Wójcik: Grecja może dostać od Rosji infrastrukturę ale potrzebuje gotówki

10 kwietnia 2015, 12:19 Atom

KOMENTARZ

Władimir Putin (L) i Aleksis Tsiparas (P).

Teresa Wójcik

Redaktor BiznesAlert.pl

Grecki premier Aleksis Tsipras zapowiadał, że udaje się do Moskwy, aby Rosji pomóc w wyjściu z „zaczarowanego kręgu” sankcji zachodnich. Rosyjski prezydent Władimir Putin zaprzeczał, że wykorzystuje Ateny jako swojego „konia trojańskiego”, aby rozbić od środka Unię Europejską.

Tsipras i Putin podkreślali w czasie dwudniowej wizyty, że ani Grecja żadnej pomocy od Rosji nie potrzebuje, ani Rosja Grecji pomocy nie oferuje. Cel wizyty został określony jako rozszerzenie współpracy, szczególnie w sektorach energetyki, przemysłu i rolnictwa. Tsipras twierdził, że Grecja nie błaga o pomoc, a jej finansowe problemy są problemem Unii Europejskiej i wymagają unijnego rozwiązania. Niektórzy politycy w Unii uważają, że Tsipras swoją wizytą w Moskwie chciał zaszantażować Zachód groźbą wpuszczenia Rosji na ten strategiczny skrawek Półwyspu Bałkańskiego. Rosji tymczasem zależy właśnie na tym skrawku – bastionie Zachodu i przyczółku Zachodu.

W programie Kremla Turkish Stream to kluczowa inwestycja,  ma zastąpić magistralę South Stream, z której Gazprom zrezygnował pod koniec 2014 r. wobec zastrzeżeń, jakie Komisja Europejska zgłosiła do umów zawartych z kilkoma krajami UE celem budowy tej magistrali przez Gazprom. Kolejna, nowa rura w części finansowanej przez Rosjan i Turków ma przebiegać od tłoczni Russkaja koło Anapy, w Kraju Krasnodarskim, pod Morzem Czarnym do Turcji, a następnie do jej granicy z Grecją. I tu się dalsza trasa urywa. Brak było koncepcji, co dalej z gazociągiem, którego planowana moc przesyłowa jest niemała: 63 mld m3 rocznie.

W środę prezydent Putin rozmawiał na temat gazociągu z przebywającym w Moskwie premierem Tsiprasem. Podkreślił, że Turkish Stream może być jednym z wielkich, wspólnych projektów, na które Rosja mogłaby udzielić Atenom kredytu. Putin podkreślał, że inwestycja mogłaby przynieść Grecji setki milionów euro rocznie, a korzyści z poprawy gospodarki greckiej dzięki współpracy Aten z Moskwą odnieśliby także zachodni wierzyciele Grecji. Ale owe setki milionów za budowę greckiego odcinka, a potem za tranzyt gazu to perspektywa mocno niejasna, bo zupełnie nie wiadomo, kto będzie finansować przedłużenie Turkish Stream od granicy tureckiej przez Grecję do innych krajów Europy. Zupełnie nie wiadomo również, kto będzie odbierać gaz, czyli płacić za tranzyt. Odnosząc się do zapowiedzi Putina o realizacji Turkish Streamu rzeczniczka Komisji Europejskiej zastrzegła wczoraj, że jest zbyt wcześnie, by komentować sprawy związane z finansowaniem tej ewentualnej inwestycji.

Nie wiadomo po rozmowach w Moskwie, czy Ateny rezygnują z rury TAP, w każdym razie – jak się dowiedział portal BiznesAlert.pl, – konsorcjum z największym udziałowcem azerskim SOCAR, nic o tym nie wie. Dziennikarz TV FoxNews próbował bezskutecznie się tego dowiedzieć w Atenach. Tsipras natomiast dobrze wie, że według obowiązujących umów, realizacja projektu TAP, szacowana na koszt 1,5 mld dol.,  ma się rozpocząć z końcem 2015 r. i jego rząd miał negocjować z konsorcjum korzystniejsze ceny za tranzyt (w realnych euro ) oraz udział ( 5 do 8 proc.) w konsorcjum dla rządu w Atenach. Uzyskał nawet wstępną akceptację. Wiadomo tylko jedno: premier Grecji powiedział w środę w rozmowie z prezydentem Putinem, że chce, aby grecki odcinek nazywał się Greek Stream, nie Turkish Stream. Magistrala w Grecji z turecką nazwą, niby mała rzecz, ale dla opinii społecznej jest nie do przyjęcia. Zwłaszcza na Peloponezie i na Wyspach z Kretą na czele, gdzie nastroje antytureckie są bardzo żywe, a gdzie Syriza przegrała wybory z Nową Demokracją. M.in. dlatego, że program Syrizy zapowiada „przyjazne stosunki z Turcją”.  Z medialnych informacji wynika, że Putin postulat Greka pominął milczeniem. Nie może zrażać sobie tureckiego partnera, który znaczy dla niego o wiele więcej niż Tsipras, chociażby dlatego, że dysponuje dużymi środkami finansowymi, sfinansuje całą lądową rurę Turkish Streamu i jest drugim (wypłacalnym!) po Niemcach odbiorcą rosyjskiego gazu.

