Z Euromajdanu do Krakowa. Rozmowa o energetycznym start-upie z Ukrainy

2 grudnia 2014, 11:31 Energetyka

ROZMOWA

Ekipa Ecois.me

Ukraińcy z start-upu Ecois.me chcą pomóc swoim klientom oszczędzać energię elektryczną. Mają w swoim życiorysie także doświadczenia związane z Euromajdanem. Kwestia energetyki przeplata się w obu tych wątkach rozmowy BiznesAlert.pl z Aleksandrem Diatlovem i Iwanem Pasichnykiem.

BiznesAlert.pl: Mówimy o start-upie więc może opowiecie jak to się zaczęło?

Iwan Pasichnyk, CEO odpowiedzialny za budowę zespołu i rozwój produktu: Wszystko zaczęło się jakiś czas temu. Poznałem Aleksandra na hackatonie Hack4good, naszego designera, Antona  na jednym z poprzednich hackatonów, Garage 48 i naszego głównego programistę, Nazara, na wykładzie na Narodowym Uniwersytecie Awiacji w Kijowie. Właściwy początek nastąpił podczas Hackatonu TeslaCamp, jeszcze przed Majdanem.

To wydarzenie na które przychodzisz, jeśli masz pomysł lub fajny projekt i chcesz poznać ludzi o podobnych zainteresowaniach. Hobbyści z różnych środowisk spotykają się i tworzą coś świeżego. Działają tam także liczni dziennikarze, którzy mogą wypromować Twój start-up oraz inwestorzy. Przez trzy dni pracujesz nad projektem, zbierasz zespół i tworzysz prototyp. Potem prezentujesz go reszcie. Możesz wygrać. Nam się udało w 2013 roku na TeslaCamp w Kijowie. Wygraliśmy pewne pieniądze i zainwestowaliśmy je w bilety na największą na Ukrainie konferencję poświęconom start-upom o nazwie IDCEE. Niewiele wcześniej udaliśmy się na inny hackaton w Kijowie – #Hack4good by przekształcić nasz pomysł i go ponownie rozwinąć. Wygraliśmy tamtejszy konkurs i wtedy zaczęliśmy skupiać się na Ecoisme.

1779230_215556545301415_818318064_n

Jeśli spojrzeć na patologię ukraińskiej gospodarki, można stwierdzić, że nad Dnieprem nie jest łatwo coś osiągnąć. Oto stereotyp: ludzie ze Wschodu nie robią nic, są pasywni. Jesteście jego odwrotnością?

Aleksander Diatlov, dyrektor ds. marketingu: Na Ukrainie działa wiele firm outsourcingowych. Mamy dużo specjalistów – programistów i inżynierów. Społeczność start-upowa żyje. Nie jest może wielka ale działa sprawnie. W hackatonie brało udział 15 czy 16 zespołów z Ukrainy. To całkiem dużo.

Czy przed Majdanem angażowaliście się politycznie? A może koncentrowaliście się na pracy?

Iwan: Nie mogę powiedzieć, że trzymałem się z dala od polityki. W 2004 roku brałem udział w pomarańczowej rewolucji. Po 2004 z kolegami z uniwersytetu braliśmy udział w pracach komisji wyborczych. Wtedy też zacząłem intersować się polityką. Od tego czasu sporadycznie wracam do aktywności politycznej. Kiedy coś mi się nie podoba, próbuję to zmieniać ale nie jestem w żadnej partii.

Aleksander: Ja nie byłem taki aktywny przed uruchomieniem naszego start-upu. Kiedy zaczął się Euromajdan ze znajomymi udaliśmy się do centrum Kijowa na pokojowe protesty. Pierwsze dni były spokojne. Ludzie robili zdjęcia, filmy i rozmawiali ze sobą. Zbierali się używając Facebooka. Mustafa Nayeem (znany ukraiński dziennikarz – przyp. red) skrzyknął ich tą drogą. Było tam wielu naszych znajomych. Niedługo potem wyjechaliśmy do Amsterdamu pracować dalej nad naszym projektem.

