Bojanowicz: Wenezuela to bankrut na naftowych nogach

28 maja 2018, 07:30 Energetyka

Wenezuelska gospodarka stoi na skraju bankructwa. Prezydent Maduro eksperymentuje z nową ekonomią, a Rosja i Chiny przedłużają tę agonię kolejnymi pożyczkami. Administracja Donalda Trumpa grozi zaostrzeniem działań wobec wenezuelskiego sektora naftowego. Mimo to Nicolás Maduro po raz kolejny wygrał wybory prezydenckie, tym razem przedterminowe. Zdaniem opozycji nie przebiegały one prawidłowo, a różne kraje (w tym Chile) nie uznają ich za w pełni demokratyczne – pisze Roma Bojanowicz, współpracownik BiznesAlert.pl

Nicolas Maduro. Fot. Wikimedia Commons.
Nicolas Maduro. Fot. Wikimedia Commons.

Wybory i kryzys

Wenezuela dysponuje największymi na świecie udokumentowanymi złożami ropy sięgającymi 297,7 miliarda baryłek. Równocześnie jest jednym z najbardziej niestabilnych ekonomicznie i uzależnionych od sprzedaży ropy naftowej państw świata. Z eksportu tego surowca pochodziło aż 96 procent wpływów, 40 procent wszystkich wpływów budżetowych oraz 11 procent całego wenezuelskiego PKB. Wprowadzone przez poprzedniego prezydenta Hugo Cháveza rozdawnictwo pieniędzy, brak inwestycji w infrastrukturę i przemysł oraz konflikty polityczne z takimi potęgami jak Stany Zjednoczone doprowadziły ten kraj do ruiny.

Sytuacja pogarsza się z miesiąca na miesiąc. Coraz większy chaos społeczno-polityczny i problemy gospodarcze skutkują tym, że Wenezuelczycy nie są w stanie zaspokoić swoich podstawowych potrzeb życiowych. Brakuje jedzenia, a w niektórych miejscach bieżącej wody. Szpitale i apteki nie mają leków i materiałów opatrunkowych. Funkcjonuje podziemny rynek handlu dolarami. Wszystko można kupić na czarnym rynku po cenach przekraczających kilkukrotnie te ustanowione przez państwo, co prowadzi do poważnych niepokojów społecznych.

Mimo tragicznej sytuacji Maduro zdecydował się rozpisać przedterminowe wybory prezydenckie, które wygrał. Opozycja je zbojkotowała. Jak ogłosiła wenezuelska komisja wyborcza, frekwencja wynosiła jedynie 46,1 procent, czyli była prawie o połowę niższa niż zarejestrowana podczas ostatniego głosowania prezydenckiego w 2013 roku.

Zwracając się do tłumów zgromadzonych przed pałacem prezydenckim w Caracas po ogłoszeniu wyników, Maduro stwierdził, że wygrał w wyniku przeprowadzenia „nienagannego procesu wyborczego”, który doprowadził go do władzy z wynikiem 67,7 procent oddanych na niego głosów. To jednak nie podoba się wielu. Wenezuelczycy są rozczarowani i wściekli z powodu wyniku wyborów: krytykują Maduro za problemy ekonomiczne i ograniczanie demokracji. Henri Falcón, główny rywal polityczny obecnego prezydenta, oświadczył, że nie uzna rezultatu wyborów ze względu na zarejestrowane w ich trakcie liczne nieprawidłowości.

Protestujący Wenezuelczycy nie są odosobnieni w negatywnych opiniach dotyczących niedzielnych wyborów. Wsparcie dla nich płynie zarówno z innych krajów Ameryki Łacińskiej, jak z i innych regionów świata. Prezydent Chile, Sebastián Piñera, zapowiedział, że jego kraj, podobnie „jak większość demokratycznych krajów”, nie uznałby tego głosowania za demokratyczne. – Wybory w Wenezueli nie spełniają minimalnych standardów prawdziwej demokracji. Nie są to czyste czy uzasadnione wybory i nie reprezentują wolnej i suwerennej woli Wenezuelczyków – pisał Piñera.

