20 stopień zasilania po roku – jest poprawa, ale mogłoby być lepiej

11 sierpnia 2016, 13:15 Energetyka

KOMENTARZ

Justyna Piszczatowska, Rafał Zasuń

WysokieNapiecie.pl

Mija dokładnie rok od 20 stopnia zasilania i przerw w dostawach prądu dla tysięcy polskich przedsiębiorstw. Czy nasza energetyka odrobiła gorzką lekcję?
Wciąż nie wiemy co dokładnie wydarzyło się 10 sierpnia 2015. Oczywiście z grubsza przyczyny kryzysu są znane – fala upałów obniżyła stan wód w rzekach utrudniając chłodzenie starszych elektrowni pozbawionych chłodni kominowych. Dodatkowo lato to tradycyjny czas remontów. Przez kilka dni PSE wzywały do ograniczenia poboru „po dobroci”. Kiedy nic to nie dało i kraj stanął przed ryzykiem niekontrolowanego blackoutu na wniosek Polskich Sieci Energetycznych rząd wprowadził tzw. 20 stopień zasilania czyli ograniczenia w poborze mocy dla firm. Dzięki temu energetyka przetrwała tych kilka trudnych dni.

Jednak szczegółowe dane, które mogłyby pomóc przeanalizować sposób postępowania operatora sieci przesyłowych, a zwłaszcza słuszność podjętych środków zaradczych, wciąż są niedostępne. Polskie Sieci Energetyczne przekazały wymagany prawem raport Urzędowi Regulacji Energetyki oraz Ministerstwu Energii, ale został on utajniony. Nasi rozmówcy z obu instytucji generalnie zgadzali się, że powinna zostać sporządzona obszerna wersja jawna, ale nic takiego nie zostało zrobione. Bez ujawnienia co dokładnie stało się 10 sierpnia 2015 wchodząca w decydującą fazę dyskusja o rynku mocy będzie zawsze niepełna.

O dziwo, wydarzenia z sierpnia nie zainteresowały Najwyższej Izby Kontroli, choć zamierza ona w tym roku prześwietlić budowę połączenia polsko-litewskiego.

10 sierpnia 2015 r. był upalnym, bezwietrznym dniem, podczas którego aż prosiło się, by włączyć klimatyzację, niefrasobliwie zwiększając zapotrzebowanie na moc w systemie. Jednocześnie niedostępne były ponad 2 GW mocy w elektrowniach chłodzonych wodą z rzek i jezior.

Nie mieliśmy, i nadal nie mamy, energetyki słonecznej, która mogłaby wesprzeć moce wytwórcze w szczycie dziennym. Prawie w ogóle nie było wiatru, więc sytuacji nie mogły uratować też farmy wiatrowe. Inaczej było za to w północnych Niemczech – tam warunki były wietrzne, co zwiększyło produkcję energii z OZE i przepływy kołowe. By je zrekompensować, Polska musiała zastosować redispatching.

Co zmieniło się w ciągu tego roku?

PSE, nauczone bolesnymi doświadczeniami, uruchomiło szereg środków, które zwiększają margines bezpieczeństwa do niewyobrażalnego 12 miesięcy temu poziomu. Wczoraj, 9 sierpnia, planowana rezerwa mocy dostępnej dla OSP wynosiła ponad 7 GW (dzień wcześniej nawet 8,7 GW).

Zobacz także: Tego lata unikniemy ryzyka blackoutu?

Po pierwsze, pomaga pogoda. Zapotrzebowanie na moc 8 sierpnia 2015 r. przekroczyło wprawdzie 21 GW i było o 500 MW wyższe niż w porannym szczycie feralnego 10 sierpnia rok wcześniej. Dzięki niższym temperaturom i wyższemu poziomowi wód nie ma za to problemu z awaryjnymi postojami bloków. Z danych PSE wynika, że w poniedziałek 8 sierpnia w czasie porannego szczytu nieplanowe ubytki mocy wyniosły tylko 964 MW.

W remoncie były jednostki o mocy 698 MW. Planowe remonty bloków w elektrowniach zostały w tym roku z okresu wakacyjnego poprzesuwane na czerwiec i okres jesienny (co sprawiło, że tegoroczny czerwiec był dość trudny pod względem rezerw mocy). W tym roku wieje. Moc energii z wiatru w poniedziałek 8 sierpnia w porannym szczycie wyniosła prawie 2,2 GW.

grafika 2

Kolejny czynnik – wzrósł import energii. W okresie szczytu rannego saldo wymiany z zagranicą wynosiło 820 MW na plusie. Sytuacja obecnie jest o tyle lepsza, że uruchomiono Lit-Pol Link. Dzięki przesuwnikom fazowym pojawiła się też możliwość importu energii z Niemiec.

Z technicznego punktu widzenia lekcja została więc w ogromnej części odrobiona. Niestety, nie da się tego powiedzieć o części administracyjnej.

Procedury odłączania przemysłu od prądu okazały się nieprzystające do nowoczesnej gospodarki. Zgodnie z prawem rząd  nakłada na firmy obowiązek ograniczenia poboru prądu w sytuacji z jaką mieliśmy do czynienia w sierpniu 2015 r. Ale firmy często nie wiedziały jak się mają zachować – w końcu ostatnie ograniczenia zdarzały się w latach 80-tych, a 20. stopień zasilania kojarzył się raczej z serialem „Alternatywy 4” a nie  z gospodarką członka UE.

Przedsiębiorcy stojąc przed wyborem między błyskawicznymi wielomilionowymi stratami spowodowanych brakiem zasilania ( np. w chłodniach) a perspektywą wieloletniego postępowania przed URE kierowali się zasadą „bliższe niebezpieczeństwo jest groźniejsze” i nie ograniczali poboru. Minął rok… i zostaliśmy z z tymi samymi procedurami.

Co dalej w tej sytuacji? O tym piszemy w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl.