Zachmann: Europa musi wesprzeć Ukrainę, jeśli nie chce być skazana na Nord Stream 2

23 grudnia 2015, 08:00 Energetyka

Ukraiński Naftogaz był dotąd synonimem marnotrawstwa, korupcji i nieprzejrzystości. Wygląda jednak na to, że dojdzie do zmian. Dzięki nowemu zarządzaniu, czterokrotnemu wzrostowi cen gazu i rozpoczęciu reform prawnych, w 2015 roku firma ma zmniejszyć straty do 3,1 procent PKB Ukrainy, z 5,5 procent rok wcześniej. Ma zmniejszyć wpływ na deficyt do 0,2 procent w 2016 roku. Już teraz zmniejsza zależność od dostawy gazu z Rosji – wylicza Georg Zachmann z think tanku Breugel.

fot. Gaz-System

Chociaż niebo zaczęło się wypogadzać, na horyzoncie widać nowe chmury – ostrzega ekspert. – Reforma Naftogazu spowalnia. Chociaż wprowadzono prawo gazowe w kwietniu, politycy nad Dnieprem nie byli w stanie znaleźć porozumienia w sprawie rozdziału właścicielskiego firmy oraz przygotowania jej do prywatyzacji. Istnieje ryzyko, że jeśli nie dojdzie do szybkiej i całościowej reformy, złe praktyki z przeszłości wrócą. Ze względu na znaczenie Naftogazu dla Ukrainy, mogłoby to podważyć proces integracji kraju z Unią Europejską. Ponadto może zmniejszyć zyski spółki z tranzytu rosyjskiego gazu od Gazpromu, ze względu na jego próby pominięcia Ukraińców w dostawach za pomocą gazociągu Nord Stream 2.

– Jedyną sensowną odpowiedzią będzie dokończenie reformy i pełny rozdział właścicielski Naftogazu. Gałąź tranzytowa powinna stać się w pełni niezależne, jak jest to w krajach Unii Europejskiej, w celu przekonania europejskich dostawców, że jakakolwiek alternatywa dla ukraińskiego tranzytu będzie stratą pieniędzy – twierdzi Zachmann. – To kluczowe, ponieważ niepewność wokół sytuacji w ukraińskim sektorze gazowym jest pretekstem dla Nord Stream 2. To także kluczowe długoterminowo, bo niezbędne inwestycje w ukraińskie gazociągi wymagają wolnego dostępu do nich.

– Rozdział właścicielski i uniezależnienie gazociągów od wpływów politycznych to znaczny koszt dla oligarchów i polityków, którzy stracą wpływ na główne źródło zysków w kraju. Ponadto korzyści z reformy będą widoczne dopiero po jakimś czasie, a Ukrainie zależy obecnie bardziej na dzisiejszych zyskach, niż perspektywach na przyszłość. Z kolei szybka prywatyzacja gazociągów może być przedstawiona, jako próba wyprzedaży dóbr państwowych. Jednak żaden zachodni inwestor nie wyłoży pieniędzy na ukraińskie gazociągi bez widoków na szybkie zyski. Plan nie jest również atrakcyjny dla rządu, który liczy na manipulację systemem przesyłowym, w celu dalszego pozyskiwania środków z tranzytu – pisze Zachmann.

– Jest jednak rozwiązanie. Ukraina mogłaby sprzedać udziały w swoim systemie przesyłowym gazu inwestorowi zainteresowanemu prosperującym i stabilnym systemem gazociągowym. Jednym z kandydatów jest Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, który przez dwie dekady wspierał sektor na Ukrainie i ma doświadczenie w prowadzeniu prywatyzacji. Z punktu widzenia europejskich podatników taki układ ma usprawiedliwienie. Unia ustabilizowałaby tranzyt gazu przez Ukrainę, pozwoliła na reformy sektorowe kluczowe dla stabilności politycznej tego kraju i mogła nawet rozszerzyć swój rynek gazu o kraj z ważną infrastrukturą magazynową i potencjałem wzrostu wydobycia – twierdzi cytowany analityk.

– W celu umożliwienia takiego układu Ukraina musiałaby wprowadzić regulacje pozwalające EBOiR na zyski z tranzytu, jeżeli gazociągi będą dobrze zarządzane. Bank wniósłby zachodnią ekspertyzę i pieniądze na restrukturyzację. Ostatecznym celem powinna być prywatyzacja udziałów państwa i EBOiR w przyszłości. Spodziewane zyski byłyby ważnym czynnikiem zachęcającym władze w Kijowie do współpracy. Sprzedaż gazociągów zagranicznemu inwestorowi po cenie niższej, niż oferowana w prywatnych transakcjach może być niepopularna, szczególnie po wzroście cen dostaw gazu dla gospodarstw domowych. W celu odpowiedzi na obawy, zyski EBOiR powinny wracać w pewnym stopniu do ukraińskiego budżetu. Zwiększyłoby to zainteresowanie rządu zmianami – kończy przedstawiciel Breugla.