Strupczewski: Terroryści nie zgotują Polsce drugiego Czarnobyla (ROZMOWA)

31 marca 2016, 07:30 Atom

ROZMOWA

Dziś rusza Szczyt Bezpieczeństwa Nuklearnego w Waszyngtonie. W dyskusji na temat walki z rozprzestrzenianiem broni jądrowej będą uczestniczyć także Polacy. Czy po atakach terrorystycznych w Brukseli wzrosło zagrożenie dla europejskich, a wiec także polskich (badawczych) instalacji nuklearnych? Odpowiada Prof. Andrzej Strupczewski z Narodowego Centrum Badań Jądrowych.

BiznesAlert.pl: Czy elektrownie jądrowe mogą stać się obiektem ataków?

Prof. Andrzej Strupczewski: Atak terrorystyczny przeciwko elektrowniom jądrowym byłby bardzo trudny. Elektrownie tego rodzaju są obiektami chronionymi przez straż zbrojną, otoczone płotami niemożliwymi do sforsowania przez pojazdy cywilne. W przypadku czołgów zapewne można byłoby najpierw zniszczyć ogrodzenia (betonowe i stalowe) ogniem armatek czołgowych a następnie wedrzeć się na teren elektrowni, ale nie do wnętrza budynków. Budynki zawierające reaktor i układy bezpieczeństwa są odporne nie tylko na trzęsienie ziemi, ale i na huragan (w USA- 480 km/h) i niesione z wiatrem „pociski”  np. na uderzenie niesionego przez wichurę samochodu o wadze 1820 kg z prędkością 110 km/h (Kanada). Ściany tych budynków są też odporne na wybuchy.

W przypadku nowo budowanych reaktorów obowiązuje zasada, by ich budynki ważne dla bezpieczeństwa wytrzymywały uderzenie największego na świecie samolotu pasażerskiego i późniejszy pożar benzyny w jego silnikach. Starsze reaktory – tzw. II generacji –  obecnie pracujące w różnych krajach nie spełniają tego wymagania, ale zwykle ich geometria przestrzenna uniemożliwia bezpośrednie uderzenie samolotu w reaktor. Możliwe jest uderzenie samolotu w budynek zawierający układy bezpieczeństwa, ale każdy reaktor ma trzy lub cztery zespoły takich układów bezpieczeństwa, a jeden z nich wystarcza do chłodzenia wyłączonego reaktora, pozostałe są nadmiarowe – na zapas.

Akcja z zewnątrz nie przyniosłaby więc zagrożenia dla ludności. Wewnątrz elektrowni obowiązuje podział na strefy, i pracownik zajmujący się np. napędami pomp nie  ma wstępu do sterowni. Gdyby terroryści chcieli przemycić swego człowieka, by dokonał sabotażu, to powinni wyszkolić inżyniera kierującego jednym z wydziałów elektrowni i zapewnić, że będzie on w tej elektrowni zatrudniony. Ale jego możliwości były niewielkie, nawet gdyby podłożył w jakimś miejscu ładunek wybuchowy. W każdym zespole układów bezpieczeństwa są podsystemy chłodzenia wysoko i nisko ciśnieniowego, oparte na różnych zasadach pracy, np jedne napędzane parą z turbin, inne napędzane elektrycznie. Rezerwowanie układów bezpieczeństwa jest wielokrotne, ani jeden, ani dwa ładunki nic by nie dały.

Ważne jest, by w razie awarii reaktor się wyłączył. Zapewniają to pręty bezpieczeństwa, wiszące nad rdzeniem, zawieszone na elektromagnesach. Gdy wystąpi zakłócenie zasilania elektrycznego, elektromagnesy „puszczają” i pręty spadają do rdzenia pod wpływem siły ciężkości. Dolne końcówki tych prętów zawierają materiały pochłaniające neutrony, jak kadm lub bor. Gdy wpadną do rdzenia, pochłaniają skutecznie neutrony. Ilość neutronów docierających do paliwa maleje, moc reaktor  spada i reaktor wyłącza się. Oczywiście jeszcze po wyłączeniu  generuje się w nim trochę energii, w pierwszych sekundach 7%, po godzinie 1% i stopniowo coraz mniej. Jeśli możemy to ciepło odebrać, elektrownia jest bezpieczna .

W Fukushimie reaktory uległy zniszczeniu bo trzęsienie ziemi zniszczyło elektrownie i linie wysokiego napięcia na całej wyspie, a woda zalała awaryjne silniki diesla i nie było możności utrzymania ruchu żadnego układu chłodzenia. W Europie tsunami nam nie grozi a akcja Stress tests przeprowadzona przez Unię Europejską wyjawiła słabości istniejących elektrowni i pozwoliła je wzmocnić.

Jakiego rodzaju mogłyby być to ataki? Czy mogłoby dojść ewentualnej kradzieży materiałów promieniotwórczych?