Stwierdziliście więc, że skoro na Majdanie wszystko jest w porządku, to możecie wrócić do pracy?

Aleksaner. Zostaliśmy zaproszeni na wydarzenie w Amsterdamie i kolejne w Krakowie. Pojechaliśmy do Holandii na Rockstart Accelerator ale nie dostaliśmy się do pierwszej dziesiątki zespołów. Wtedy udaliśmy się do Krakowa na ośmiodniowy WARP w hub:raum. Tu także nie odnieśliśmy sukcesu ale hub:raum zainteresował się naszym pomysłem i utrzymaliśmy negocjacje. Wróciliśmy wtedy do Kijowa pracować dalej.

Iwan: Mniej więcej wtedy, gdy lecieliśmy do Krakowa rozpoczęło się bicie ludzi na Majdanie przez milicję. Pod koniec 2013 roku siedzieliśmy w Polsce na Facebooku bez przerwy. Próbowaliśmy zrozumieć co się dzieje, sprawdzić czy nasi znajomi są bezpieczni. To było straszne. Ale wiedzieliśmy, że musimy dalej pracować. W międzyczasie wspieraliśmy Majdan i chodziliśmy na demonstracje.

Czy była to zatem swoista druga praca?

Aleksander i Iwan: Tak.

Iwan: Na Majdanie świętowaliśmy Nowy Rok. W tamtym czasie wielu ludzi zostało pobitych przez milicję ale jeszcze więcej pozostało by protestować. Na Majdanie stali różni specjaliści, interesujący ludzie z różnych środowisk. Skoncentrowali się w tym jednym miejscu przedstawiciele całego społeczeństwa. Była to świetna możliwość do spotkania i nawiązania znajomości. Mieliśmy tam nawet obóz IT.

Aleksander: Trwały różne wydarzenia i wykłady. Funkcjonował stosowny grafik. Każdy mógł powiedzieć coś przez mikrofon. Wtedy jeszcze było w marę bezpiecznie, jeśli nie liczyć ludzi pobitych przez milicjantów. Później zaczęły się ataki.

Iwan: Sytuacja nie była jasna. Część ludzi mieszkała już praktycznie na Majdanie, bo gdyby wrócili do domów, milicja zaaresztowałaby ich w najlepszym scenariuszu. Dlatego zdecydowanie czuliśmy zagrożenie.20141010_184429_276

Co zrobiliście z waszym projektem?

Aleksander: Aplikowaliśmy do różnych programów. Zostaliśmy wybrani do jednego w Dubaju, a w międzyczasie człowiekz hub:raum zaprosił nas do rozmów z kilkoma telekomami. Dubajczycy chcieli nam dać od razu pieniądze. W przypadku hub:raumu ryzykowaliśmy wiele, bo nikt nie gwarantował inwestycji. Wybraliśmy jednak Kraków. Uznaliśmy, że jest bardziej interesujący pod względem rynkowym, kapitałowym i kulturowym. Ale ciągle mieliśmy do wyboru „tu i teraz” w Dubaju lub „może” w Krakowie. Chcieliśmy jednak zarobić mądrze i zainwestować długoterminowo.

I znaleźliście energię na powrót na Majdan.

Iwan: Mieliśmy miesiąc wolnego przed następnym przedsięwzięciem w ramach start-upu. Wtedy też skontaktował się z nami Automajdan, który dostarczał protestującym pieniądze i niezbędne produkty. Bronił ulic i patrolował Kijów. Milicja zaczęła ich namierzać, zatrzymywać, bić i aresztować. Jednym z powodów było używanie przez nich konwencjonalnych środków komunikacji.

Wtedy mieszkałem już na Majdanie, Ludzie nie byli ze sobą w ogóle skomunikowani. Pokazałem im narzędzia bezpiecznej komunikacji. Chodzi o stronę internetową dzialjącą jak system obsługujący taksówki. Był jeden dyżurny poinformowany o patrolach w poszczególnych częściach miasta. Dawał patrolującym login i hasło do aplikacji na telefon. Ona pokazywała pozycję poszczególnych patroli i przekazywała wewnętrzne rozkazy z centrum koordynacji.

