Trwa spór Rosji i Turcji, a Państwo Islamskie dalej rośnie w siłę dzięki ropie

2 grudnia 2015, 07:46 Alert

(Wojciech Jakóbik)

Bojownicy ISIS.

Minister rozwoju ekonomicznego Rosji Aleksiej Ułukłajew poinformował media, że rząd Federacji Rosyjskiej nie zamierza w ramach sankcji przeciwko Turcji zablokować projektów gazociągu Turkish Stream ani elektrowni jądrowej Akkuyu. – Zamrożone prace komisji międzyrządowej to jedno, a działania podmiotów biznesowych to drugie – zastrzegł.

Powodem napięcia jest zestrzelenie rosyjskiego myśliwca Su-24 przez turecką armię.

Zawieszenie pracy rosyjsko-tureckiej komisji międzyrządowej nie wiąże się zdaniem Rosjanina z zerwaniem relacji biznesowych między firmami. Rząd poinformował, że proponowany przez Gazprom gazociąg z Rosji do Turcji (Turkish Stream) i budowa tureckiej elektrowni jądrowej przez Rosatom (Akkuyu) nie znalazły się na liście projektów objęty specjalnymi środkami przeciwko Ankarze, na których wprowadzenie wyraził zgodę prezydent Władimir Putin.

Mimo to premier Turcji Ahmet Davutoglu zapowiedział, że jego kraj przygotowuje się na najgorszy scenariusz. – Mamy narzędzia, z których możemy skorzystać. Oby to nie było konieczne – powiedział w tureckiej telewizji.

– Jeżeli dojdzie do braków w handlu surowcami i energii elektrycznej, będzie odwzajemnienie – ostrzegł, odnosząc się do spekulacji na temat możliwości przerwania dostaw z Rosji do Turcji. Davutoglu przekonuje, że problemy w bilateralnych relacjach należy rozwiązać na drodze dialogu.

Relacje komplikują wzajemne oskarżenia o niejasny stosunek do Państwa Islamskiego. Chociaż strony obrzucają się winą za to, że terroryści nadal mają dostęp do światowego rynku ropy, gdzie mogą sprzedawać surowiec przemycony ze złóż zajętych w Iraku i Syrii, to zarówno Ankara, jak i Moskwa, są częściowo odpowiedzialne za taki stan rzeczy. Moskwa pozwala reżimowi Baszara Asada handlować ropą z Państwem Islamskim, a Turcja przymyka oczy na przemyt ropy przez jej granicę i infrastrukturę naftową. Dzięki temu terroryści bogacą się w petrodolary. Pomimo deklaracji, strony bombardują odpowiednio – opozycję do Asada i mniejszość kurdyjską. Transporty ropy z Państwa Islamskiego zwalczają głównie Amerykanie.

Prezydent USA Barack Obama apeluje o zgodną walkę ze wspólnym wrogiem, jakim są terroryści okupujący ziemie Iraku i Syrii. Wezwał on Turcję do deeskalacji napięcia w relacjach z Rosją. Obama ostrzegł, że niesnaski między tymi krajami mogą podminować działania koalicji przeciwko Państwu Islamskiemu. Amerykański prezydent nie ma jednak złudzeń. Przekonywał, że siły rosyjskie prawdopodobnie nie zaatakują terrorystów, bo są zajęte wspieraniem w walkach z opozycją reżimu Asada.

Tymczasem amerykańska spółka naftowa Pelicourt działająca w punktach zapalnych świata przewiduje, że jeśli Państwo Islamskie nie zostanie szybko unicestwione, może utworzyć stabilne rządy oparte o sprzedaż węglowodorów zajętych w Iraku i Syrii. – To ryzyko budowy nowego narodu przez Państwo Islamskie – ostrzegł Robert Bensch reprezentujący spółkę w rozmowie z OilPrice.com. Twierdzi, że potencjał surowcowy Syrii nie został dotąd w pełni wykorzystany, a bojownicy mogą to zrobić. Przekonywał, że władze w Iraku są zbyt słabe, by samodzielnie pokonać terrorystów.