Baca-Pogorzelska: Czy będzie polski Hambach?

19 października 2018, 07:30 Energetyka

Jedna osoba nie żyje, obrońcy lasu spacyfikowani przez policję i ataki hakerskie na strony RWE – koncernu, który chce wyciąć las liczący 12 tysięcy lat, by zbudować nową odkrywkę węgla brunatnego. To nie scenariusz filmu, to dekarbonizacja po niemiecku. Czy takie obrazki czekają nas w Polsce? – zastanawia się Karolina Baca-Pogorzelska, dziennikarka „Dziennika Gazety Prawnej”.

Elektrownia Pątnów należąca do ZE PAK. Fot. Mirosław Perzyński/BiznesAlert.pl

Niemcy od lat głoszą, że kończą z wydobyciem węgla. Ale to prawda tylko w połowie, ponieważ faktycznie zakończyli wydobycie węgla kamiennego. Co innego z węglem brunatnym, który wciąż produkują. Zużycie obu tych paliw pozostawmy z boku, bo przecież kamienny wciąż spalają, tyle, że z importu. Bardziej zastanawia mnie, czy to wszystko, co rozegrało się w lesie Hambach może się powtórzyć w Polsce. Otóż u nas przecież, mimo braku znowelizowanej polityki energetycznej państwa, wciąż głośno mówimy o nowych odkrywkach węgla brunatnego i o konieczności ich budowania. Mówi o nich zarówno państwowa PGE, jak i ZE PAK Zygmunta Solorza.

W niemieckim lesie aktywiści mieszkali od ponad 5 lat, policja zaczęła likwidować ich siedziby, zginął człowiek – bloger i aktywista stojący na jednej z likwidowanych platform (spadł, ale nie udowodniono związku między tym a likwidacją). RWE broni się mówiąc, że przecież wykupiło las i robi na swoim terenie co chce. I choć hasła „Hambi bleibt” w Polsce nie przebiły się bardzo głośno, to innogy (sprzedawca prądu w Warszawie) z grupy RWE protestów przed swoją siedzibą w stolicy nie uniknął.

Czy w Polsce taka walka może się powtórzyć? Nie jestem pewna i mam nadzieję, że unikniemy podobnych obrazków. Żadna z planowanych odkrywek bowiem nie ma za zadanie wykarczowania prastarego lasu. Ale każda odkrywka, bez względu na to gdzie powstaje, jest po prostu ogromnie szkodliwa dla środowiska. Oczywiście, mamy też przykłady świetnie zrekultywowanych dziur w ziemi, czy to przez PGE, czy to przez ZE PAK, ale jednak wciąż nasuwa się pytanie, jaki jest bilans korzyści i strat? Zwłaszcza, że do znudzenia powtarzać jednak trzeba, że węgiel brunatny jest najbardziej emisyjnym paliwem, tzn. że jego spalanie powoduje, że do atmosfery dostaje się rekordowa ilość CO2 (tak, tak, większa nawet niż przy spalaniu węgla kamiennego!). Patrząc jednak na derogacje dla Sieniawy i możliwość spalania węgla brunatnego przez gospodarstwa domowe w myśl nowych przepisów o jakości paliw stałych, a także zapowiadana strategia dla węgla brunatnego pokazują, że ze spalania tego surowca Polska nie zamierza na razie rezygnować, choć w bełchatowskiej odkrywce kończy się złoże.

Warto przypomnieć, że we wrześniu PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna wystąpiła o nadanie rygoru natychmiastowej wykonalności dla decyzji środowiskowej dla planowanej odkrywki węgla brunatnego Złoczew. RDOŚ wydał decyzję w marcu. Ta odkrywka miałaby zasilać w paliwo elektrownię Bełchatów albo zmusiłaby do budowy nowego bloku. Transport taśmociągiem ze Złoczewa do siłowni jest zbyt daleki, więc konieczna byłaby linia kolejowa, co zwiększyłoby koszty produkcji energii. Z kolei budowa nowych bloków to miliardy złotych – jeśli już, lepiej byłoby je wydać na nową instalację w okolicach Gubina, gdzie jest więcej lepszego węgla. 
Pytanie tylko, czy naprawdę musimy iść w tym kierunku? Czy nie lepiej byłoby spożytkować te pieniądze na rozwój OZE? W końcu PGE deklaruje przecież budowę morskich farm wiatrowych na Bałtyku. A to też kosztuje. A nie można jednak trzymać za ogon tylu srok…