istotnych dla niej obszarach. Ważne jest to, aby Bruksela nie dała się wciągnąć w rosyjską grę i sukcesywnie realizowała projekty służące dywersyfikacji źródeł i tras dostaw gazu do Europy.

Jakóbik: Dlaczego Rosja chce reanimować Posejdona? Gra o bliską zagranicę na południu (ANALIZA)