Wczoraj, rozmowy Tsiprasa z premierem Miedwiediewem miały być bardziej konkretne bo dotyczyły współpracy gospodarczej, w tym udziału Rosji w budowie portów, lotnisk, systemów rurociągów itd. Według Miedwiediewa, Rosja jest zwłaszcza „gotowa do dalszej pracy w sektorze energetycznym i w dostawach energii. Rosyjskie media doniosły, że po zakończeniu rozmów podpisano wspólny plan działania na  lata 2015-2016. To zaledwie wstęp do wstępu współpracy.

Z konkretów obecnie wiadomo tyle, że Moskwa zniesie embargo na greckie towary spożywcze stanowiące 50 proc, greckiego eksportu do Rosji. Oprócz tego Rosjanie ogólnikowo oferują wspomnianą „współpracę”, kredyty i udział w prywatyzacji szczególnie greckiej infrastruktury.

Z pozoru to nęcące propozycje, zwłaszcza, jeśli mowa o kredytach. Ale pamiętajmy, że kredyt 12 mld euro udzielony przez Rosję Węgrom uwzględnia budowę nowych bloków energetycznych z ogromnymi korzyściami dla gospodarki. Jednak nie był to kredyt finansowy, tylko w ramach dostawy przez Rosatom nowych bloków z wyposażeniem o wartości 12 mld euro. Czyli tylko nominowany w euro.

Podobnie będzie z Grecją, tyle że ona przede wszystkim potrzebuje finansowania w realnej walucie, w euro, albo w dolarach na spłaty kolejnych rat i na łatanie budżetu. Sądząc z przekazywanych informacji, ten temat rozmówcy Tsiprasa – Putin i Miedwiediew – starannie omijali. Putin drugiego dnia wizyty zapewnił, że rosyjskie inwestycje zapewnią gospodarce greckiej „miliony dolarów”, ale bez żadnych nawet mglistych konkretów.  Z prywatyzacją greckiej infrastruktury będzie tak, jak z prywatyzacją sektora paliwowego w Serbii włącznie z wielką rafinerią NIS. Same straty – droższe paliwo, zwolnienie połowy pracowników, wymuszone ulgi podatkowe i zero zapowiadanej w umowie prywatyzacyjnej gruntownej modernizacji. Dywidenda jednak od dwóch lat idzie głównie do Rosji.

Konserwatywne media greckie krytycznie oceniły spotkania Tsiprasa z rosyjskimi przywódcami. Podkreślano, że Rosjanie to „zwolennicy twardej realpolitik i zawsze starali się o maksymalne pogłębienie stosunków dwustronnych z krajami należącymi do Zachodu i mającymi znaczącą pozycję geopolityczną i strategiczną”. Takim krajem jest dziś Grecja, którą Kreml nigdy się wcześniej  realnie nie interesował (werbalnie różnie bywało). Sowiecki Kreml milczał, gdy grecka lewica liczyła na jego pomoc przed przejęciem władzy Czarnych Pułkowników i w siedem lat później, gdy w 1974 r. Grecja zawiesiła swoje członkostwo w wojskowych strukturach  NATO i mogła stać się łatwym łupem dla Kremla.

Obecnie perspektywy bliskiego zacieśnienia stosunków dwustronnych między Grecją i Rosją są pozornie bardzo obiecujące. Pozornie dla Grecji, bo zbliżenie z Kremlem nie daje Atenom żadnej szansy ratowania się z kryzysu. Dla Rosji szanse są duże i  ważne i na dziś i na przyszłość. Rosja zyska kontrolę polityczną nad Grecją, kluczowym dziś państwem na południu Europy, państwem frontowym. Kluczowym szczególnie dla NATO i Stanów Zjednoczonych wobec rozszerzającego się pożaru wojen na Bliskim Wschodzie. O Peloponezie mówi się, że to lądowy lotniskowiec dla Sił Powietrznych USA. VI Flota na Krecie ma dwie bazy. Tymczasem w programie wyborczym Syrizy jest zapowiedź „wystąpienia Grecji z sojuszy wojskowych”. I ta zapowiedź kryje się w podtekście moskiewskich rozmów Tsiprasa. Na to miejsce prędzej czy później wejdą Rosjanie, cóż z tego, że zaprzyjaźnieni z Ankarą, która zresztą  demonstruje coraz słabsze relacje z Zachodem.

Moim zdaniem, w rzeczywistości Atenom jeszcze daleko do takiej bliskości interesów z Kremlem, jaką mogą się pochwalić Niemcy, Francja i Włochy. Nawet obecnie, pomimo kryzysu ukraińskiego. W dobrych relacjach z tymi czołowymi państwami UE, Rosja była i jest żywotnie zainteresowana z przyczyn gospodarczych. Dzisiejsze zainteresowanie Grecją spowodowała geopolityka. Dotyczy to zresztą całych Bałkanów. Z greckiego punktu widzenia  warto postawić pytanie – jakie rzeczywiste korzyści przyniesie temu krajowi zmiana orientacji na prorosyjską.  Na pewno zniesienie embarga na greckie produkty rolno-spożywcze. Na pewno dużą obniżkę ceny gazu. To dla Aten ważne, ale wcale nie najważniejsze,  rząd Tsiprasa potrzebuje przede wszystkim ogromnego wsparcia finansowego. Jak najszybciej. Obecny neokomunistyczny premier – choć w Moskwie podkreślał, że nie przybył starać się o pieniądze,  to zapowiadał, że liczy na rosyjskie duże inwestycje, na udział firm rosyjskich w prywatyzacji i na długoterminowe niskooprocentowane kredyty. Nie w rublach, lecz w dolarach lub w euro.  Jeśli nie chce żyć złudzeniami, powinien zapytać sam siebie: co dalej.