Kradzież materiałów promieniotwórczych z elektrowni jest wykluczona. W samej elektrowni wypalone paliwo jest utrzymywane w basenach wodnych otoczonych grubymi osłonami betonowymi. Długość elementów paliwowych to około 4 do 5 metrów, więc są one bardzo niewygodne do transportu. Dopóki są one w wodzie i za osłonami, nie ma żadnego zagrożenia. Natomiast po wyjęciu z wody ich promieniowanie spowodowałoby zachorowanie terrorysty na raka, a chociaż wyszkoleni samobójcy są gotowi odpalić ładunki i w ułamku sekundy zginąć, to na pewno żaden z nich nie zechce powoli konać na raka. Poza tym, paliwa nie dałoby się wynieść z elektrowni przez liczne bariery, bramki i przepusty bez ataku wojskowego i zdobycia całej elektrowni, a nawet wtedy nie byłoby środków technicznych do wyniesienia paliwa na zewnątrz.

Jak Pan ocenia poziom zabezpieczeń na wypadek potencjalnych ataków?

Informacje o zabezpieczeniach są  chronione tajemnicą wojskową, ale znając układy budynków i przejść w elektrowni jestem przekonany, że są one wystarczające. Terroryści nie mogą ukraść materiałów rozszczepialnych i nie mogą spowodować wielkiej awarii. Wycieki radioaktywne w elektrowni są możliwe, ale ciecze radioaktywne pozostają wewnątrz elektrowni i są odprowadzane przez układ ścieków specjalnych. Z punktu widzenia ludności takie przypadki są bez znaczenia – i rzeczywiście nie powodowały zagrożeń w przeszłości. Natomiast zawsze można spowodować panikę, choćby przez nieudaną próbę ataku. Dlatego ważne jest, by ludzie nie bali się radioaktywności – jest ona z nami od miliardów lat i będzie nadal, a co więcej – bez promieniowania organizmy żywe źle się rozwijają i umierają.  Ale to już osobny temat może kiedyś uda nam się przekonać ludzi, że  promieniowanie w granicach tła naturalnego nie jest szkodliwe.

Czy społeczność międzynarodowa oraz rządy poszczególnych państw podejmują działania na rzecz zabezpieczenia instalacji jądrowych?

Spotkanie w Waszyngtonie jest czwartym z kolei szczytem mającym na celu zwiększenie kontroli nad materiałami rozszczepialnymi, które mogą posłużyć terrorystom do produkcji broni jądrowej. Paliwo jądrowe stosowane w elektrowniach jądrowych jest dla terrorystów nieprzydatne, natomiast uran wysoko wzbogacony i pluton mogą być źródłem zagrożenia. Dlatego Stany Zjednoczone konsekwentnie dążą do usunięcia tych materiałów z ośrodków cywilnych na całym świecie. W ramach tego programu w Polsce w reaktorze MARIA już przed kilku laty dokonano na koszt USA wymiany elementów paliwowych z uranu wysoko wzbogaconego na elementy z uranu o niskim wzbogaceniu. Podobne działania zostały przeprowadzone w innych krajach. Na spotkaniu szefów państw i na równolegle odbywającym się spotkaniu przemysłu jądrowego będą dyskutowane możliwości powiększenia skuteczności ochrony fizycznej instalacji jądrowych i materiałów jądrowych. W wyniku szczytu w Waszyngtonie wprowadzone będą dalsze ulepszenia w dziedzinie bezpieczeństwa materiałów jądrowych i wzmocnione będą organizacje międzynarodowe wspierające wysiłki w dziedzinie bezpieczeństwa jądrowego. Na Szczycie 2016 będą ustalone plany działania mające wzmocnić organizacje czuwające nad nierozprzestrzenianiem broni jądrowej, a mianowicie ONZ, Międzynarodową Agencję Energii Atomowej IAEA, Interpol, Globalną Inicjatywę dla zwalczania Terroryzmu Nuklearnego i organizację Partnerstwa Globalnego.

Czy wyklucza Pan potencjalny atak na pracowników NCBJ?

Taki atak nie miałby żadnego sensu. Reaktor MARIA jest dobrze strzeżony, ma własny system zabezpieczeń fizycznych, własną straż, a dodatkowo  otoczony jest obudową bezpieczeństwa odporną na próby wtargnięcia z zewnątrz. Nawet jeśli ktoś zdobyłby przepustkę do NCBJ, nie będzie mógł wejść do MARII.

Jak Pan ocenia poziom zabezpieczeń jedynego w Polsce reaktora Maria?

MARIA jest dobrze zabezpieczona. Elementy paliwowe mają długość 9 metrów, są silnie promieniotwórcze, niemożliwe jest wyniesienie ich z reaktora, a ich paliwem jest uran o niskim wzbogaceniu, więc zupełnie nieprzydatny dla celów terrorystycznych. Niemożliwe jest także uszkodzenie samego reaktora. Nie będę mówił o systemach zabezpieczeń, ale zapewniam, że żadna próba ataku nie spowoduje zagrożenia ludności wokoło reaktora.

Rozmawiał Piotr Stępiński