Niestety ten pomysł nie wypalił. Automajdan został rozproszony. Część uczestników uciekła za granicę, część została aresztowana. Jednego dnia siedziałem w samochodzie z jednym z automajdanowców, rozmawiając o wspomnianym systemie. Zgodził się wprowadzić go po powrocie z wyjazdu do Czerkasów. Niestety nigdy nie wrócił. Policja zatrzymała go w drodze i aresztowała. Jedyny powód dla którego z nim wtedy nie pojechaliśmy był fakt, że brakowało nam kamizelek kuloodpornych, więc nie dostaliśmy zgody na wyjazd. Następnego dnia przeczytałem w wiadomościach o uwięzieniu automajdanowców udających się do Czerkasów i spaleniu ich samochodów.

Co stało się później?

Iwan: Automajdan został zdeorganizowany. Było wielu liderów, więc nie mieliśmy możliwości wprowadzić naszego rozwiązania. Sotnicy mówili, że jest on w porządku ale przecież nie każdy ma smartfona. Do wykorzystania naszej aplikacji potrzebny był internet. Nie dało się stworzyć rozwiązania dla każdego, musieliśmy je standaryzować, bo nie wystarczyło czasu.

Wtedy też milicja podpaliła Majdan. To był 18-ty lutego. Mieszkałem tam z ekipą Spilno.tv. Mój kolega był odpowiedzialny za nadawanie strumeniowe. Przenieśliśmy się do jednego bloku na noc. Potem do biura w centrum, aby uruchomić system koordynacji Opir.org. Była to interaktywna mapa przedstawiająca wszystko co dzieje się w Kijowie i innych ukraińskich miastach. Siedzieliśmy przez dobę i uruchamialiśmy system. Każdy mógł go zobaczyć ale modyfikować treści mogliśmy tylko my. Ludzie używali tego narzędzia do unikania milicji i sprawdzania gdzie powstają nowe barykady i posterunki. Informację o systemie rozprzestrzeniliśmy przez Facebooka. Ludzie zaczęli do nas dzwonić z pytaniami. W ten sposób powstała jakby mapa taktyczna. Używali jej normalni ludzie, którzy chcieli po prostu przetrwać. Doświadczyliśmy też kilku ataków DDoS ale udało nam się przywrócić system do porządku.

Aleksander: Wtedy też tituszki (huligani sportowi wspierający rząd Wiktora Janukowycza – przyp. red.) rozpoczęli aktywną działalność.

Widzieliśmy ich w kwietniu w Kijowie. Straszni.

Aleksander: Tak. Zaczęli wtedy atakować ludzi. Ci zareagowali tworzeniem patroli mających bronić przed atakami. System monitorował cały Kijów, bo atak mógł się zdarzyć wszędzie. Wtedy stał się centrum koordynacyjnym.

Czyli możemy Was nazwać metaforycznie telekomem Euromajdanu?

Iwan: Wiesz… (śmiech).

Jak po tym wszystkim wróciliście do pracy?

Aleksander: Mieszkaliśmy w dzielnicy Kijowa Podole przez dwa tygodnie. Potem po prostu polecieliśmy do Krakowa. Mieliśmy dużo do zrobienia. Poznaliśmy przedstawicieli kilku sieci komórkowych zainteresowanych naszą propozycją. Kontynuowaliśmy rozmowy o dalszych inwestycjach i w końcu otrzymaliśmy decyzję hub:raum o inwestycji w Ecois.me.

Jak działa Wasz projekt?