Również Stany Zjednoczone uznały wynik wyborów za „fikcję” łamiącą demokratyczne standardy. Zarówno wiceprezydent USA Mike Pence, jak i sekretarz stanu Mike Pompeo komentując weekendowe wybory w Wenezueli, oświadczyli, że Waszyngton planuje podjąć szybkie „ekonomiczne i dyplomatyczne” środki na rzecz przywrócenia demokracji. Jest to jasnym sygnałem dla rynków, że można spodziewać się w najbliższym czasie kolejnych amerykańskich sankcji wymierzonych w wenezuelską branżę naftową i jej główny filar – państwową firmę wydobywczą Petróleos de Venezuela (PDVSA).

– Wybory w Wenezueli były pozorne – ani wolne, ani uczciwe. Stany Zjednoczone nie będą siedzieć bezczynnie, gdy Wenezuela się rozpada, a nędza jej dzielnych mieszkańców trwa… Reżim Maduro musi pozwolić na pomoc humanitarną w Wenezueli i musi pozwolić, by jej obywatele zostali wysłuchani – powiedział Pence. W odrębnej deklaracji Pompeo zakomunikował, że USA „podejmą szybkie działania gospodarcze i dyplomatyczne, aby wesprzeć przywrócenie im demokracji”. Niestety również on nie wyjaśnił, na czym mają polegać te „działania”.

Wsparcie Rosji

Wśród krytyków ostatnich wyborów prezydenckich w Wenezueli nie znalazła się Rosja, zapewne ze względu na zbliżenie między Maduro a Putinem. W drugiej połowie marca tuż przed wyborami prezydenckimi w Rosji podczas telefonicznej rozmowy obaj przywódcy życzyli sobie reelekcji na najwyższe stanowisko w państwie. Ważnym elementem budowania stosunków bilateralnych jest zależność finansowa Caracas od Moskwy, której najważniejszym symptomem stała się październikowa wizyta Maduro w Rosji.

W jej trakcie wenezuelski prezydent wylewnie podziękował swojemu rosyjskiemu odpowiednikowi za „pełne polityczne i dyplomatyczne poparcie w tych trudnych czasach, w których żyjemy”. To poparcie wyraziło się w postaci restrukturyzacji długu wynoszącego 3,1 miliarda dolarów. W sumie dług Wenezueli wobec Rosji wynosi obecnie między 6 a 9 miliardów dolarów. Na początku grudnia 2017 roku Maduro spotkał się z Igorem Sieczinem, dyrektorem generalnym Rosnieftu. Zgodnie z wynegocjowanym wówczas kontraktem Rosnieft stanie się jedynym operatorem pól gazowych Patao i Mejillones. Cały gaz wydobyty z tych rejonów rosyjska spółka będzie mogła swobodnie wyeksportować między innymi w postaci LNG. Zasoby błękitnego paliwa w obu tych polach oszacowano na wolumen 180 miliardów m sześc., a maksymalna roczna produkcja wyniesie 6,5 miliarda m sześc.

Jak podał Rosnieft w rocznym raporcie na 2020 rok, rosyjska spółka planuje podjęcie ostatecznej decyzji inwestycyjnej dotyczącej eksploatacji złóż gazu z pól położonych na wenezuelskim szelfie. Projekt będzie realizowała spółka córka, która jest w stu procentach własnością rosyjskiego giganta. „Kolejny etap projektu obejmuje wdrożenie projektu koncepcyjnego i podstawowego, a następnie w 2020 roku podejmiemy ostateczną decyzję inwestycyjną dotycząca udziału Rosnieftu w rozwoju pól” – czytamy w oświadczeniu firmy.

Rosyjska spółka jest obecnie jednym z największych inwestorów w Wenezueli. Eksperci szacują, że w zamian za przekazane przez Moskwę do Caracas miliardy dolarów Rosnieft zyskał prawo do wydobycia 13 procent wenezuelskich węglowodorów, a także do udziału w co najmniej dziewięciu różnych spółkach należących do PDVSA; również tych, które pierwotnie należały do zachodnich koncernów (ExxonMobil i ConocoPhillips), a po nacjonalizacji stały się własnością państwową.

