Salamądry: Reformujmy górnictwo zanim skończy się górka

19 grudnia 2017, 07:30 Energetyka

Resort energii chwali się dobrymi wynikami spółek górniczych i w zasadzie to jest się z czego cieszyć, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt że jeszcze w latach 2014/15 wszyscy producenci znajdowali się głęboko pod kreską. W restrukturyzacji sektora bardzo pomogła rządzącym koniunktura na rynkach światowych, ale ta nie będzie przecież trwać wiecznie. Co więcej, już dzisiaj branża ma spore kłopoty wydobywcze, wynikające głównie z cięć kadrowych i inwestycyjnych oraz logistyczne, co dodatkowo pogłębia problem płynnego obrotu, a w konsekwencji produkcji – pisze Dawid Salamądry, ekspert ds. energetyki.

Kopalnia Bogdanka. Fot. Wikimedia Commons.
Kopalnia Bogdanka. Fot. Wikimedia Commons.

Górka pompuje wyniki spółek

Zacznijmy jednak od plusów, czyli kondycji finansowej, która wygląda całkiem nieźle. W lutym 2016 roku, czyli tuż po objęciu urzędu minister Krzysztof Tchórzewski obiecywał, że w 2018 roku polskie górnictwo osiągnie rentowność, a rok poprzedni Polska Grupa Górnicza (PGG) i Jastrzębska Spółka Węglowa (JSW) zamkną z wynikami „zero plus”. Dzisiaj giełdowa JSW zamknęła trzeci kwartał z wynikiem blisko 1,8 mld zł, a PGG spodziewa się na koniec roku ok. 200 milionów zysku. Całe górnictwo po pierwszych dziewięciu miesiącach zarobiło ok. 1,66 mld zł, czyli ponad dwa miliardy więcej niż przed rokiem, kiedy zanotowano 427 mln zł straty.

Złośliwi powiedzą, że takie wyniki branża zawdzięcza tylko dobrej koniunkturze na rynkach światowych i w zasadzie jest w tym duża część prawdy. Kiedy szef resortu energii składał swoją obietnicę, ceny węgla w portach zachodniej Europy notowały poziomy nie widziane od kilkunastu lat i mało kto przypuszczał wówczas że tak szybko odbiją się od dna. Tymczasem jeszcze w tym samym roku węgiel podrożał dwukrotnie a cały świat ogarnęła „gorączka czarnego złota” – od producentów, którzy zaczęli planować budowę nowych kopalń aż po inwestorów giełdowych, którzy bili się o akcje spółek górniczych (akcje samej tylko JSW podrożały w ciągu 1,5 roku ponad dziesięciokrotnie).

Restrukturyzacja w toku

Nie można jednak przejść obojętnie obok faktycznej restrukturyzacji, która dokonała się w sektorze wydobycia węgla kamiennego. Część majątku kopalń przekazano do Spółki Restrukturyzacji Kopalń oraz znacząco zmniejszono zatrudnienie, zapewniając jednak pracownikom osłony socjalne. Znacznie obniżono również jednostkowe koszty wydobycia i… właściwie w tym miejscu zaczynają się nowe kłopoty. Bo chociaż na papierze wszystko wygląda w porządku, to kiedy przyjrzymy się bliżej faktycznej sytuacji w kopalniach to przestaje być już tak różowo: masowe odejścia doświadczonych górników oraz cięcia inwestycyjne doprowadziły do problemów z wydobyciem.

Jeśli chodzi o ręce do pracy, to problem ma dwa wymiary – po pierwsze w wielu kopalniach brakuje pracowników z większym stażem, którzy na tyle znają się na swoim fachu, że są znacznie wydajniejsi od młodszych kolegów. Po drugie, pod ziemią brakuje ludzi w ogóle; znane są przypadki, kiedy w trakcie kontroli właściwych organów sztucznie uzupełniano przewidziane wymogami bezpieczeństwa braki kadrowe na przodkach pracownikami z administracji. Od kilku miesięcy załogi uzupełniane są pracownikami „importowanymi” z Ukrainy, co swoją drogą również nie zawsze ratuje sytuację ze względu na barierę językową.

