Wójcik: Problemy na południowym krańcu korytarza gazowego dla Polski

10 lutego 2016, 07:30 Energetyka

KOMENTARZ

Teresa Wójcik

Redaktor BiznesAlert.pl

Do ostatniego weekendu  można było mieć nadzieję, że niemal pewna jest stabilna  realizacja projektu Gazowego Korytarza Północ-Południe. Teraz jawią się wątpliwości.

Był to jeden z ważnych tematów rozmów  prezydent  Chorwacji Kolindy Grabar-Kitajrović z prezydentem Piotrem Dudą oraz premierem Beatą  Szydło. Dwa terminale LNG: w Świnoujściu i na wyspie Krk, po wertykalnej linii miałyby tworzyć Gazowy Korytarz Północ- Południe. Po uruchomieniu obu,  zbudowaniu interkonektorów i uzupełnień infrastruktury przesyłowej region środkowoeuropejski, stałby się w miarę dojrzałym rynkiem gazu. Z zapotrzebowaniem  około 50 mld m3 surowca rocznie i perspektywą wzrostu tego zapotrzebowania ( przede wszystkim stopniowe odchodzenie od węgla na Bałkanach). Gazowy Korytarz Północ-Południe posłużyłby także innym odbiorcom gazu w Europie, np. Ukrainie.

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl Wojciech Jakóbik w analizie  postulował, aby rozmowy na temat wzmocnienia szans Gazowego Korytarza „poprzez element amerykańskiego LNG włączyć do agendy szczytu Sojuszu Północnoatlantyckiego w Warszawie”.  Może okazać się, że to istotna szansa na wsparcie dla tej koncepcji.

W ostatnią sobotę i niedzielę miały miejsce zaskakujące deklaracje dwóch ministrów  nowego koalicyjnego rządu chorwackiego partii MOST (centrum) oraz HDZ (Chorwacka Wspólnota  Demokratyczna – konserwatyści), z  których wynikałoby, że Chorwacja chce  zrezygnować z gazoportu na wyspie Krk. Prezydent Grabar-KItajrović powiedziała wprawdzie w Warszawie w czasie spotkania w Państwowym Instytucie Spraw Międzynarodowych, że „budowa chorwackiego gazoportu jest poważnie opóźniona i rozważana jest opcja wynajmu pływającego terminala LNG” (FSRU – przyp. red.), podobnie jak zrobiła to Litwa czy Grecja. Jednak już po powrocie do Zagrzebia prezydent stwierdziła, że dla strony chorwackiej szczególnie  ważna jest współpraca i wymiana doświadczeń między chorwackimi i polskimi firmami. Dzięki temu inwestycja  na wyspie Krk może zostać o wiele szybciej zrealizowana. Niezależnie od tego, czy będzie to terminal lądowy czy pływający.

Tymczasem prawdopodobnie rząd chorwackiego premiera Marka Oreskovicia różni się tej sprawie od prezydent Grabar-Kitajrović. W każdym razie minister gospodarki Tomislav Panenić  w niedzielnym programie zagrzebskiej TV2, oświadczył, że rząd będzie rozpatrywał skreślenie dużej chorwackiej inwestycji w sektorze energetyki. Chodzi o terminal Krk LNG – podkreślił Panenić. Potwierdził to minister ochrony środowiska i przyrody Slaven Dobrović stwierdzając, że nowa strategia energetyczna Chorwacji wymaga rezygnacji z inwestycji na wyspie Krk. O tej nowej strategii nie powiedział słowa.

Ale ta rezygnacja nie będzie łatwa, terminal w Chorwacji jest na liście priorytetów Brukseli (tzw. Wielka Czwórka) i przewidziane są na niego duże środki unijne. Są też zaawansowane rozmowy z udziałowcami i przyszłymi klientami. Jednakże partia MOST jeszcze przed wyborami podkreślała stanowczo, że inwestycja jest nieoptymalna i nieopłacalna wobec coraz większej ilości gazu dostarczanego z Rosji. W najlepszym wypadku terminal chorwacki może mieć sens jako terminal pływający o bardzo małej przepustowości.

Na razie Zagrzeb ma do rozważenia kwestie formalne – jak ewentualnie rozwiązać już zawarte umowy wstępne z inwestorami  i ustalić termin rezygnacji z gazoportu chorwackiego. Obaj ministrowie dodali, że obecnie dla rynku chorwackiego potrzeba 2,7 mld m3 gazu rocznie. I aktualnie prowadzone są konsultacje robocze z „sąsiadującymi państwami” w kwestii, gdzie nabyć ten gaz. Dziennikarze uważają, że chodzi tu o Austrię i Serbię. A więc o gaz rosyjski. Dostarczanie gazu z ewentualnego kierunku austriackiego w „końcowym efekcie” to kwestia realizacji Nord Stream 2. Serbia to też rosyjski gaz.

Silne prorosyjskie ugrupowania polityczne w Serbii – jak podają niezależne źródła prasowe w tym państwie – utrzymują systematyczne kontakty z wybitnymi politykami rosyjskimi. Przed zbliżającymi się wyborami do Skupsztiny  te ugrupowania konsultują swoje programy wyborcze m.in. z wiceprzewodniczącym rosyjskiej Dumy  Sergiejem Železnjakiem. Ważne miejsce w tym programie zajmuje wyglądający na egzotyczny, projekt powrotu do koncepcji budowy South Streamu (!). Moskwa definitywnie zrezygnowała z tej koncepcji.  Ale wg niektórych belgradzkich mediów bardzo często odwiedzający Serbię wicepremier Rosji Dmitrij Rogozin, nieoficjalnie twierdzi, że jest wręcz przeciwnie – do projektu South Streamu z pewnymi modyfikacjami Kreml jest zawsze gotowy wrócić.  Zdecydowane  poparcie Rosji – a dokładniej Gazpromu – ma wciąż  znany rusofil Duszan Bajatović szef spółki, która wprawdzie nazywa się  Srbijagas, ale jej większość należy do Gazpromu. Niezależnie od (rozwiązanych już) umów międzyrządowych, Srbijagas wciąż jest nie tylko najważniejszym bałkańskim partnerem Gazpromu, ale zawsze gotową firmą do podjęcia realizacji nowego South Streamu.

Szczególnie ważna jest inwestycja Gazpromu w ogromny podziemny magazyn gazu Banatski Dvor, który ma zapewnić stabilność dostaw rosyjskiego gazu do Serbii, Węgier, Bośni i Hercegowiny. W planach – jak się okazało – jest uwzględniona także Chorwacja.

A jak miałby być dostarczany gaz z Rosji, po zamknięciu tranzytu przez Ukrainę? Trasa będzie musiała iść przez Morze Czarne i Bułgarię. Na razie Sofia formalnie jest oporna. Bułgarscy posłowie odrzucili w poprzednią środę którąś już z rzędu propozycję przedłożoną przez nacjonalistyczną opozycyjną partię Ataka, aby powrócić do budowy gazociągu South Stream. W głosowaniu wzięło udział 109 posłów, za propozycją było 17 posłów, 27 – było przeciw, aż 65 wstrzymało się od głosu. Ale za którymś razem wielu z tych 65 może zmienić zdanie.