Zgodnie z informacjami jakie podała rosyjska agencja TASS, Rosnieft ma udziały w takich spółkach poszukiwawczo-wydobywczych jak Petromonogas i Petroperija, w których posiada 40 procent udziałów. Pozostałe 60 procent oficjalnie należy do PDVSA. Kolejnymi spółkami są Boquerón, w którym najwięcej udziałów miało PDVSA – 60 procent, Rosneft – 26,67 procent, austriackie OMV – 13,33 procent i Petromiranda, w której rosyjski holding ma tylko 32 procent. Poza tym obie firmy mają wspólną firmę serwisową – Perforosven. Tu PDVSA posiada pakiet mniejszościowy wynoszący 49 procent, a udział Rosneftu wynosi 51 procent.

Kolejnym elementem pokazującym bliskie relacje istniejące między Rosją i Wenezuelą jest poparcie udzielone przez Maduro rosyjskiemu rządowi po wybuchu skandalu z próbą otrucia rosyjskiego szpiega Siergieja Skripala. „Prezydent Wenezueli Nicolás Maduro w imieniu rządu i narodu wyraża solidarność z rządem i obywatelami Rosji. I z niepokojem patrzy na środki podjęte przez USA i kilka krajów europejskich, a polegające na wydaleniu rosyjskich dyplomatów na podstawie nieuzasadnionych oskarżeń dotyczących domniemanego zaangażowania władz rosyjskich w sprawie byłego szpiega Siergieja Skripala” – czytamy w oficjalnym oświadczeniu. Maduro wezwał również społeczność międzynarodową do zaprzestania działań „wyraźnie naruszających prawo międzynarodowe i konwencje dyplomatyczne”, gdyż zdaniem wenezuelskiego prezydenta „prowadzi to tylko do wzrostu napięcia i globalnej niestabilności”.

Kryzys taniej ropy

Ta niestabilność w samej Wenezueli generowana jest jednak przez sytuację gospodarczą. Wenezuelski koncern naftowy PDVSA znajduje się obecnie na krawędzi upadku. Pod koniec zeszłego roku państwowe służby specjalne przeprowadziły w nim czystki kadrowe. Prezydent Wenezueli Nicolás Maduro zwolnił szefa PDVSA i przekazał kontrolę wojsku, aby utrzymać siły zbrojne po swojej stronie. Niestety generał major Manuel Quevedo, kompletny nowicjusz w branży energetycznej, zamiast wzmocnić spółkę, jeszcze bardziej ją osłabił. Z PDVSA, niegdyś jednej z lepiej zarządzanych państwowych spółek naftowych na świecie, masowo odchodzą pracownicy. Jak podała Agencja Reutera, tylko od stycznia 2017 do stycznia 2018 roku zwolniło się tam blisko 25 000 osób ze 146 000 załogi (stan na 2016 rok).

Z powodu niedoboru wykwalifikowanej kadry pracowniczej PDVSA przeżywa poważne kłopoty. Produkcja węglowodorów gwałtownie spadła, a swoje minimalne funkcjonowanie Wenezuela zawdzięczała do tej pory tylko miliardom dolarów pompowanym przez Rosję i Chiny, które zdominowały ostatnio Amerykę Południową. Według informacji dotyczących marca 2018 roku, opublikowanych przez OPEC, wydobycie ropy naftowej przez tę państwową spółkę osiągnęło zaledwie 1,51 miliona baryłek ropy dziennie. Tak duże ograniczenie produkcji wynika z pogarszającego się stanu infrastruktury i problemów z płynnością finansową PDVSA. Już w tej chwili niedobory wenezuelskiej ropy powodują spory niepokój na międzynarodowych rynkach. I stanowią, obok porozumienia państw OPEC dotyczącego globalnego zmniejszenia wydobycia surowca, kolejny powód wzrostu cen ropy.

