Nowak: ZE PAK – rząd kontra Solorz-Żak?

8 stycznia 2018, 07:31 Energetyka

Przyszłość ZE PAK (Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin – zespół czterech elektrowni cieplnych opalanych węglem brunatnym w rejonie Konina, dostarczających około 8,5 procent mocy krajowej o wartości 2512 MW) jest niepewna. Problemy środowiskowe, regulacje ograniczające udział węgla w sektorze energetycznym i kłopoty finansowe są dużym zagrożeniem dla spółki, od której w dużej mierze zależy los całego regionu. Cała sprawa ma też wątek polityczny. Rozmawialiśmy o tym z posłem Tomaszem Nowakiem z okręgu konińskiego, który zasiada w sejmowej Komisji do Spraw Energii i Skarbu Państwa z ramienia Platformy Obywatelskiej.

Elektrownia Pątnów należąca do ZE PAK. Fot. Mirosław Perzyński/BiznesAlert.pl

BiznesAlert.pl: Co może uratować ZE PAK?

Tomasz Nowak: ZE PAK może uratować przyspieszenie tego, co jest opóźnione – kopalnia złożyła wnioski o decyzję środowiskową i odrolnienie ziemi w związku z tym, że będzie się starała o koncesję na budowę nowej odkrywki w Ościsłowie. Stało się to w sierpniu 2015, a miesięczna procedura zaczęła się jeszcze za rządów PO-PSL. Dzięki moim staraniom do Kleczewa w maju 2015 przybyła premier Ewa Kopacz by złożyć deklarację, że odkrywka w Ościsłowie powstanie. Stworzyliśmy tzw. białą księgę, w której zapisywaliśmy pomysły na strategiczne energetyczne i surowcowe inwestycje. Niestety, od wyborów parlamentarnych w 2015 roku, mimo szumnych zapowiedzi Jarosława Kaczyńskiego spod elektrowni PAK, w wyniku klinczu decyzyjnego, od dwóch lat nie ma jasnego komunikatu co dalej.

Przez pierwszy rok nie zapadła decyzja o odrolnieniu ziemi, ponieważ wstrzymywał ją minister rolnictwa. Po roku zwołałem nadzwyczajne posiedzenie Komisji do Spraw Energii i Skarbu Państwa z żądaniem podjęcia decyzji przez ministra. Było to przed Barbórką, a decyzja zapadła na Barbórkę. Z kilku powodów nie ma jednak decyzji środowiskowej. Jeśli chodzi o przyczyny obiektywne, to polegają one na tym, że mamy do czynienia z faktem, że Jezioro Wilczyńskie, na które oddziaływałaby odkrywka Ościsłowo jest jeziorem zanikającym, z różnych powodów wskazywanych przez różne ośrodki badawcze. Wpływ kopalni nie podlega wątpliwości – zresztą kopalnia temu nie zaprzecza i deklaruje, że będzie zatłaczała wodę do Jeziora Wilczyńskiego i w ten sposób zostanie ono uratowane. Jest to podstawowy warunek do tego, by powstała nowa odkrywka. Już wcześniej zabiegałem o to, by tłoczenie się odbywało, marszałek woj. wielkopolskiego podjął zobowiązanie, że przyłoży się do tego, również finansowo, by powstała rura od odkrywki Jóźwin IIB do kopalni Ościsłowo.

W latach 2012-2014 napotkaliśmy jednak od strony ekologów, którzy alarmowali, że jeśli woda z odkrywki będzie zatłaczana, to wówczas zanikną żyjące tam raminice – rzadki w naszej części Europy gatunek glonów. Powiedziałem wtedy ministrowi Gawłowskiemu, który był za to odpowiedzialny, że musimy oddzielić Jezioro Wilczyńskie od reszty jezior – w razie naturalnej śmierci jeziora, glony umarłyby wraz z nim. Został przygotowany plan oddzielenia Jeziora Wilczyńskiego, który jest gotowy do uruchomienia. Koalicja PO-PSL straciła jednak władzę i powstał następujący dylemat: wiceminister środowiska Gajda oświadczył, że kopalnia musi się przyznać do tego, że wszystkie jej działania powodują degradację środowiska, a z punktu widzenia kopalni i jej bezpieczeństwa ekonomicznego było to nie do przyjęcia. Byłaby ona wtedy obciążona wszystkimi przypadłościami i konsekwencjami finansowymi, które mogłyby zagrozić stabilności przedsiębiorstwa.

