Zblewski: Ile warta jest Unia Energetyczna

15 października 2015, 08:22 Energetyka

KOMENTARZ

Gazociągi Rosjan oplatają region Europy Środkowo-Wschodniej.

Dr Maciej Zblewski

Ekspert bezpieczeństwa energetycznego

Bez modyfikacji unijnej polityki energetycznej, która zmierzałaby do przekazania Komisji Europejskiej kompetencji w tej dziedzinie, Polska nie powinna traktować unijnej solidarności jako faktu gwarantującego jej bezpieczeństwo. Utrzymanie aktualnego status quo jest niebezpieczne.

Kilka miesięcy temu szumnie ogłaszano sukces Polski na forum Unii Europejskiej, którym miało być stworzenie podwalin unijnej polityki energetycznej. Wprawdzie postanowiono w Brukseli, że jeden z najbardziej zasadniczych punktów polskiej propozycji, tzn. wspólne zakupy nośników energetycznych przez Unię dla wszystkich państw, nie zostanie zrealizowany, ale sam fakt zgody w kwestii stworzenia wspólnotowej polityki energetycznej miał w konsekwencji doprowadzić do zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego wszystkich państw członkowskich. Po kilku miesiącach można, jak oceniam, przeprowadzić pierwszą analizę efektywności tzw. unii energetycznej.

Jednym z kluczowych elementów pośrednio uzgodnionych w Brukseli było utrudnienie rozgrywania przez państwa trzecie poszczególnych państw unijnych. Miało to być zrealizowane m.in. przez zwiększenie transparentności na rynku gazu. Niestety należy dobitnie stwierdzić, iż w dalszym ciągu egoizmy narodowe odgrywają zasadniczą rolę w problematyce energetycznej. Zarówno podejście niektórych państw do propozycji Federacji Rosyjskiej dotyczących South-Streamu, Turkish-Streamu czy też Nabucco-bis jak również do rozbudowy Nord-Streamu pokazują, że w dalszym ciągu istnieje gotowość państw członkowskich Unii Europejskiej do utrzymania, względnie dążenia, do wypracowania ponadstandardowych relacji z Rosją, które w oczywisty sposób odbiją się bezpośrednio bądź pośrednio na innych państwach Unii i ich bezpieczeństwie energetycznym. Innym nie mniej ważnym aspektem jest podejście niektórych państw unijnych do kwestii własnego bezpieczeństwa energetycznego.

W momencie, w którym państwa członkowskie dopuszczają do bezpośredniej lub pośredniej kontroli infrastruktury energetycznej przez Gazprom lub zależne od niego firmy, można sobie zadać pytanie, czy w sytuacji zagrożenia w wymiarze energetycznym (np. kolejna „przypadkowa” awaria rurociągu lub czasowe zaprzestanie transportu nośników energetycznych, wynikające z nieporozumień pomiędzy Rosją a Ukrainą bądź Białorusią) będą one mogły, gdy ich bezpieczeństwo energetyczne nie jest bezpośrednio zagrożone, użyć magazynów i rurociągów znajdujących się na ich terytorium do pomocy państwom narażonym na brak dostaw surowca. Moim zdaniem oddawanie infrastruktury energetycznej pod pośrednią kontrolę państw trzecich, w tym przypadku Rosji, jest nie tylko krótkowzroczne ale też groźne dla całej Unii Europejskiej. Dopuszczenie do sprzedaży lub wymiany aktywów przez spółki energetyczne skutkujące de facto oddaniem kontroli nad infrastrukturą zabezpieczającą Unię Europejską i jej państwa członkowskie przed ewentualnym kolejnym użyciem nośników energetycznych jako broni politycznej jest z politycznego punktu widzenia niezrozumiałe i bardzo lekkomyślne. Zwłaszcza, że chodzi o Gazprom (firmę kontrolowaną w bardziej lub mniej oczywisty sposób przez Federację Rosyjską), który w przeszłości właśnie używał nośników energetycznych jako argumentu politycznego wobec innych. Wobec aktualnej sytuacji politycznej w Rosji nikt nie jest w stanie stwierdzić, że podobny modus operandi nie będzie wdrażany w przyszłości wobec Ukrainy bądź Białorusi czy państw Unii Europejskiej. Czy naprawdę można zakładać, że w przypadku gdy Gazprom zaprzestanie przesyłu gazu przez JAMAL do Polski z przyczyn semi-politycznych, to Polska będzie mogła skorzystać z gazu magazynowanego w Niemczech przez spółki zależne od Gazpromu? Podobna niepewność istnieje również co do przesyłu gazu via rurociągi będące pod pośrednią kontrolą monopolisty rosyjskiego.

Kolejnym bardzo niebezpiecznym precedensem, który już obowiązuje, jest gotowość zarówno państw członkowskich jak i Unii Europejskiej do stwarzania specjalnych warunków niektórym podmiotom zewnętrznym, tak, jak w przypadku  gazociągu OPAL, który został częściowo wyjęty spod trzeciego pakietu energetycznego.

