Wójcik: Czy zasypie nas węgiel ze Wschodu?

9 sierpnia 2018, 07:31 Energetyka

Na polskim rynku rośnie popyt na węgiel dobrej jakości. Krajowe wydobycie jak na razie nie mogło  sprostać zapotrzebowaniu, co wymusza wzrost importu. Niestety głównie z Rosji. Co gorsza niemal pewne jest, że jako rosyjski pojawia się też na polskim rynku węgiel z Donbasu opanowanego przez rosyjskich bojowników – pisze Teresa Wójcik, redaktor BiznesAlert.pl.

Węgiel. Fot. Węglokoks
Węgiel. Fot. Węglokoks

Minister energii Krzysztof Tchórzewski zapowiada, że PGG niebawem uruchomi nowe ściany i rozpocznie eksploatację nowych złóż. Ale zanim tak się stanie polski rynek może być opanowany przez niebezpiecznych eksporterów.

Niedoinwestowanie kosztowniejsze niż inwestowanie

Na polskim rynku węgla nie jest dobrze  – wzrasta zapotrzebowanie na węgiel energetyczny przy jednoczesnym wyraźnym spadku krajowego wydobycia. W prognozach na 2018 r. szacowano, że wzrosną ceny miałów węglowych o ok. 15 proc. Przy obecnej koniunkturze ( obecny spadek ceny eksperci ARA oceniają jako niegroźne „wahnięcie”) polskie kopalnie mogłyby rentownie sprzedawać znacznie więcej węgla energetycznego, niż są dziś w stanie wydobyć. Wymaga to jednak dużych inwestycji w odbudowę potencjału. Prezes Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej Janusz Olszowski podkreślał wielokrotnie oczywistość, że największym problemem polskiego górnictwa jest jego niedoinwestowanie w minionych latach, skutkujące obecnie brakiem odpowiedniego frontu wydobywczego.Polska w 2030 r będzie potrzebować ok.70 mln ton węgla energetycznego rocznie. Jesli nie dostarczą go krajowe kopalnie, to skutki poważnego niedoinwestowania będą nas drogo kosztować.

Import na ratunek rynkowi

Na razie rośnie deficyt na krajowym rynku węgla, więc  by zaspokoić potrzeby krajowej energetyki rośnie import węgla. Z danych Eurostatu wiadomo, że od 1 stycznia do 30 kwietnia 2018 r. do Polski z importu wpłynęło 5,9 mln ton węgla.

Biorąc pod uwagę dane z czterech miesięcy tego roku i jeśli  poziom importu utrzyma się w kolejnych miesiącach, to w całym roku 2018 r. możemy sprowadzić do Polski grubo ponad 17 mln ton węgla energetycznego. Import wydaje się wygodny – wprawdzie kosztuje, ale nie wymaga długoterminowych inwestycji, zwiększenia zatrudnienia, a przede wszystkim koszt bezpośrednio obciąża końcowego klienta, nie inwestora. Do tego mamy bardzo szybko towar i nie inwestujemy w sektor węgla kamiennego, co zyskuje aprobatę Komisji Europejskiej.

W opinii Janusza Steinhoffa, byłego wicepremiera i ministra gospodarki do zwiększonego importu węgla musimy się przyzwyczaić. – Polska Grupa Górnicza wydobywa tyle surowca, ile może, i nie widać tam perspektyw na zwiększenie produkcji. – uważa dr Steinhoff. – Jeśli więc chcemy jako kraj utrzymać odpowiedni poziom wydobycia węgla, musimy inwestować w nowe kopalnie. Tymczasem stanowisko rządu wobec zagranicznych inwestorów, którzy chcą w Polsce wydobywać węgiel, jest niejasne. Rząd powinien prowadzić tu politykę otwarcia. Tym bardziej że budujemy nowe bloki węglowe, które będą potrzebowały paliwa i to dobrej jakości. Tymczasem pomimo dobrej koniunktury na rynku węgla nasze kopalnie są wciąż w trudnej sytuacji. A powinny poprawiać efektywność i redukować koszty, by wygrywać z zagraniczną konkurencją – podsumował dr Steinhoff.  

