Strupczewski: Po COP 21 atom to najlepszy wybór dla Polski

21 grudnia 2015, 07:45 Atom

KOMENTARZ

Elektrownia jądrowa Kozłoduj. Fot. Wikimedia Commons.
Elektrownia jądrowa Kozłoduj. Fot. Wikimedia Commons.

Dr inż. Andrzej Strupczewski,

Prof. nzw. Narodowego Centrum Badań Jądrowych

Wiceprezes Stowarzyszenia Ekologów na Rzecz Energetyki Nuklearnej

Podstawowa zaleta energetyki jądrowej to czyste powietrze, czysta woda i gleba, bo wytwarzanie energii elektrycznej w elektrowniach jądrowych nie powoduje skażeń środowiska. Jest to szczególnie ważne dla Polski, której ostatnio groziła Komisja Europejska oskarżeniem o nadmierne poziomy pyłu zawieszonego w powietrzu, stanowiącego poważne zagrożenie dla zdrowia publicznego[1].

Przez co najmniej pięć ostatnich lat, w tym w roku 2014, dobowe dopuszczalne wartości pyłu zawieszonego w powietrzu (PM10) były stale przekraczane w 35 spośród 46 stref jakości powietrza w Polsce. Ponadto w dziewięciu strefach stale przekraczane były również roczne dopuszczalne wartości. Warto starać się o wytwarzanie energii elektrycznej bez emisji tych zanieczyszczeń – a to właśnie zapewnia energia jądrowa.

Ale brak emisji dwutlenku siarki, tlenków azotu i pyłów przy jednoczesnym dostarczaniu taniej energii elektrycznej to nie koniec zalet energetyki jądrowej.

Rozszczepienie jądra uranu oczywiście nie powoduje spalania węgla ani innych paliw organicznych, a więc nie powoduje emisji CO2. Już w 2007 roku Parlament Europejski stwierdził, że bez energetyki jądrowej starania o obniżenie emisji dwutlenku węgla nie mają szans powodzenia[2], IPCC stwierdziła, że energia jądrowa jest głównym źródłem bezemisyjnej energii elektrycznej[3], a na spotkaniu COP 21 w Paryżu rządy wszystkich krajów oświadczyły, że będą starały się o redukcję emisji dwutlenku węgla[4]. Oświadczenie takie złożył także rząd polski.

Wielkość redukcji emisji CO2 i strategię prowadzącą do tego celu każdy kraj określi indywidualnie, uwzględniając swe możliwości i ambicje. Polska bazuje swą energetykę na spalaniu węgla, lecz mimo to może poszczycić się zredukowaniem emisji CO2 poniżej progu wynikającego dla nas z traktatu w Kioto, podczas gdy Niemcy, uważający się za kraj przodujący we wprowadzaniu „zielonej” energetyki, należą do największych emiterów CO2 i nie mogą wykazać sukcesów w redukcji emisji. Co więcej, w lipcu 2006 r. premier Jarosław Kaczyński w swoim exposé stwierdził, że Polska powinna wrócić do energetyki jądrowej, a w 2007 roku powstała komisja sejmowa ds. energetyki jądrowej. Chociaż rozruch programu jądrowego następował z oporami i przerwami, stoimy dziś u progu otwarcia przetargu na dostawę do Polski nowoczesnej elektrowni jądrowej z reaktorami III generacji, odpornymi na wszelkie zagrożenia naturalne z zewnątrz i bezpiecznej nawet w przypadku najcięższych możliwych awarii wewnętrznych. I oczywiście – nie emitującej CO2.

Energetyka jądrowa w Polsce nie ma eliminować węgla, ani obniżać zapotrzebowania na pracę górników, ale powinna docelowo dostarczać około jednej czwartej energii elektrycznej potrzebnej naszemu krajowi i zapewnić obniżenie średniej emisji CO2 na jednostkę energii wytwarzanej przez naszą energetykę. Wobec ograniczonych zasobów węgla dostępnego w obecnie eksploatowanych złożach i rosnących trudności i kosztów związanych z wydobywaniem węgla z coraz większych głębokości, energetyka jądrowa będzie nam potrzebna dla pokrycia luki w zaopatrzeniu w paliwo elektrowni systemowych i uniknięcia importu węgla z innych krajów.