W ostatnich dniach pojawiają się coraz częściej informacje, które jasno wskazują, iż rząd RFN jest gotowy rozmawiać o całkowitym zniesieniu trzeciego pakietu energetycznego dla tego gazociągu. Decyzja BASF dotycząca. inwestycji 2 mld euro w ciągu 5 lat w projekt rozbudowy Nord-Streamu pokazuje w zasadniczy sposób, jak bardzo realia polityczne odbiegają od idealistycznych treści unii energetycznej. Jeśli w dobie nierozwiązanego kryzysu ukraińskiego, w którym determinuje jego potrzymanie Federacja Rosyjska, mamy do czynienia nie z jednym a całą grupą państw członkowskich UE, które w bardziej lub mniej zawoalowany sposób wypowiadają się za powrotem do polityki w stylu business as usual, to w istocie mamy problem z wiarygodnością Unii Europejskiej, jako poważnego aktora na arenie międzynarodowej. Nie można dopuszczać do tego, że w Brukseli państwa członkowskie godzą się na pewne kierunki działań zarówno w wewnątrzunijnej polityce energetycznej jak również w relacjach z Federacją Rosyjską. A po powrocie delegacji rządowych do krajów, prowadzą całkowicie odmienną agendę polityczną. Dalsze działanie tego typu będzie prowadziło do coraz większego „zmęczenia Unią” w społeczeństwach, co w średniookresowej perspektywie może skutkować znaczącym wzrostem separatyzmu, pojawianiem się coraz liczniejszego i silniejszego grona partii politycznych, które będą miały nie tylko zabarwienie eurosceptyczne, ale będą głębiej eurosceptyczne oraz gotowe do skorzystania z tzw. exit-option przez niektóre państwa Unii. Konsekwencją tych wszystkich procesów będzie prawdopodobnie albo podział Unii Europejskiej na tzw. twarde jądro i resztę lub rozpad całej Unii i powrót do koncertu mocarstw w Europie, do którego dąży Federacja Rosyjska.

Założenia unijnej polityki energetycznej mającej poprawić bezpieczeństwo energetyczne m.in. przez  ściślejsze powiązanie państw członkowskich w wymiarze infrastrukturalnym – pozbycie się tzw. białych wysp i pokrycie całej Unii Europejskiej siecią gazociągową, która miałaby zapobiec podobnym sytuacjom jak w roku 2009, kiedy m.in. na Węgrzech ludzie zamarzali przez brak dostaw gazu – należy bardzo krytycznie ocenić, gdyż można bez problemu stwierdzić, że praktyka w znaczący sposób odbiega od teorii. Gotowość oddania państwom trzecim swoich magazynów i swoich sieci gazociągowych jest z realistycznego punktu widzenia nie tylko niezrozumiała ale wysoce niebezpieczna.

Podsumowując należy stwierdzić, iż polityka energetyczna Unii Europejskiej wpisuje się w jej ostatnie projekty, które bazują na tzw. fauler Kompromiss. Oznacza to, że Unia Europejska podejmując konkretną decyzję musi ją tak dalece zmodyfikować, żeby wszystkie państwa ją zaakceptowały, że wartość tego projektu per se zmniejsza się w zasadniczy sposób. Polski momentami hurraoptymizm został właśnie kolejny raz skonfrontowany z rzeczywistością – wspólna polityka energetyczna Unii to jedno, rozbudowa Nord-Streamu to drugie. W dalszym ciągu partykularne interesy 28 państw członkowskich oraz ponadstandardowe relacje z Federacją Rosyjską są ważniejsze niż interes Unii Europejskiej. Na dzisiaj można stwierdzić, że unijna polityka energetyczna, oprócz idealistycznego podejścia nie zmieniła nic w problematyce energetycznej Europy. Aby to się zmieniło należałoby z jednej strony powrócić do tematu wspólnych zakupów nośników energetycznych dla całej Unii realizowanych przez np. Komisję Europejską, bądź nową powstałą komórkę unijną, a z drugiej doprowadzić do tego, że państwa członkowskie Unii oddadzą kontrolę nad infrastrukturą magazynującą jak i transportującą Brukseli. Tylko w tym przypadku możliwy by był rzeczywisty skok jakościowy w europejskim bezpieczeństwie energetycznym.

Bez modyfikacji unijnej polityki energetycznej, która zmierzałaby do przekazania Komisji Europejskiej kompetencji w tej dziedzinie, Polska nie powinna traktować unijnej solidarności jako faktu gwarantującego jej bezpieczeństwo. Utrzymanie aktualnego status quo jest niebezpieczne, gdyż istnienie tej agendy wprowadza w państwach członkowskich złudne poczucie bezpieczeństwa, solidarności wewnątrzunijnej i tym samym stępia reakcje na istniejące zagrożenia. Fakt, iż solidarność energetyczna Unii Europejskiej jest  znacząco przeceniona widać na przykładzie dyskusji o tzw. południowym rosyjskim szlaku dywersyfikacyjnym (m.in. South-Stream, Turkish-Stream itp.), postępowaniu państw członkowskich w sprawie rozbudowy Nord-Streamu, czy też coraz częściej pojawiających się wypowiedzi prominentnych polityków europejskich (m.in. Jean-Claude Juncker) dotyczących normalizacji stosunków z Federacją Rosyjską. Parafrazując aktualną sytuację polityczną można posłużyć się porównaniem pochodzącym z pokera: Unia Europejska tworząc unijną politykę energetyczną zagrała va banque a Federacja Rosyjska powiedziała sprawdzam. Patrząc na zgodę niektórych państw członkowskich co do rozbudowy Nord-Streamu można stwierdzić, iż Rosja rozpoznała blef.