Perzyński: Jamajka w Europie. Kurs Brukseli się nie zmieni, ale może przyspieszyć

27 maja 2019, 13:00 Energetyka

Na szczęście skończyła się już uciążliwa, nieco wymuszona i nachalna dla wyborców i polityków kampania wyborcza. Powoli zaczynają opadać triumfalistyczne i fatalistyczne nastroje i warto zastanowić się nad układem sił w nowym Parlamencie Europejskim i co oznaczać to będzie dla europejskiej polityki klimatycznej – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.

Nikogo nie trzeba przekonywać, że poziom politycznej debaty w Polsce jest niski; straciliśmy doskonałą okazję na przeprowadzenie rzetelnej debaty o roli europejskich instytucji. Z perspektywy Brukseli, wyniki wyborów nad Wisłą są jednak o wiele mniej przełomowe, niż mogłoby się wydawać, ponieważ nawet z rewelacyjnym wynikiem w polskiej skali, Prawo i Sprawiedliwość nie będzie miało w Parlamencie Europejskim wiele do powiedzenia, ponieważ we frakcji, której są członkami (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy) stanowić będą poważną siłę, ale nie wiadomo jaką rolę odegrają oni w tworzeniu nowej Komisji Europejskiej, a przecież nikomu nie trzeba tłumaczyć, że to tam skupiona jest realna władza.

Poprzednie wybory do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku były postrzegane jako przełomowe, ponieważ już wtedy widoczny był spadek poparcia dla tradycyjnych wielkich sił politycznych – chadeckiej Europejskiej Partii Ludowej i socjaldemokratów z S&D – na rzecz nowych ruchów, głównie eurosceptycznych i populistycznych, które okazały się największymi zwycięzcami wyborów. Dlatego też w tym roku głównym znakiem zapytania był wynik tych sił, a ten okazał się niższy od oczekiwań – co prawda ugrupowania Marine Le Pen i Nigela Farage’a zwyciężyły we Francji i Wielkiej Brytanii, ale to wcale nie one były tegorocznym czarnym koniem, bo tym okazali się Zieloni i liberałowie.

Żyjemy w przełomowych czasach i trudno oczekiwać, by nie miało to odzwierciedlenia w wyborach. Chadecy i socjaldemokraci coraz rzadziej są w stanie odpowiedzieć na kwestie, które dzisiaj najbardziej zajmują Europejczyków, jak migracja czy zmiana klimatu. Nie ma się co dziwić – trudno rozwiązać radykalne problemy umiarkowanymi środkami. Stąd sukces Salviniego we Włoszech, ale też Zielonych w Niemczech. I można to też potraktować jako wróżbę przed kształtowaniem Komisji Europejskiej – w telegraficznym skrócie proces ten będzie przebiegać w ten sposób, że Rada Europejska wybierze kandydata na jej przewodniczącego (najprawdopodobniej będzie to Manfred Weber z CSU/EPP), który wybierze skład Komisji, a ten będzie musiał zostać zatwierdzony przez Parlament. 

W tym miejscu można snuć ciekawe scenariusze. Po raz pierwszy od bardzo dawna chadecy i socjaldemokraci będą potrzebowali koalicjantów, a naturalnym wyborem będą europejscy Zieloni i liberałowie z ALDE, którzy sami deklarowali chęć przystąpienia do koalicji, ale na przykładzie nieudanych rozmów koalicyjnych w Niemczech jesienią 2017 roku można przypuszczać, że rozmowy te będą niełatwe. Udział Zielonych w KE oznaczać będzie zwiększenie nacisku na rozwój źródeł odnawialnych i zwiększenie ambicji klimatycznych Unii Europejskiej. Kandydat na przewodniczącego Komisji Manfred Weber szedł do wyborów z hasłem zatrzymania Nord Stream 2, co nawet jeśli okaże się obietnicą na wyrost, to można się spodziewać zaostrzenia politycznego kursu Brukseli wobec tego kontrowersyjnego projektu. A zatem główny kierunek Unii Europejskiej w kwestiach klimatyczno-energetycznych nie zmieni się; dzięki udziałowi bardziej zdecydowanych w tej kwestii partii ekologicznych pożądane zmiany mogą przyspieszyć.

Wbrew wielu opiniom, Europa nie chyli się ku upadkowi, tylko odnajduje się w nowej rzeczywistości, bo w czasach geometrycznego przyspieszenia historii ciężko oczekiwać, że ostanie się podział sceny politycznej, który wykształcił się w latach 60. i 70. ubiegłego wieku. Liczy się to, że zwolenników integracji europejskiej jest więcej niż przeciwników i większość ta jest stabilna. Nie jest jeszcze znany przypadek partii politycznej, która z kadencji na kadencję nie ewoluowałaby, a partie populistyczno-prawicowe nie będą wyjątkiem. Prawdopodobnie na stałe weszły one do politycznego mainstremu w Europie, i jeżeli będą chciały wykorzystać szerokie społeczne poparcie, będą zmuszone porzucić histeryczne powielanie antyestablishmentowych haseł na rzecz propozycji, które będą mogły być poddane konstruktywnej debacie. W innym przypadku przez swoją bezustanną nieskuteczność zdemobilizują swój elektorat, z korzyścią dla przeciwników.