Jakóbik: Atom nie ugotuje ryb w Polsce. Jeszcze go nie ma, ale mitologia już jest

19 sierpnia 2022, 07:35 Atom

– Dopóki nie ma elektrowni jądrowej w Polsce, dyskusja na jej temat jest pełna mitów, które warto obalić zanim ruszy budowa, tym bardziej wobec spekulacji o tym, że skażenie Odry powinno rodzić obawy o bezpieczeństwo wód w pobliżu atomu – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Elektrownia jądrowa Kozłoduj. Fot. Wikimedia Commons.
Elektrownia jądrowa Kozłoduj. Fot. Wikimedia Commons.

Niewyjaśnione skażenie Odry posłużyło jako asumpt do spekulacji na temat bezpieczeństwa wód w pobliżu elektrowni jądrowej, która ma powstać w Polsce. To dobra okazja, by rozprawić się z różnymi mitami na jej temat. Nie ma jeszcze pierwszej łopaty wbitej w ziemię budowy elektrowni jądrowej w Polsce, a mitów nie brakuje.

Program Polskiej Energetyki Jądrowej zakłada, że do końca 2022 roku Polska wybierze partnera technologicznego oraz model finansowania atomu tak, aby pierwszy reaktor powstał w 2033 roku. Jest więc jeszcze trochę czasu, by zdobyć więcej wiedzy o tym megaprojekcie. Tym bardziej, że w obiegu już teraz pojawiają się niepotwierdzone rewelacje straszące przed atomem na różne sposoby. Warto je rozwiać jeszcze zanim zaczną się konsultacje społeczne, organizowane przez Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska i z udziałem Polskich Elektrowni Jądrowych, czyli spółki odpowiedzialnej za program, a w przyszłości za eksploatację reaktorów. Argumenty przeciwko energetyce jądrowej pojawiają się w debacie zarówno w odniesieniu do etapu budowy, jak i eksploatacji. Oto najciekawsze z nich.

Atom się nie opłaca? Przecież wraca

Pierwszy argument mający zniechęcać do atomu w Polsce to teza, że technologia bloków wodnych ciśnieniowych PWR jest stara i nieopłacalna, więc energetyka jądrowa raczej się zwija. Międzynarodowa Agencja Energii podaje, że moc atomu licząca w 2022 roku 413 GW wzrośnie do 812 GW w 2050 roku w scenariuszu net zero, który zakłada jak najszybszą walkę z emisjami CO2. Maksymalny wzrost mocy jądrowych na świecie ma sięgnąć 27 GW rocznie w latach trzydziestych. Argument to nie tylko polityka dążenia do neutralności klimatycznej z pomocą atomu, który nie emituje dwutlenku węgla, a jednocześnie dobrze stabilizuje rozwój zależnych od pogody Odnawialnych Źródeł Energii. To także bezpieczeństwo w dobie kryzysu energetycznego. To dlatego w Niemczech wraca dyskusja o utrzymaniu niedobitków elektrowni jądrowych po 2022 roku, a Francja zamierza wymieniać dalej starą flotę elektrowni jądrowych wbrew wcześniejszym planom naśladowania odwrotu od nich w Niemczech autorstwa obecnego prezydenta Emmanuela Macrona z czasów kampanii wyborczej. Faktem jest jednak, że projekty elektrowni jądrowych w Europie jak Hinkley Point C w Wielkiej Brytanii czy Flamanville we Francji notują dekady opóźnień oraz przekroczenia budżetu. Jednak projekt elektrowni Barakah w Zjednoczonych Emiratach Arabskich autorstwa KHNP z Korei Południowej pokazuje, że może być inaczej (budowa pierwszego reaktora elektrowni Barakah trwała sześć lat w porównaniu na przykład z 17 latami budowy nowych bloków węglowych Elektrowni Opole). Szczególnie, że budowy, które będą się dopiero rozpoczynały, są bogatsze o wnioski właśnie z takich projektów jak Hinkley Point C czy Flamanville. Co ważne, za atomem przemawia też ekonomia. Dość kosztowna budowa, warta dziesiątki miliardów dolarów, kończy się uruchomieniem jednostki, która pracuje pod sznurek z minimalnymi kosztami stałymi dając przez 60 lat tanią i stabilną energię decydującą o konkurencyjności gospodarki. Energetyka konwencjonalna pracuje o dwadzieścia, a odnawialna nawet czterdzieści lat krócej, rodząc dodatkowe koszty tak zwanego repoweringu.