Kto miał pokryć koszty nowej odkrywki?

Jeszcze w 2016 roku byliśmy zdania, że należy zainicjować działania, a koszty byłyby pokryte przez marszałka województwa wielkopolskiego i NFOŚiGW. Z powodu słów wiceministra tak się nie stało, a ZE PAK zadeklarował, że sam zainwestuje w rurę do zatłaczania wody. Był to jeden z warunków, jaki postawił RDOŚ w Poznaniu, który miał wydać decyzję środowiskową.

Drugim warunkiem była kompensata przyrodnicza. Polegała ona na tym, że wspomniane ramienice miały być zaimplementowane w innym miejscu. W tym kontekście padł pomysł, by zrobić to w Jeziorze Skulskim.

Sprawa ta zakończyła się jednak niepowodzeniem, ponieważ RDOŚ w Poznaniu wydał negatywną decyzję i wysłał ją do Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. Ten z kolei stwierdził, że wyda pozytywną decyzję w związku z troską o miejsca pracy i bezpieczeństwo energetyczne kraju. Niestety, nie zrobił tego, tylko skierował wniosek do ponownego rozpatrzenia przez RDOŚ. Oznacza to, że ciąg działań w sprawie ZE PAK jest opóźniony o dwa lata, a opóźnienie zwiększy się jeszcze przynajmniej o rok, ponieważ cała procedura będzie musiała zostać przeprowadzona od nowa.

Co wyłączenie ZE PAK może oznaczać dla bezpieczeństwa energetycznego kraju?

8 listopada 2017 odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Komisji do Spraw Energii i Skarbu Państwa. Ówczesny przewodniczący Komisji Marek Suski w wyniku wewnętrznych tarć w rządzie stanął po stronie ministra energii – ministrowie środowiska i rolnictwa byli przeciw, z kolei Tchórzewski zdaje sobie sprawę, że wyłączenie ZE PAK z systemu zachwieje jego bezpieczeństwem – stworzy to ryzyko blackoutu, a na pewno osłabi polską niezależność energetyczną.

W rządzie PiS rodzi się scenariusz, w którym będziemy w coraz większym stopniu zależni od zewnętrznych dostawców energii. Warto jednak wspomnieć, że zwolennikiem utrzymania ZE PAK przy życiu oprócz ministra energii jest minister Naimski, dla którego podstawową wartością jest suwerenność energetyczna Polski. Co istotne, rząd nie przeprowadza poważnej dyskusji o tym, jak zakryć ewentualną dziurę w systemie po wyłączeniu ZE PAK, ani o przyszłości regionu. Nie można też wykluczyć, że ZE PAK może być użyty w rozgrywkach między rządem a Zygmuntem Solorzem-Żakiem.

Czy zmiana na stanowisku premiera może odmienić losy ZE PAK?

Po exposé premiera Mateusza Morawieckiego zapytałem go z mównicy sejmowej o przyszłość ZE PAK: czy ma on pozostać w systemie i dostarczać 7 proc. energii, a jeśli nie, to jak załatać tę lukę. Jeśli ZE PAK zostanie zamknięty, będziemy żądać od rządu takiego samego programu pomocowego, jaki przygotowywany jest dla Śląska. Jeśli nie powstanie odkrywka w Ościsłowie, a ZE PAK w okolicy 2022 roku zostanie zamknięty, niezbędny będzie nowy motor napędowy dla rozwoju Wielkopolski Wschodniej.