Problemy z wydobyciem

Jeszcze większym problemem są cięcia jakie w ostatnich latach poczyniono w obszarze inwestycji, bez których nie może być mowy o przedłużeniu żywotności kopalni. Według szacunków resortu, nakłady na inwestycje zmniejszano od 2011 roku, co doprowadziło do sytuacji gdzie liczba ścian wydobywczych zmniejszyła się o jedną trzecią. W wielu zakładach zrezygnowano również ze ścian rezerwowych, które pomagały nadrabiać braki lub zapełniać lukę w wydobyciu dobowym na wypadek awarii (a z kilkoma poważnymi mieliśmy w mijającym roku do czynienia). Wszystko to doprowadziło do sytuacji, w której przede wszystkim PGG nie wyrabia się z realizacją planu wydobycia.

W Planie Techniczno-Ekonomicznym PGG na 2017 rok założono wydobycie na poziomie 32 mln ton. Już w maju, kiedy prezentowano nową strategię spółki prezes Tomasz Rogala zapowiadał słuszną skądinąd zmianę podejścia, gdzie firma ma zacząć wozić gigadżule zamiast ton (jakość nad ilością). Był to jednak pierwszy oficjalny sygnał, że PGG nie wyrobi się z zakładanym planem, a coraz głośniej było słychać o kolejnych odbiorcach do których węgiel nie dojeżdża. Problemy największego producenta węgla kamiennego w UE doprowadziły do tego, że Polska w tym roku ponownie (po 12 miesiącach przerwy) stanie się importerem węgla netto.

Nawet jednak węgiel importowany miał w tym roku pod górkę, a wszystko przez problemy polskich przewoźników kolejowych. Na wielu trasach realizowane były remonty, a puszczane objazdami składy pociągowe musiały czekać w olbrzymich korkach. Kłopoty pogłębiał deficyt węglarek, potrzebnych do transportu surowca. O ile w handlu detalicznym część firm mogła przestawić się na komunikację samochodową, o tyle realizacja dostaw do największych odbiorców samochodami nie wchodzi w grę z uwagi na skalę oraz koszty. Problemy logistyczne zabolały wszystkich, ale producentów najbardziej, ponieważ problemy z wywozem węgla z terenu kopalni wstrzymywały wydobycie wielu zakładów.

Reformy pozwolą uniknąć kryzysu

Pomimo wszystkich problemów, przyszłość póki co rysuje się w przyjemnych dla branży kolorach. Po wiosennych spadkach, ceny węgla znowu poszybowały w górę i są na najlepszej drodze do tego, żeby na przełomie roku przebić psychologiczną barierę 100 dolarów za tonę. Ta hossa nie potrwa wprawdzie wiecznie, ale nawet gdyby ceny spadły w nadchodzących miesiącach do poziomu ok. 70 dolarów, to i tak branża będzie mogła być zadowolona i fedrować z zyskiem. Jeśli chodzi o sytuację w ujęciu globalnym, to dzisiaj prognozy również nie napawają pesymizmem. Według raportu MAE, światowy popyt na węgiel będzie stabilizowany przez kraje rozwijające się, głównie w Azji Płd-Wsch.

Pomimo raczej optymistycznych predykcji polskie górnictwo musi jednak mieć się na baczności. Kryzys w latach 2013-2016 był w dużej mierze zasługą zaniedbania przez ówczesną kadrę zarządzającą potrzeb inwestycyjnych, na którą były pieniądze po kilku latach koniunktury. Z uwagi na skalę przedsięwzięcia, ale również na indywidualną charakterystykę sektora górnictwo jest branżą która wymaga immanentnej restrukturyzacji, bez względu na to czy akurat znajduje się w dołku czy przeżywa kolejny rozkwit. Zarobione w tym i prawdopodobnie przyszłym roku pieniądze powinny być wydawane rozsądnie, również na innowacje które na każdym kroku podkreśla resort rozwoju.

Względnie dobra kondycja ekonomiczna spółek to także idealny czas na dyskusję z pracownikami na temat ich zarobków. Nie można w żadnym wypadku pozbawiać ich prawa do partycypowania w zyskach firmy, tym bardziej że w latach kryzysu wielokrotnie (choć niechętnie) szli na ustępstwa i sami uszczuplali własne kieszenie. Dodatnie wyniki finansowe to jednak dobry moment na przemodelowanie struktury wynagrodzenia, gdzie kosztem zmniejszenia części stałej można zaproponować załodze solidny udział w zyskach spółki. Tym sposobem nie będą się dzisiaj czuli pokrzywdzeni, a firmy zabezpieczą się na okoliczność przyszłej dekoniunktury.

A ta może czaić się tuż za rogiem…