Czemu przewidujemy wystąpienie luki w zaspokojeniu potrzeb energii elektrycznej w Polsce? Otóż dzisiaj Polacy dysponują znacznie mniejszą ilością energii elektrycznej niż mieszkańcy Niemiec, Austrii, Danii, a nawet Czech. Prawdę mówiąc, wśród krajów Unii Europejskiej w wykorzystaniu energii elektrycznej na mieszkańca wyprzedzamy tylko Rumunię i Łotwę. Równolegle z podnoszeniem stopy życiowej będzie więc w Polsce rosło zapotrzebowanie na elektryczność. Dla oczyszczenia powietrza nad Polską dobrze też byłoby wprowadzić ogrzewanie domów elektrycznością – jak we Francji – zamiast spalania miału węglowego i plastiku w piecach domowych i zanieczyszczania powierza. A to spowoduje dodatkowy wzrost zużycia elektryczności. Po uwzględnieniu wszelkich oszczędności, jakie będziemy mogli wdrożyć w zastosowaniach energii elektrycznej, z energooszczędnymi lodówkami, pralkami, telewizorami i żarówkami włącznie, zużycie energii elektrycznej w Polsce wzrośnie do 2030 roku o około jedną czwartą. Tymczasem trudno oczekiwać zwiększenia wydobycia węgla z kopalń krajowych – wobec rosnących głębokości złóż będzie dużym sukcesem utrzymanie wydobycia węgla na obecnym poziomie. Ponadto wliczenie kosztów emisji CO2 do kosztu wytwarzania elektryczności w elektrowniach węglowych pogorszy konkurencyjność elektrowni węglowych i spowoduje dalsze obniżenie udziału węgla krajowego w bilansie energetycznym Polski.

Do zapewnienia stabilnego zasilania odbiorców w Polsce potrzebne więc będą dodatkowe elektrownie systemowe, dające tani prąd, bez emisji zanieczyszczeń do atmosfery. Takimi elektrowniami są elektrownie jądrowe.

Niestabilne i niesterowalne źródła energii odnawialnej jak wiatr i słońce nie są rozwiązaniem problemu redukcji emisji CO2, bo same nie mogą zapewnić naszemu krajowi taniej i pewnej energii elektrycznej. Koszty utrzymania tych źródeł w systemie elektroenergetycznym rosną szybciej, niż ich udział w produkcji energii. Przy udziale 10-procentowym są one jeszcze nieznaczne, ale przy 30 procentach energii dostarczanej przez OZE, koszty sieci i elektrowni rezerwowych – czekających bezczynnie, gdy wieje wiatr, a włączanych, gdy wiatru zabraknie – okazują się duże. Odbiorca energii musi więc płacić nie tylko za same wiatraki i panele słoneczne, ale także pokrywać koszty ich utrzymania w sieci elektroenergetycznej. Co więcej, sama sieć musi być rozbudowana do przenoszenia maksymalnej mocy generowanej przez wiatr – czterokrotnie większej od mocy średniej- i przez słońce (dziesięciokrotnie większej od mocy średniej). Sytuacja jest lepsza w krajach korzystających z silnego nasłonecznienia – jak Hiszpania czy południowe stany USA– lub z silnych stałych wiatrów znad Atlantyku, jak Irlandia czy Północna Szkocja, ale Polska nie jest w tak uprzywilejowanym położeniu geograficznym.

Jak zawodne i kosztowne jest stawianie na wiatr i słońce przekonało się już wiele krajów, a najbardziej widoczne są ciężary dla ludności powodowane przez tę politykę w Niemczech. Gdy zwolennicy „transformacji energetycznej” dochodzili w Niemczech do władzy, twierdzili oni, że koszty eliminacji elektrowni jądrowych i wprowadzenia wiatraków i paneli fotowoltaicznych będą zaniedbywalnie małe, a odnawialne źródła energii zapewnią ciągłe i niezawodne zasilanie całego kraju. Lider partii zielonych, Jürgen Trittin obiecywał w 2004 roku, że obciążenie domowego gospodarstwa niemieckiego subwencjami na OZE wyniesie 1 euro miesięcznie – tyle ile kosztuje porcja lodów. W rzeczywistości, subwencje na OZE szybko rosły. Jeszcze za rządów następnego aktywisty OZE pana Sigmara Gabriela jego ministerstwo środowiska mówiło politykom, że koszty subsydiów na panele słoneczne będą pomijalnie małe. Ale już w latach 2009-2010 łączne dopłaty do energii wiatrowej i słonecznej były w przedziale 8-10 miliardów euro rocznie, w 2011 roku wzrosły do 13,5 a w 2012 roku do 14,1 miliardów euro rocznie.

W 2011 r. niemieccy lobbyści OZE wprowadzili ustawę o transformacji energetycznej ”Energiewende”, która zapewniła, że w Niemczech za energię z farm wiatrowych na morzu trzeba będzie płacić190 euro za MWh, za geotermiczną 250 euro za MWh i za energię ze spalania biomasy 140 euro za MWh[5]. W tym czasie we Francji za energię z elektrowni jądrowych płacono 42 euro za MWh.