Już w XIX wieku wiedziano, że największym bogactwem Wenezueli jest ropa. Mimo to kraj ten przez wiele lat nie umiał wykorzystać swojej szansy na rozwój gospodarczy. Po dojściu do władzy pod koniec lat 90. prezydent Hugo Chávez ograniczył wydobycie czarnego złota, chcąc w ten sposób sztucznie podwyższyć jego cenę. Nic wówczas nie wskazywało na to, że w 20 lat później PKB Wenezueli będzie można porównywać tylko z krajami ogarniętymi wojną. Część wydobytej ropy sprzedawano po niezwykle atrakcyjnej cenie na Kubę. Petrodolary płynące szerokim strumieniem wykorzystywane były na rozwój socjalny kraju, czyli przejadano je. Zabrakło pieniędzy na inwestycje w przemysł i infrastrukturę. Zabrakło pieniędzy na remonty i rozwój gospodarki. Doszło do nacjonalizacji majątku międzynarodowych spółek zajmujących się w Wenezueli wydobyciem ropy. W końcu łamanie standardów demokratycznych doprowadziło do ustanowienia przez USA embarga na handel z Wenezuelą. To przyspieszyło tylko proces degradacji gospodarki i włożyło w ręce obu socjalistycznych prezydentów argument, że wszystkim nieszczęściom jakie dotykają ich kraj, winne są kapitalistyczne Stany Zjednoczone. Najwyraźniej wenezuelscy politycy nie chcą zmierzyć się z faktem, że rentowność wydobycia ropy w obecnej sytuacji kształtuje się na poziomie 100 dolarów za baryłkę. Do tej ceny jeszcze trochę brakuje, a przy systematycznym spadku wydobycia surowca nie ma szans na szybkie podreperowanie budżetu państwa.

W kwestii wydobycia wenezuelskiej ropy najtrudniej jest cokolwiek przewidywać. Trwa kryzys humanitarny. Brakuje odpowiednio wykwalifikowanej kadry i sprzętu do pracy na platformach. Nie ma odpowiedniej kadry zarządzającej PDVSA. Do tego utrzymuje się relatywnie niska jak na potrzeby Caracas cena baryłki ropy, co wiąże się z brakiem dolarów, które umożliwiłyby wykonanie najpilniejszych prac związanych z zapewnieniem ciągłości produkcji ropy. Około 300 tysięcy baryłek ropy dziennie będzie musiało zostać wysłane do Chin w ramach rozliczenia pożyczki udzielonej przez Pekin. Należy również wziąć pod uwagę niechęć OPEC, którego Wenezuela i Rosja są członkami, do zmiany decyzji dotyczących ograniczenia wydobycia w ramach porozumienia naftowego. Wszystkie rezolucje związane z tym tematem przesunięto na spotkanie kartelu, które rozpocznie się 22 czerwca. Nawet jeśli Wenezuela całkowicie wygasi wydobycie ropy, OPEC jest w stanie zapełnić powstałą lukę. Tylko czy kartel będzie tym zainteresowany? Może dwa najważniejsze państwa kartelu, Rosja i Arabia Saudyjska, zechcą maksymalnie wywindować cenę i utrzymają produkcję nafty na dotychczasowym poziomie. To wszystko destabilizuje sytuację na rynkach ropy.

Ucieczka z tonącego okrętu

Z tym wiążą się inne równie poważne problemy, z jakimi musi się zmierzyć Caracas – masowa emigracja i wzrost przestępczości. Obecnie najwięcej osób ubiegających się o azyl w USA stanowią właśnie Wenezuelczycy. Wyprzedzili już obywateli Chin, Meksyku, Gwatemali i Salwadoru. W końcu lot z Caracas do Miami trwa tylko 3 godziny. Uciekają do Stanów Zjednoczonych przed skrajną biedą, niedożywieniem, niemożnością zaspokojenia swoich podstawowych potrzeb życiowych. Uciekają również przed otaczającą ich ze wszystkich stron przemocą. Państwo praktycznie nie działa. Maduro przekupuje wojskowych, obsadzając ich na czołowych stanowiskach w firmach państwowych, które jeszcze działają. W lutym bieżącego roku poprowadził ćwiczenia militarne. – Wezwałem Boliwariańskie Narodowe Siły Zbrojne do stworzenia związku cywilno-wojskowego z narodem, aby przeprowadzić integralną, wielowymiarową operację obronną na terytorium kraju – powiedział wenezuelski prezydent. Teoretycznie zadaniem ćwiczeń wojskowych miało być dopracowanie ruchów czołgów, pocisków i śmigłowców sił zbrojnych w ramach narodowej strategii obronnej. Tylko czy odstraszano w ten sposób wroga wewnętrznego (opozycję), czy zewnętrznego (USA), trudno powiedzieć.

