Lipka: Atom musi być priorytetem Polski, jeśli ma powstać do 2030 roku

17 maja 2021, 13:30 Atom

Ostatnimi czasy obserwujemy wysyp publikacji straszących społeczeństwo atomem i poddającym w wątpliwość datę oddania do użytku pierwszego bloku jądrowego. Mają one doprowadzić do zawieszenia realizacji programu energetyki jądrowej w naszym kraju. Tymczasem Polska cierpi na brak dużych bezemisyjnych i pewnych źródeł energii elektrycznej, co jest główną przyczyną obecnego wzrostu cen tej energii – pisze Jerzy Lipka, przewodniczący Obywatelskiego Ruchu na Rzecz Energetyki Jądrowej.

Źródło: pikist.com

Atom powinien być priorytetem

Coraz większa część społeczeństwa polskiego doświadcza zjawiska zwanego energetycznym ubóstwem, polegającym na tym, że nie stać ludzi na opłacenie najbardziej podstawowych energetycznych potrzeb.

Energetyka węglowa, dominująca w naszym miksie w 70 procentach, w sposób oczywisty generuje i będzie generować coraz droższy prąd, z powodu dopłat do emisji CO2, o którym nasi politycy wiedzieli już wiele lat temu. Dziś sięgają one już 54 euro za każdą tonę emisji CO2. Z tej wiedzy nie wyciągano żadnych wniosków, co do konieczności zmiany energetycznego miksu Polski, a jeśli już go zmieniano, to wyłącznie w kierunku bardzo niestabilnych i dających małą ilość energii źródeł odnawialnych, głównie wiatrowych i słonecznych. Dlaczego tak się działo? Za energetyką wiatrową i słoneczną oraz energetyką węglową stały dobrze zorganizowane lobbystyczne grupy interesu, a rządzący przyjęli taktykę ulegania im i nie zadzierania z nimi. Tymczasem energetyka jądrowa, mogąca produkować energię w sposób bez-emisyjny i z wydajnością nieosiągalną dla innych źródeł, takiego wsparcia politycznego nie miała i nie ma do dziś, jeśli nie liczyć oddolnie wyłonionych organizacji społecznych, nie posiadających jednak środków finansowych jakimi dysponują zawodowi lobbyści.

Siła polityczna i finansowa ośrodków lobbystycznych nie idzie w parze z siłą technologii, jakie lansują. Energetyka wiatrowa na lądzie ma w Polsce poniżej 25 procent średniorocznego wykorzystania mocy, słoneczna zaś około 10 do 12 procent. Oznacza to ni mniej ni więcej, że ogromny w ostatnich latach wzrost mocy zainstalowanej nie przekłada się na wzrost produkcji energii i energetyczną wydajność tych źródeł. Przykładowo przy mocy zainstalowanej energetyki wiatrowej na lądzie na poziomie 6,6 GW, energia w ciągu całego roku przez nie produkowana wynosi zaledwie 14 TWh (a potrzeby roczne Polski są na poziomie 165 TWh). Fotowoltaika wypada jeszcze gorzej, gdyż przy 4,2 GW mocy zainstalowanej otrzymujemy rocznie mniej niż 3 TWh energii elektrycznej. Projektowane farmy wiatrowe na morzu, przy dużo wyższych kosztach budowy niż energetyka wiatrowa na lądzie mają sięgnąć 11 GW mocy. Ale jak pokazuje praktyka innych krajów, na akwenie wewnętrznym jakim jest Bałtyk osiągnięcie przez te farmy wiatrowe rocznego współczynnika wykorzystania mocy na poziomie 42 procent byłoby ogromnym sukcesem. Więc z 11 GW mocy zainstalowanej, średnio będzie wykorzystywane poniżej 5 GW. Mało tego, bo trzeba doliczyć tu koszty budowy równoległego systemu energetycznego, którego zadaniem byłoby bilansowanie dostaw energii, kiedy wiatru nie ma lub jest zbyt silny i grozi to połamaniem łopat wiatraków. A koszty te to budowa i ciągła eksploatacja elektrowni gazowych. Jest to tzw rezerwa wirująca, pracująca z minimalną mocą gdy jest wiatr, a zwiększająca natychmiast produkcję energii gdy go nie ma. Koszty budowy wiatraków morskich przy wspomnianej mocy są na poziomie 130 mld zł. To koszty absolutnie porównywalne z kosztami budowy 6 bloków jądrowych w Polsce, które mogłyby dać znacznie więcej energii, niezależnie od warunków atmosferycznych. Ile energii dałyby bloki jądrowe?