W październiku 2012 roku, gdy okazało się, że prawie wszystkie prognozy dotyczące kosztów rozwoju wiatraków i paneli słonecznych w Niemczech były błędne, z kosztami zaniżonymi przynajmniej dwa a czasem pięć razy[6], a na subsydia dla zielonej energii w 2013 roku potrzeba ponad 20 miliardów euro, Niemcy odczuli to jako szok. Oburzone organizacje przemysłowe oświadczyły, że ciężar subsydiów dla zielonej energii „osiągnął poziom trudny do zaakceptowania, grożący ucieczką przemysłu z Niemiec”. Stowarzyszenia konsumentów skarżyły się, że 800 tys. rodzin w Niemczech nie może zapłacić rachunków na elektryczność[7].

Więc rząd przyrzekł, że dopłaty na OZE będą mniejsze – po czym dopłaty rosły i rosły. W 2014 roku subwencje na OZE oraz na modyfikację sieci przesyłowej koniecznej dla potrzeb OZE doszły do 24 miliardów euro rocznie, a w 2015 roku do 28 miliardów euro na rok. Według ocen niemieckiego Instytutu Ekologii, analityków niemieckich, ten poziom subwencji będzie utrzymywał się jeszcze przez wiele lat, przy czym do roku 2024 subwencje na OZE będą rosły[8]. A koszty te płacą odbiorcy energii elektrycznej, wskutek czego jest ona w Niemczech niemal dwukrotnie droższa, niż w sąsiedniej Francji, opierającej swą elektroenergetykę na elektrowniach jądrowych.

Porównanie wielkości emisji CO2 podawanych przez urząd statystyczny Unii Europejskiej wykazuje, że emisje CO2 przypadające na jednego mieszkańca są w Niemczech większe (9.3 ton na rok) niż w Polsce (7,8 ton na rok) i dużo większe niż we Francji (5,0 ton na rok).[9]

Droga wskazywana przez Niemcy nie jest więc do przyjęcia dla Polski. Nie stać nas na 3-krotne powiększenie deficytu budżetowego lub obłożenie obywateli odpowiednio wysokim dodatkowym ukrytym podatkiem, płatnym przy regulowaniu rachunku za prąd. Nie można też uzasadnić takiej drogi sukcesami w redukcji emisji dwutlenku węgla. Strategia polska po COP21 musi być oparta na naszych własnych realiach i możliwościach.

Wprowadzenie elektrowni jądrowych do mixu energetycznego Polski zdecydowanie obniży średnie emisje przypadające w naszym kraju na jednostkę energii elektrycznej, a więc przyczyni się do realizacji celów postawionych przed wszystkimi krajami uczestniczącymi w COP21. A przy tym zapewni nam tanią energię elektryczną, niezbędną dla wielu gałęzi przemysłu. Program energetyki jądrowej został przez Polskę opublikowany i poddany konsultacjom krajowym i zagranicznym. W wyniku tych konsultacji nasz program został uznany za słuszny nie tylko przez ekspertów z krajów obiektywnych wobec różnych źródeł energii, jak Czechy, Słowacja, Szwecja czy Finlandia, ale i z krajów programowo odrzucających energetykę jądrową jak Niemcy czy Austria.

Obecnie, w końcu 2015 roku, w tydzień po zakończeniu szczytu paryskiego, który ustalił światową strategię redukcji emisji CO2, Polska jest u progu ogłoszenia przetargu na pierwszą elektrownię jądrową, dającą czystą energię elektryczną bez emisji CO2. Polska droga do realizacji postanowień COP 21 jest podobna, jak droga Wielkiej Brytanii – podejmującej budowę szeregu nowych elektrowni jądrowych – droga Stanów Zjednoczonych i dziesiątków krajów z pięciu kontynentów. Gdy mówimy, że ograniczenie emisji CO2 ma służyć naszym dzieciom i wnukom, możemy też z satysfakcją powiedzieć, że obrana przez Polskę droga do tego celu zapewni nie tylko redukcję emisji CO2, ale także da naszym dzieciom i wnukom czyste powietrze i tanią energię elektryczną przez następne stulecie.

[1] http://www.eko.org.pl/index_news.php?dzial=2&kat=20&art=1602

[2] http://www.wprost.pl/ar/116375/Energia-jadrowa-niezbedna-Europie/

[3] https://www.ipcc.ch/report/ar5/

[4] http://www.rp.pl/Konferencja-klimatyczna-Paryz-2015/151219759-COP21-Jest-porozumienie-Planeta-zwycieza.html

[5] http://www.wind-works.org/FeedLaws/Germany/GermanyPassesNewRenewableEnergyLawfor2012.html

[6] Die krassen Fehlprognosen beim Ökostrom Die Welt, 20 October 2012

[7] Focus Magazin, 15 October 2012

[8] http://www.agora-energiewende.de/de/themen/-agothem-/Produkt/produkt/122/ Die+Entwicklung+der+EEG-Kosten+bis+2035/

[9] https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_countries_by_carbon_dioxide_emissions