W 2006 roku USA zrażone komunistyczną retoryką Cháveza oficjalnie zakończyły sprzedaż wszelkiego rodzaju broni do Wenezueli. Miejsce amerykańskich firm zajęły przedsiębiorstwa mające swoje siedziby na Białorusi rządzonej przez Aleksandra Łukaszenkę, prezydenta bardzo blisko związanego z Kremlem. I tu pojawia się kolejne pytanie: co się dzieje ze środkami bojowymi zgromadzonymi przez wenezuelskie wojsko? Skąd taki nagły wzrost przestępczości? Skąd bierze się broń wykorzystywana podczas napadów rabunkowych? Poza tym Wenezuela graniczy bezpośrednio z Kolumbią, słynącą z rozbudowanej mafii narkotykowej i wszelkiej maści innych zorganizowanych grup przestępczych, które zawsze zabiegały o swobodny dostęp do taniej i sprawnej broni palnej: karabinów, pistoletów, amunicji. Kryzys gospodarczy, szalejąca inflacja, problemy z zaspokojeniem podstawowych potrzeb życiowych mogą skłonić dysponentów niebezpiecznych arsenałów do ich sprzedaży na czarnym rynku. Taka sytuacja miała już miejsce po upadku Związku Radzieckiego. Nagle wśród wielu miejsc ogarniętych działaniami zbrojnymi na całym świecie pojawiła się duża ilość poradzieckiego sprzętu wojskowego, który oficjalnie został zniszczony lub „zniknął” z magazynów. Podobne ryzyko z każdym miesiącem rośnie w Wenezueli. Ale to tylko kolejny z problemów.

Maduro od dawna wykorzystuje obecny kryzys i wszelkie sankcje ze strony USA do rozpętania antyamerykańskich nastrojów w Wenezueli i w regionie. Jest to bardzo na rękę Moskwie, która dokłada sił i środków, aby poprzez zdestabilizowanie sytuacji międzynarodowej odzyskać swoją pozycję supermocarstwa. Kryzys humanitarny, który objął całą Wenezuelę, „produkuje” wielu uchodźców, którzy często emigrują do Stanów Zjednoczonych. Tam coraz silniej zaznacza się zjawisko ksenofobii, a nadchodząca fala Wenezuelczyków ze wszystkich warstw społecznych grozi wybuchem lokalnych sprzeciwów. Fala ta z łatwością może zostać wykorzystana przez amerykańskich polityków do uprawiania polityki wewnętrznej. A nic nie ucieszy Kremla tak, jak problemy wewnętrzne z jakimi będzie musiała zmierzyć się administracja Donalda Trumpa. Jak może wyglądać taka sytuacja, doskonale widać w Unii Europejskiej, w której od momentu wybuchu wojny w Syrii (Federacja Rosyjska bierze w niej istotny udział) zaobserwowano drastyczne zwiększenie ilości imigrantów ekonomicznych.

Wenezuela w objęciach Chin i Rosji

Izolacja polityczna i ekonomiczna Wenezueli wpycha ten kraj w polityczne i ekonomiczne objęcia Rosji oraz Chin. Od tego już tylko krok do zdobycia przez te potęgi szerokiego wpływu na sytuację w regionie i możliwość geopolitycznego zaangażowania się w wewnętrzne sprawy USA, Kanady, Ameryki Środkowej czy Meksyku. Ponieważ węglowodory i pochodząca z nich energia jest siłą napędzającą rozwój nowoczesnych społeczeństw, można się spodziewać, że Rosja i Chiny będą próbowały zagarnąć Wenezuelę dla siebie. Brak skutecznej reakcji, ale jak się wydaje również i świadomości zagrożeń po stronie innych krajów regionu, zwłaszcza USA, jest zastanawiający i zatrważający.

W polityce międzynarodowej nic nie dzieje się przypadkiem. Szanse, które się przegapiło, szybko się mszczą, bo wykorzystują je inni uczestnicy gry politycznej mający sprzeczne z naszymi interesy. Budowanie silnej pozycji w regionie trwa latami i wymaga znacznych nakładów zarówno finansowych, jak i dyplomatyczno-politycznych. Jak się wydaje, izolacjonizm powoli staje się chorobą współczesnych demokracji, które wolą odciąć się od problemów, zamiast sensownie je rozwiązywać. W obecnych trudnych i niestabilnych czasach w obu Amerykach zabrakło silnego przywódcy z długofalową wizją, który przyjąłby na siebie odpowiedzialność za przyszłość tych dwóch kontynentów.