Wójcik: Wojna w Iraku wpływa na światowy rynek ropy

20 czerwca 2014, 08:08 Energetyka

KOMENTARZ

Teresa Wójcik

Redaktor BiznesAlert.pl

Cena ropy Brent osiągnęła wczoraj najwyższy od dziewięciu miesięcy ( od 9 września 2013 r.) poziom 115,71 dol. za baryłkę. To wzrost o 75 centów w ciągu dwóch dni. Cena do wczoraj utrzymała się na wysokości 115,01 dol. za baryłkę, aby wzrosnąć do 116 dolarów podczas przemówienia prezydenta USA Baracka Obamy, który zapowiedział tylko wysłanie 300 doradców wojskowych do Iraku i ewentualność „ukierunkowanych ataków lotniczych” przeciwko sunnickim rebeliantom.

Tymczasem rynek spodziewał się znacznie większego zaangażowania USA – twierdzą analitycy w Londynie. Efekt wojny sunnickich islamistów ISIS z siłami rządowymi w Iraku i oczywista eskalacja konfliktu mają coraz większy wpływ na światowy rynek energii. Trzeba liczyć się perspektywą zablokowania na dłuższy czas wydobycia ropy w Iraku. Może się nawet okazać, że Irak z eksportera paliw będzie musiał stać się importerem. Jeśli rafineria w Baiji, niedaleko od Tikritu ( i 200 km. od stolicy kraju) zostanie zamknięta po ataku sił ISIS, Bagdad będzie musiał importować produkty naftowe dla potrzeb krajowych (rafineria dostarczała 300 tys. baryłek dziennie wyłącznie na rynek iracki, w tym paliwo dla licznych elektrowni). Zaostrzy to dodatkowo sytuację na rynku ropy.

Analityk Gene McGillian z firmy Tradition Energy w Stamford, (stan Connecticut) spodziewa się, że ceny Brent będą nadal szybko zwyżkować, gdy okaże się, że ofensywa sił ISIS zbliży się do południowych regionów Iraku, gdzie wydobywane jest ok. 3,3 mln baryłek ropy dziennie eksportowanych przez Basrę i przerabianych w rafineriach. „To będzie znaczący ubytek na rynku światowym, a rynek zachowuje się realistycznie, zgodnie z zasadami podaży i popytu” – podkreślają ekonomiści energii w Londynie. Ceny wrócą do równowagi, gdy tylko konflikt iracki zostanie rozwiązany.  Richard Illchishin z LLC w Chicago zwraca uwagę na inny aspekt – wzrost podaży ropy w USA może ograniczyć potencjalne zakłócenia na rynku spowodowane konfliktem irackim. Jedynym beneficjentem kryzysu irackiego byliby producenci ropy ze złóż niekonwencjonalnych w USA.

Nadzieje na szybkie rozwiązanie tego konfliktu wydają się być iluzoryczne. Bagdad nie radzi sobie z sytuacją, najlepszym dowodem jest sprawa bitwy o rafinerię Baiji. Wczoraj pod koniec dnia rzecznik rządu powiedział, że wojsko odzyskało pełną kontrolę nad rafinerią. Tymczasem świadek w Baiji powiedział dziennikarzom, że walki były kontynuowane. Dwie irackie helikoptery wojskowe próbowały wylądować w rafinerii, ale uniemożliwił to silny ostrzał rebeliantów. Jego zdaniem większa część rafinerii wciąż była pod ich kontrolą. Film wyemitowany wczoraj wieczorem przez telewizję Al-Arabija pokazał kłęby dymu nad rafinerią i czarne flagi ISIS na budynkach. Załoga licząca ponad 15 tys. pracowników została prawie cała ewakuowana przed rozpoczęciem ataku, a produkcja została zablokowana.

Zdaniem analityków rynku energii sytuacja w Iraku jest coraz bardziej chaotyczna i państwo rozpada się na trzy części. Na północy coraz bardziej niezależny Kurdystan – gdzie lokalny rząd ma do dyspozycji siły, które skutecznie odparły ISIS. Część sunnicką w centrum kraju związaną z państwami arabskimi i szyickie terytoria południowe wspierane przez Iran. Irak ostatecznie, jako jednolite państwo jest sztucznym tworem. Anonimowe źródła z Arabii Saudyjskiej przekazały AP, że zachodnie mocarstwa uzgodniły z Rijadem, iż w tej części Bliskiego Wschodu konieczne są zmiany geopolityczne, uwzględniające odrębność i interesy ludności sunnickiej/arabskiej.  Także, co do interesów w branży ropy naftowej, z rozwiązaniami na wzór Arabii Saudyjskiej, czyli prawdopodobnie z decydującą rolą jej koncernów naftowych.