Jesteśmy skazani na import przez kilka lat

Rosnący import to powód do zmartwień dla polskiego rządu, który chce opierać krajową energetykę na węglu jeszcze przez najbliższe dziesięciolecia. – Przyznaję, w tym roku pojawi się dość znaczący wzrost importu – stwierdził w Sejmie Grzegorz Tobiszowski, wiceminister energii odpowiedzialny za sektor węglowy. – Jak wynika z naszych analiz, ten import może wynieść nawet 15 mln ton, dlatego spółki węglowe, a zwłaszcza Polska Grupa Górnicza, inwestują w zwiększenie produkcji. Jednak nie da się tego zrobić w rok czy półtora roku, to wymaga czasu – zastrzegł Tobiszowski. W rosnącym imporcie Ministerstwo Energii widzi też pozytywy: jest to bezdyskusyjny dowód, że w Polsce jest rynek dla węgla. Dlatego rząd nie ma w planach likwidacji kopalń, a wręcz przeciwnie – chce, by PGG zbudowała nową kopalnię.

Minister energii Krzysztof Tchórzewski podkreśla, że obecna zwyżka zapotrzebowania na węgiel energetyczny jest związana z tym, że będziemy oddawali nowe elektrownie węglowe. Chodzi o bloki łącznie o mocy 10 GW. – W ciągu ostatnich dwóch lat zużycie energii wzrosło o 7 procent. Wszedł nowy blok w Kozienicach, powstają nowe bloki w Jaworznie i Ostrołęce i dwa nowe bloki węglowe w Opolu. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że mniejszy blok zużywa ok. 1,5 mln t węgla, a większy ok. 2 mln t, to musiała pojawić się „górka” w popycie. I kłopoty z węglem, które rozpoczęły się właśnie po uruchomieniu Kozienic. Żeby uruchomić nową kopalnię trzeba 4-5 lat, więc przez te kilka lat będziemy mieli większy import węgla. Potem wszystko wróci do takiego poziomu, jaki był wcześniej, czyli kilku milionów ton rocznie – przekonywał  w Sejmie minister Tchórzewski. 

Rosyjskie embargo na polskie jabłka…

Najwięcej węgla dociera na rynek krajowy z Rosji. To największy import – co musi dziwić. Polska nie chce gazu z „kierunku wschodniego”, ale jak widać węgiel – to i owszem. To prawda, w ostatnich miesiącach wzrosły też zakupy paliwa z Kolumbii czy Kazachstanu. Ale kierunek rosyjski to prawie 70 procent importu. W Rosji jest embargo na import polskich jabłek, a w Polsce rynek jest otwarty dla rosyjskiego węgla.

Głównym dostawcą rosyjskiego węgla do Polski jest Grupa SUEK, największy rosyjski producent węgla ( oficjalnie sektor prywatny), który plasuje się w pierwszej dziesiątce światowych liderów wydobycia. Obiekty wydobywcze, przetwórcze, transportowe i serwisowe SUEK znajdują się w ośmiu regionach Rosji i zatrudniają ponad 33,5 tys.osób.Głównym akcjonariuszem jest Andrej Mielniczenko ( od 2018 r. 92,2 proc. akcji). Koncern sprzedaje zagranicę  około 30 procent całego rosyjskiego wywozu. Główne kierunki eksportu to Korea Południowa, Chiny, Japonia, Tajwan, Holandia, Niemcy (ponad 55 mln ton rocznie), Turcja, Wietnam, Hiszpania, Maroko. I właśnie Polska.