Budowa atomu nie zaszkodzi nikomu

Dolegliwości związane z budową elektrowni jądrowej w Polsce mogą zniechęcać część mieszkańców preferowanej lokalizacji Lubiatowo-Kopalino. Obawiają się oni, że plaże w okolicy zostaną zamknięte na czas budowy, a ciężarówki zaopatrujące plac konstrukcyjny będą jeździć dniem i nocą po okolicznych drogach. Okolice atomu na Pomorzu faktycznie staną się wielkim placem budowy ze względu na budowę reaktora, ale także infrastruktury towarzyszącej: dróg, kolei, sieci elektroenergetycznych, telekomunikacyjnych, bazy noclegowej i nie tylko. Sprzęt i materiały mają docierać do Lubiatowa-Kopalina z portów morskich w Gdyni oraz Gdańsku oraz z gdańskiego lotniska. To jednak oznacza, że polska elektrownia jądrowa zyska własne szlaki transportowe, których powstanie może napędzić rozwój gospodarczy okolic, nie obciążając dodatkowo istniejącej infrastruktury. Przykładem ma być dojazd do atomu między drogą ekspresową S6 a Lubiatowem, która ma być gotowa z końcem 2026 roku tak, by mogła posłużyć do transportu zaopatrzenia na budowę. Żeby minimalizować uciążliwości związane z transportem, projekt przewiduje też powstanie specjalnej konstrukcji morskiej nazywanej MOLF (ang. Marine Off-Loading Facility), dzięki której część materiałów będzie można transportować morzem bezpośrednio do lokalizacji, odciążając tym samym drogi. Z kolei ukończony obiekt rzekomo ma zniechęcać turystów do odwiedzania pomorskich miejscowości. Po pierwsze, średnia dawka promieniowania dla osób mieszkających przy elektrowniach jądrowych sięga rocznie jedynie 0,001 milisiwerta, a naturalne promieniowanie przyjmowane przez ludzi rocznie to 2,5 milisiwerta, więc przebywanie w pobliżu elektrowni nie niesie za sobą żadnego zagrożenia. Przykład terminalu LNG w Świnoujściu, kolejnego megaprojektu III Rzeczpospolitej, którego kadry częściowo trafiły też do Polskich Elektrowni Jądrowych, pokazuje kompatybilność takich instalacji z ruchem turystycznym. Plaże Świnoujścia pozostają zapełnione, a tak zwany gazoport jest kolejną atrakcją do fotografowania. Przykłady z innych państw pokazują, że atom nie odstrasza turystów: Elektrownia Point Beach na jeziorze Michigan czy San Onofre w Kalifornii.

Atom szkodzi? Nauka tego nie dowodzi

Perspektywa pracy elektrowni jądrowej w Polsce także budzi obawy o zdrowie ludzi oraz bezpieczeństwo środowiskowe. Tymczasem woda morska wykorzystywana do chłodzenia reaktorów wraca do środowiska całkowicie bezpieczna, zarówno pod względem składu, jak i temperatury. Nie ma także danych naukowych potwierdzających obiegową hipotezę jakoby elektrownia jądrowa podnosiła ryzyko nowotworów u ludności w jej pobliżu. Nawet głośna katastrofa elektrowni w japońskiej Fukushimie wywołana falą tsunami w 2011 nie spowodowała według Organizacji Narodów Zjednoczonych zwiększonego wpływu na zdrowie, a tym bardziej nie przyniesie go sprawna elektrownia w Polsce. Prestiżowy Nature opublikował w 2011 roku badanie Daniela Cresseya, z którego wynika, że nie ma związku między zachorowaniem na białaczkę wśród dzieci a bliskością elektrowni jądrowych. Badanie opublikowane w Environmental International z 2016 roku pokazuje, że bliskość atomu nie zwiększa ryzyka zachorowania na raka tarczycy.

W obiegu pojawiają się także inne argumenty o tym, że atom ugotuje ryby na Pomorzu albo da zatrudnienie jedynie obcokrajowcom. Ma także rzekomo zamienić okolice w pustkowie nuklearne. Nic bardziej mylnego. Warto zatem wrócić od wizji skażenia wód roztoczonej w mediach społecznościowych po skażeniu Odry, które nie mogło oczywiście mieć nic wspólnego z polskim atomem, którego jeszcze nie ma. Część opinii publicznej zaczęła spekulować na Twitterze, że problemy organizacyjne widoczne wokół skażenia drugiej co do wielkości rzeki w Polsce każą martwić się o bezpieczeństwo wód w pobliżu atomu, który ma powstać w lokalizacji Lubiatowo-Kopalino, a więc nad morzem. Woda z Bałtyku faktycznie posłuży do chłodzenia reaktorów. Był to jeden z argumentów za takim, a nie innym umiejscowieniem obiektu. Jednakże woda z reaktora nigdy nie spotka się z morską. Elektrownie jądrowe z reaktorami wodno-ciśnieniowymi posiadają dwa odrębne obiegi wody. Pierwotny chłodzi reaktor, a wtórny napędza turbinę i jest chłodzony jeszcze kolejnym obiegiem z wodą morską. Te trzy zasoby wodne nie mają ze sobą kontaktu. Woda z Bałtyku jest wykorzystywana niczym zimna woda w garnku, do której wkładana jest butelka z mlekiem dla dziecka. Bezkontaktowo przejmuje ciepło z wody w elektrowni, a jej temperatura jest ściśle monitorowana. Oznacza to, że nie będzie mogła ugotować ryb w Bałtyku. Woda będzie zrzucana około 3,5 kilometra od linii brzegowej mając temperaturę o 10 stopni Celsjusza wyższą od tej, która była pobierana do chłodzenia. Zrzut będzie rozproszony i wykonany na odpowiedniej głębokości tak, aby różnica temperatur przy powierzchni kilometr od tego punktu nie przekroczyła 2 stopni a dwa kilometry dalej 0,5-1 stopni Celsjusza.

Bajki o atomowym wilku

Aura tajemniczości wynikająca z kwestii bezpieczeństwa przy realizacji projektów jądrowych oraz trzy poważne awarie z przeszłości energetyki jądrowej pobudzają wyobraźnię, ale liczby powinny uspokajać. Warto pamiętać o tym, że walka z energetyką jądrową może być elementem wojny informacyjnej mającej utrzymać zależność Europy od paliw kopalnych, na czele z gazem rosyjskim przysparzającym samych problemów w dobie kryzysu energetycznego. Najważniejsze, aby budowa atomu w końcu ruszyła, bo póki co jądrowe strachy na lachy pozostają bajką o żelaznym wilku.

Jakóbik: Nie ma Piotra Naimskiego, będzie atom albo dwa, albo więcej