Przykładowo technologie, wśród których będzie wybierać Polska to około 8 TWh energii rocznie dla bloku jądrowego AP1000 (technologia amerykańska) o mocy 1,15 GW. Dla koreańskiego APR będzie to już 11 TWh rocznie (jego moc 1,345 GW), a francuski EPR dałby nawet 12,5 TWh energii elektrycznej rocznie, przy mocy 1,65 GW.

Przeciwnicy energetyki jądrowej stwierdzają arbitralnie, że zbudować elektrowni jądrowych w naszym kraju się szybko nie da, przytaczając przykład nie sprecyzowanych bliżej krajów europejskich. Zapewne chodzi o budowę prototypowych bloków w fińskim Olkuioto, czy francuskim Flamanville. Jednak bloki prototypowe zawsze buduje się dużo dłużej niż te stawiane później, dla przykładu bloki tego samego typu EPR, których budowa rozpoczęła się później, pracują już w Chinach, podobnie zresztą jak bloki AP1000.

Jednak dopiero koreańska inwestycja realizowana w Zjednoczonych Emiratach Arabskich w miejscowości Barakah dowiodła, jak eksperci od energetyki jądrowej z instytutu ILF się mylą. Zjednoczone Emiraty Arabskie nie mają żadnych kompetencji w dziedzinie energetyki jądrowej, jakie to kompetencje nabyły polskie firmy we współpracy przy inwestycjach zagranicznych. W 2008 roku podjęto w tym kraju decyzję o inwestycji w Barakah, a w 2012 roku rozpoczęto fizycznie budowę. Następnie w 2018 roku oddany został do użytku pierwszy blok, a obecnie trwa załadunek paliwa jądrowego do drugiego. Trzeci i czwarty blok jądrowy tej elektrowni mają rozpocząć pracę w 2022 roku, a stan zaawansowania prac wskazuje, że jest to możliwe. Mamy więc średnio 6 lat na uruchomienie jednego bloku jądrowego, licząc z przygotowaniem, od 2008 roku. Koszt budowy czterech bloków APR o mocy 1345 MWe każdy, zamknie się kwotą 24 mld USD (niecałe 90 mld zł). Ilość energii otrzymanej z tych czterech bloków sięgać będzie rocznie 44 TWh, przeszło dwa razy tyle, ile obecnie ze wszystkich źródeł odnawialnych w Polsce.

To pokazuje prawdę, że praw fizyki się nie przeskoczy i żadna medialna propaganda w tym nie pomorze. 2033 rok to aż nadto czasu na uruchomienie pierwszego bloku jądrowego. Pokazuje też prawdę, jakim kalectwem naszej energetyki i gospodarki jest dzisiejszy brak takich nowoczesnych źródeł. Energetyka jądrowa jest bardzo wydajna, produkuje energię tanio i budowa nie musi trwać długo, jeśli nada jej się odpowiedni priorytet. Czyli innymi słowy do minimum skróci niezbędną biurokrację poprzedzającą budowę, jak pozwolenia, konsultacje itp. To postulat do rządzących. Po drugie rozpocznie szeroką debatę parlamentarną z opozycją, by niezbędny konsensus jednak wokół energetyki jądrowej uzyskać, co jest zgodne z Polską Racją Stanu. I po trzecie wreszcie, wybierze się bez dalszej zwłoki technologię z głównym wskazaniem nie na kwestie polityczne, ale te inżynierskie , techniczne i ekonomiczne.

Alternatywą o jakiej mówi ILF (ale nie o skutkach jej zastosowania) jest bowiem trwałe uzależnienie od importowanego w wielkich ilościach z zagranicy gazu ziemnego, przy braku gwarancji dokonania zasadniczego przełomu w kwestiach magazynowania energii, czy rozwiązania problemów dziś występujących przy technologiach wodorowych. Bo takich gwarancji nikt dać nie może, a polityka energetyczna musi się opierać na realnych, gotowych do zastosowaniach technologiach, a nie na mrzonkach czy zaklinaniu rzeczywistości. Alternatywa wreszcie to drożejąca energia, upadek gospodarki i energetyczne ubóstwo szerokich rzesz społeczeństwa, a niewykluczone, że i racjonowanie energii pochodzącej w dużej części z niestabilnych źródeł pogodo-zależnych. Czy rzeczywiście chcemy iść taką drogą jak Niemcy, mający dziś najwyższe ceny energii w UE dla odbiorców indywidualnych, czy lepiej się zmobilizować i doprowadzić do zbudowania elektrowni jądrowych w naszym kraju.

Lipka: Polska może mieć atom przed 2030 rokiem (POLEMIKA)