Premier namawia rząd Czech do atomu

26 listopada 2018, 07:15 Alert

– To nieprawda, że rząd chce jedynie przedłużać żywotność istniejących bloków – powiedział premier Czech Andrej Babisz na seminarium poświęconym przyszłości elektrowni jądrowej w Dukovanach. Jego gabinet nadal rozważa zbudowanie tam nowego reaktora. On sam myśli, że to będzie opłacalna inwestycja.

Andrej Babisz. Wikipedia/CC
Andrej Babisz. Wikipedia/CC

Premiera i stu kilkudziesięciu innych gości zaprosiła działająca przy elektrowni Obywatelska Komisja Bezpieczeństwa. Spotkali się w czwartek 22 listopada na zamku w odległym o 15 km od Dukavan Valczu. I to właśnie tam Babisz zapewnił, że rząd wcale nie zrezygnował z budowy nowego bloku, mającego zastąpić stare, których wyłączanie powinno zacząć się w 2035 roku.

– Tych kłamstw w przestrzeni medialnej [było tyle], że siedzielibyśmy tu może miesiąc – reagował Babisz na słowa przewodniczącego Komisji Alesza Johna, że pod koniec września „strzelił grom z jasnego nieba. Przyszła wiadomość, że przedłużymy żywotność elektrowni na 60 lat, a decyzję o budowie przesuniemy o dziesięć lat.” Niemniej jednak był to on sam, premier Andrej Babisz, który w przedostatni dzień października zapowiedział, że żywotność elektrowni jądrowej w Dukovanach można by przedłużyć o dziesięć lat, a kosztowałoby to dziesięć razy mniej niż budowa nowego reaktora.

Umiarkowana hojność państwa

Zapowiedź wsparcia dla inwestycji szacowanej obecnie na 8 miliardów euro nie oznacza jednak, że szef rządu nagle radykalnie zmienił zdanie w kwestii jej finansowania. Deklarowana przezeń hojność ma granice. Premier zapowiedział wprawdzie, że państwo będzie gwarantem inwestycji, którą on sam uważa za „skuteczną i opłacalną”.

– Ale dopiero w drugiej kolejności – zastrzegł.

Gwarantem numer jeden ma być zdaniem szefa rządu właściciel Dukovan, półpaństwowy koncern energetyczny CEZ (niespełna 70 procent jego akcji należy do praskiego ministerstwa finansów, 20 procent z kawałkiem do osób prawnych, w tym 0,7 procent do samego CEZ, a pozostałe nieco ponad 10 procent do osób fizycznych).

– CEZ już od kilku lat ma dość wysokie zyski i wypłaca dywidendy – wsparła swojego szefa minister przemysłu i handlu Marta Nováková, niedwuznacznie wskazując, skąd koncern ma wziąć pieniądze na rozbudowę Dukovan.

Umiarkowany optymizm premiera

„Chyba uspokoiłem miejscowych. Rząd nigdy nie powiedział, że nie będzie inwestować”, napisał Babisz na facebooku po wystąpieniu w Valczu. „Musimy jednak przekonać CEZ, żeby zbudował blok w Dukovanach”, dodał.

Nowy reaktor ma jego zdaniem zbudować spółka-córka CEZ, do której koncern powinien włożyć aktywa elektrowni atomowej w Dukovanach, a może i w Temelinie.

Premier podkreślił też znaczenie odpowiedniego doboru technologii – tak, żeby można było zbudować nowy blok w zaplanowanym terminie i zgodnie z kosztorysem. Wskazał w tym kontekście na opóźnienia w budowie nowych reaktorów w Finlandii i na Słowacji.

A w obu tych wypadkach chodzi o technologie rosyjskie, czy wręcz sowieckie. Fińską elektrownię Hanhikivi nad Zatoką Botnicką buduje od dwóch lat moskiewski Rosatom. Natomiast w słowackiej elektrowni w Mochovcach, która w dwóch trzecich należy do włoskiego Enelu, a w jednej trzeciej do państwa, wciąż jeszcze nie zakończono budowy bloków 3 i 4, która  została rozpoczęta w… 1987 roku. Podobnie jak w wypadku działających już pierwszych dwóch bloków, są to reaktory WWER 440/213 zaprojektowane jeszcze w latach 70. XX wieku w Związku Sowieckim. Takie same zresztą, jak i te, które produkują prąd w Dukovanach.

Umiarkowany pesymizm rzecznika

Tymczasem nie wszyscy właściciele czeskiego koncernu energetycznego zachwyceni są jego jądrowymi planami.

– Mniejszościowi akcjonariusze już całkiem jasno pokazali, że nie mają ochoty na budowę nowych reaktorów – zauważył rzecznik CEZ Ladislav Krzíż. To długoterminowa inwestycja strategiczna, ale z krótkoterminowego punktu widzenia jej rentowność jest niepewna. Dlatego też ewentualne spory sądowe mogłyby zablokować budowę na dziesiątki lat.

Poszukiwania rozwiązania trwają. Generalny dyrektor koncernu Daniel Benesz uważa, że byłoby lepiej, gdyby czeska energetyka pozostała w stu procentach państwowa.

– Myślę sobie, że CEZ powinien rozważyć, czy nie należałoby usunąć mniejszościowych akcjonariuszy z jakiejś części spółki – zasugerował. Być może jest to zapowiedź planowanych działań, bo na koniec miesiąca zwołane zostało walne zgromadzenie czeskiego koncernu energetycznego.

Aureliusz M. Pędziwol

Pędziwol: Atom w Czechach na krawędzi