Na to wszystko nakłada się ogólny problem związany z węglem brunatnym, który wynika z Pakietu zimowego. Zawiera on ograniczenie emisji 550 gram CO2/MWh. Jest to ograniczenie nie dla energetyki węglowej, tylko gazowej. Nawet najnowocześniejsze bloki węglowe w Polsce, jak Jaworzno czy Opole, nie będą w stanie spełnić tych warunków. Łudzono się, że uda się wynegocjować „uśrednienie” tego limitu dla wszystkich źródeł energii w kraju. Niestety, w Polsce nie ma też przyjaznych regulacji dla rozwoju OZE.

Co dla ZE PAK oznaczała przyjęta niedawno ustawa o rynku mocy?

Dla ZE PAK ustawa o rynku mocy była i jest szansą, ale tylko na pięć lat, ponieważ Pakiet zimowy ogranicza pomoc publiczną w postaci rynku mocy, jeśli nie spełni się założeń 550g. ZE PAK musiałby też przystąpić do aukcji i je wygrać, co nie jest pewne, ponieważ konkurenci mają źródła węglowe, a ZE PAK niedługo je straci. Oznacza to, że jesteśmy w klinczu decyzji politycznych. Dlatego tak istotne jest, by rząd zajął się sprawą ZE PAK. Jeśli się to nie stanie, to okaże się, że minister środowiska podjął decyzję w sprawie bezpieczeństwa energetycznego kraju, wyręczając ministra energii.

Światowe tendencje są jednoznaczne i wskazują na odejście od węgla. W Polsce też musi do tego dojść, ale w sposób ewolucyjny, nie rewolucyjny. Myślę, że potrzebne będzie na to około 15 lat.

Czy prywatyzacja ZE PAK była dobrym pomysłem?

Moim zdaniem było to niepotrzebne. W 1999 roku PAK był jedynym dużym ośrodkiem, który został sprywatyzowany. Moim zdaniem dokonało się to w sposób chaotyczny, a jednym z powodów były personalne, błahe tarcia między elektrownią a kopalnią. W efekcie sprywatyzowano jedynie elektrownię, rozrywając ciąg technologiczny. Spowodowało to, że właściciel PAKu miał pozycję dominującą i był zdecydowanie silniejszy w dyskusji z państwowym przedsiębiorstwem, które z trudem się restrukturyzowało, i na którym wymuszał ceny węgla, które nie zaspokajały potrzeb kopalni. Kopalnia została zdegradowana i zaczęła popadać w coraz większe długi. Już w 2005 roku negocjacje o cenach węgla między kopalnią a elektrownią były bardzo trudne. Kopalnia straciła jakąkolwiek zdolność inwestycyjną w 2011 roku, a na budowę nowej odkrywki potrzeba od kilkudziesięciu do kilkuset milionów złotych.

Od 2012 roku mówiło się o dokapitalizowaniu kopalni, ale nie można tego robić nie łamiąc jednocześnie europejskiego prawa. Można ją było jedynie sprywatyzować. Wyłonionych zostało tylko dwóch oferentów – PAK i pewną nieistniejącą już australijską firmę, która chciała tu zgazowywać węgiel. PAK musiał przejąć długi kopalni i zobowiązać się do wdrożenia inwestycji na poziomie 250 mln złotych w nowe odkrywki i remontu kolejnych dwóch bloków z Pątnowa I. Umowa prywatyzacyjna nakładała obowiązek inwestycji, jednak opór ze strony rządu da pretekst do wszczęcia procesów sądowych o wielomilionowe odszkodowania.

Czy Skarb Państwa może odkupić ZE PAK od Solorza-Żaka?

Niektórzy na to liczą. Nie miałbym nic przeciwko temu, ale w to nie wierzę z prostego powodu – Skarb Państwa musiałby przeznaczyć setki milionów złotych, być może w postaci akcji innych spółek energetycznych, co oznaczałoby, że państwo przestanie mieć władztwo nad swoim majątkiem. Po drugie, jeśli rząd jednak zdecyduje się przejąć ZE PAK, za 10-15 lat trzeba będzie myśleć o inwestycjach w coś zupełnie nowego. Musiałyby powstać bloki gazowo-parowe, jako że strata infrastruktury przesyłowej byłaby straszliwie nieracjonalna. Jednak w żadnym scenariuszu nie obędzie się bez zwolnień.

Rozmawiał Michał Perzyński