Aleksander: to specjalny czujnik mierzący zużycie energii elektrycznej. Specjalna aplikacja pokazuje klientom informacje na temat wykorzystania energii i głównych źródeł zużycia. Dzięki nim możemy zarekomendować pewne zmiany w zachowaniu klientów, które pomogą im zmniejszyć opłaty za energię. Dzięki naszemu urządzeniu możemy obniżyć szczyty zużycia energii dla jej dostawców, co zwiększy ich wiarygodność. To smart energy czyli idea zbliżenia między sprzedawcą i kilentem oraz realnej komunikacji między nimi. Firma może poinformować cię, że wydałeś więcej, niż planowałeś, więc możesz podjąć określone działania, by zmniejszyć zużycie.

Póki co celujecie w Polskę i Niemcy?

Iwan: Zaczynamy w Krakowie. Następny cel to Niemcy. Kiedy ludzie zrozumieją w jaki sposób używają energii, zaczynają pytać o narzędzia automatyzacji osczędzania. Jest miejsce na rynku na inteligentne domy i inne technologie. Rozważamy kroki w tym zakresie. Chcemy uruchomić pilotażowy projekt z polskim dostawcą energii i jeszcze jeden z niemiecką firmą sprzedającą systemy inteligentnych domów. Mamy zapewnić model efektywnego zużycia energii. Pracujemy także nad pomiarem wydajności paneli słonecznych oraz możliwością dostosowania absorbcji energii do realnych potrzeb. To wszystko jest inteligentne zarządzanie energią.

Jaki jest Wasz plan maksimum?

Oglądaliście Gwiezdne Wojny?

Tak.

Wiecie czym jest Gwiazda Śmierci?

Tak.

Chcemy ją zbudować (śmiech).

(Śmiech). A tak naprawdę?

Aleksander: Chcemy dopasować projekt i uderzyć globalnie na tyle na ile to będzie możliwe.

Chcecie pracować i osiągnąć sukces. Jakie są zatem Wasze nadzieje związane z Ukrainą?

Iwan: Kiedy to wszystko się zaczęło nie mieliśmy żadnych nadziei. Chcieliśmy wziąć udział w tych wydarzeniach. Dalej to robimy i pomagamy znajomym na tyle na ile możemy. Wiemy, że póki co nie jest możliwe uruchomienie naszego projektu na Ukrainie. W Unii Europejskiej, jeśli zdarzy się jakiś incydent, idziesz do sądu i wyjaśniasz sprawę. Prawo działa a ludzie są bezpieczni. To bardzo ważne. Jeśli spędzasz kilka lat swojego życia nad danym projektem a potem ktoś po prostu przychodzi i ci to zabiera, bo może, to całkowicie cię niszczy. Nie interesuje nas taki scenariusz.

Ukraiński sektor energetyczny to polityka. Jest subsydiowany i ciągle zużywa za dużo energii. Ludzie płacą za niego podwójnie, najpierw w rachunkach a potem w podatkach. Firmy płacą dodatkowo za dopłaty do rachunków domowych. Dalej mamy do czynienia z oligarchią w sektorze. Na przykład Achmetow zapewnia energię dla całej stolicy. Dlatego wprowadzanie pomysłów inteligentnego zużycia energii będzie kluczowe dla przyszłości Ukrainy. To kwestia strategiczna.

Czy zatem pomimo faktu, że wasz start-up to biznes, to jednak może być wykorzystany politycznie w dobrym celu?

Aleksander: Chcemy osiągnąć sukces w Unii Europejskiej a wtedy spróbować na Ukrainie.10629713_690645617685870_507609435984503659_n

Czy jesteście więc wysłannikami Zachodu na Ukrainie?

Iwan: Nie. Na Majdanie zdecydowaliśmy, że chcemy być wolni od korupcji i starego systemu. Europa robi interesy z Rosją. To wielka polityka, którą bierzemy pod uwagę. Chcemy więc wolnego kraju, w którym będziemy mogli prowadzić życie takie, jakiego chcemy. A chcemy tylko europejskich standardów, normalności.

A przy okazji pomagacie ludziom osczędzać energię.

Iwan: Tak (śmiech).

Rozmawiali Wojciech Jakóbik i Bartosz Marcinkowski.