Na polskim rynku SUEK jest największym zagranicznym dostawcą węgla dla energetyki zawodowej, ciepłownictwa, zakładów produkcyjnych, a także dla firm zajmujących się dystrybucją opału do odbiorców końcowych. Dostawy węgla do Polski firma realizuje drogą lądową i morską, ma też własną sieć logistyczną pozwalającą – jak informują biura SUEK – dotrzeć do niemal każdego miejsca w Polsce. Dostarczane miały węglowe dla zakładów energetycznych pochodzą głównie z rejonu Kuzbass natomiast sortymenty średnie i grube –  z kopalń w rejonie Chakasji. Antracytu SUEK się nie dostarcza do Polski. Antracytu nie ma też w ofercie drugi z kolei rosyjski dostawca węgla na polski rynek, spółka KTK.

Przemytnicy w KRS

Antracytem, czyli najbardziej energetycznym rodzajem węgla, zajmowała się w Polsce Doncoaltrade Sp.z o.o. kontrolowana przez braci Oleksandra i Serhieja Mielnyczuków z ługańskiego obwodu na Ukrainie, obecnie samozwańczego państewka pod protektoratem Rosji ( t.zw. Ludowa Republika Ługańska). Sprawa została opisana po raz pierwszy przez Dziennik Gazetę Prawną.

Oleksander Mielnyczuk był pewien czas wiceministrem paliw, energetyki i przemysłu węglowego w tym nielegalnym państewku. Mielnyczukowie kontrolują też rosyjską spółkę Ugołnyje Technologii. Doncoaltrade sp. z o.o. pojawiła się w Polsce w 2012 r. Zarejestrowana 22 maja 2012 r. z kapitałem zakładowym 10 tys. zł. przez katowicki KRS (numer w KRS 0000421465), z prezesem Oleksandrem Mielniczukiem, wiceprezesem Ziukowem Romanem oraz prokurentem Mykołą Ostriakowem. Roman Ziukow, syn Jurija Ziukowa, byłego wiceministra energetyki Ukrainy w latach 2007–2014 był asystentem deputowanego z janukowyczowskiej wówczas Partii Regionów. Ojciec Ziukowa jest na terenie separatystycznych terenów osobą niepożądaną. Dziwi więc, że w KRS wpisano jego syna jako wspólnika polityka samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej.

Wg wpisu w rejestrze, Doncoaltrade upoważniona jest do działalności usługowej, wspomagającej górnictwo i wydobywanie węgla, jako działalności podstawowej.  Dodatkowo ma prawo „do sprzedaży hurtowej pozostałych półproduktów, do transportu kolejowego towarów, transportu drogowego towarów, magazynowania i przechowywania pozostałych towarów, przeładunku towarów w pozostałych punktach przeładunkowych, do magazynowania i przechowywania paliw gazowych”. Wpis w KRS nie przewiduje natomiast sprzedaży i dostarczania węgla.  

Bracia Oleksandr i Sierhiej Mielnyczuk za pośrednictwem spółek Doncoaltrade ( w Polsce) oraz Ugolnye Technologii ( w Rosji) i kilku innych firm ( w Rosji) zajmowali się przemytem antracytu z tzw.ludowych republik łużańskiej i donieckiej przez Rosję, gdzie fałszowano dokumentację dostaw do państw trzecich. Zapewne w spółce Ugołnye Technologii związanej z Doncoaltrade osobami właściciela większościowego, braćmi Mielnyczuk. Spreparowane dokumenty gwarantowały, że antracyt pochodzi z Rosji. W rzeczywistości surowiec  pochodził z obwodu Ługańskiego oraz z Donbasu,  z kopalń kontrolowanych przez Mielnyczuków albo skupowany od mafii kontrolującej lokalne bieda-szyby ( „kopanki”), sprzedającej antracyt po 22 dol. za tonę. Podczas gdy jego cena, jako rosyjskiego surowca na polskiej granicy to 140 dol.

Dostawy antracytu przez Doncoaltrade sp. z o.o. to prawdopodobnie przemyt i towarzyszące mu poważne oszustwa.

Sankcje Waszyngtonu i co dalej?

