Grigas: Im mniej rosyjskiego gazu w Europie, tym więcej bezpieczeństwa

25 września 2018, 10:30 Energetyka

Waszyngton ma dziś dwa narzędzia do ograniczania rosyjskiej dominacji energetycznej w Europie: sankcje i eksport LNG – pisze Agnia Grigas, ekspertka ds. rynku gazu z think tanku Atlantic Council.

Tankowiec LNG w Świnoujściu. Fot. Gaz-System
Tankowiec LNG w Świnoujściu. Fot. Gaz-System

LNG a bezpieczeństwo

Eksport LNG ze Stanów Zjednoczonych to stosunkowo nowe zjawisko, ściśle powiązane z boomem łupkowym z 2016 roku. Największym rynkiem zbytu dla amerykańskiego gazu skroplonego jest Azja, ale USA zwiększają swoją obecność w Turcji i Europie – w Hiszpanii, Włoszech, Portugalii, Wielkiej Brytanii, Litwie, Holandii, Polsce i na Malcie. Tymczasem rosyjski gaz stanowi 30 procent europejskiego importu gazu, a przez kontrowersyjny gazociąg Nord Stream 2 wskaźnik ten może wzrosnąć do 40 procent. Niesie to ze sobą ryzyko zwiększenia wpływów politycznych Rosji w Europie, niestabilności dostaw i wzrostu cen. Dodatkowo sfinansuje to funkcjonowanie reżimu Kremla, znanego z powszechnej korupcji i najgorszych praktyk biznesowych.

Bronić NATO

USA jako gwarant bezpieczeństwa NATO, powinny zwiększać polityczną autonomię państw, które mają silne związki z Gazpromem – znany jest przykład byłego kanclerza Gerharda Schrödera, który obecnie piastuje kierownicze stanowisko w Rosniefcie, współpraca Gazpromu z włoskim koncernem ENI była zalążkiem przyjaźni byłego premiera Silvio Berlusconiego z Władimirem Putinem, a w ostatnich latach Turcja Erdogana stopniowo oddala się od NATO na rzecz Moskwy. Zwiększenie obecności Stanów Zjednoczonych na globalnym rynku gazu pozwoli na skuteczniejszą geopolityczną rywalizację z Chinami i Rosją.

Czas napięć

Ktokolwiek będzie dostarczał gaz do Europy, zwiększy tu swoje wpływy polityczne – dotyczy to silnie zindustrializowanych Niemiec czy Ukrainy, o którą toczy się polityczny i gospodarczy spór. Rząd USA obecnie rozważa nałożenie sankcji na Nord Stream 2, co w czasach dyplomatycznych napięć jest o tyle trudną decyzją, że w projekt zaangażowane są europejskie spółki. Waszyngton musi sam sobie zadać pytanie: jaki jest realny koszt wolności, niezależności i demokracji Unii Europejskiej?

Źródło: The American Interest