Problem nabrał międzynarodowego wymiaru 26 stycznia br., w dniu spotkania ówczesnego sekretarza stanu Rexa Tillersona z prezydentem Ukrainy Petro Poroszenką na Forum Ekonomicznym w Davos. Departament Skarbu USA poinformował o objęciu sankcjami kolejnych osób i firm w związku z działaniami Moskwy we wschodniej Ukrainie i aneksją Krymu. Sankcje obejmują zakaz wjazdu do USA i zamrożenie aktywów. Dotyczą 21 osób z Rosji i z separatystycznych republik ługańskiej i donieckiej, a także dziewięć firm z tego obszaru. Wśród osób objętych sankcjami jest Ołeksandr Mielnyczuk i jego brata Serhij. Sankcje obejmują też kontrolowaną przez Mielnyczuka firmę Doncoaltrade i należącą do niego rosyjską spółkę Ugolnyji Tiechnołogii. Na liście znalazła się również firma Gaz-Aljans, która eksportuje antracyt z Donbasu.

W Polsce przemytniczy proceder Mielnyczuka trwał kilka lat. Od związkowców dowiedziałam się, że w 2013 roku Doncoaltrade jako pośrednik w handlu surowcem strategicznym został zwolniony z akcyzy przez polskie Ministerstwo Finansów. Podobno takie zwolnienie z akcyzy przy imporcie węgla wynikało wprost z ustawy. Obecność Doncoaltrade wśród zwolnionych nie powinna więc dziwić, nie wiedziano w resorcie finansów, że to przemytnik.

W KRS w Katowicach nie ma adresu strony WWW czy telefonu firmy Doncoaltrade, nie ma więc szans na inny kontakt niż listowy. KRS podaje natomiast informacje o przekazywaniu przez spółkę sprawozdań rocznych, które powinny zawierać dane o działalności handlowej spółki, przede wszystkim o wolumenach dostaw węgla i jego cenie oraz o odbiorcach. Zwróciłam się do KRS o płatny dostęp do tych dokumentów, zwłaszcza do sprawozdania finansowego z 2016 roku. Jednak okazało się, że wszystko jest „chwilowo niedostępne”. Być może – mam nadzieję – chodzi o wykreślenie Doncoaltrade z rejestru.

Spółka nadal będzie działać?

W ostatnim wpisie, z 19 czerwca tego roku znalazłam  interesującą informację. Wprowadzona została zmiana na stanowisku prezesa Doncoaltrade – wykreślone zostało nazwisko Oleksandra Mielnyczuka z zaznaczeniem, że ta osoba „wchodząca w skład zarządu” nie została zawieszona w czynnościach. Wpisano jako osobę (prezesa?) z  zarządu spółki Grigora Melnic. A Mielnyczuka oraz Ziukowa jako wspólników. To znaczy, że spółka działa, albo w każdej chwili może podjąć działalność i że nie została na razie wykreślona z rejestru, choć jak podają dziennikarze z Katowic, Ukraińcy nie pojawiają się w siedzibie spółki pod adresem Barbary 21.

Tak więc nie udało mi się dowiedzieć, jakie wolumeny węgla z ukraińskiego obwodu ługańskiego dotarły do Polski. Katowicki Dziennik Zachodni powołując się na „cząstkowe dane” z portalu ukraińskiego Censor.net.ua podaje, że w trzecim kwartale 2016 r. było to 11 tys. ton. Jednak gazeta zastrzega, że „najpewniej nie wszystko sprowadziła firma z Katowic.”  Czyli przemyt nie był wielki.

Znacznie większe wolumeny ługańskiego antracytu dostarczane są przez Doncoaltrade przez Morze Czarne do Turcji – podał 2 sierpnia br. grecki portal www.Energia.gr . Portal informuje, że są to systematyczne dostawy oficjalnie pochodzące od „samozwańczych tworów separatystów podległych Rosji”. I komentuje, że turecka gospodarka zachowuje się „cynicznie, ale bardzo potrzebuje surowców energetycznych, a przedsiębiorcy chętnie płacą 130 – 140 dol. za tonę antracytu od zielonych ludzików”.