Baca-Pogorzelska: Finansowa akrobatyka dla Ostrołęki

29 kwietnia 2019, 14:00 Energetyka

Wciąż nie udało się zebrać 6 mld zł na nowy blok węglowy o mocy 1000 MW. Banki sprawy komentować nie chcą, ale pojawiają się kolejne pomysły. W niedzielę miną dokładnie cztery miesiące od wydania polecenia rozpoczęcia prac (NTP) bloki Ostrołęka C. Wielka zbiórka może się zakończyć narodową konsolidacją dystrybucji – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z Dziennika Gazety Prawnej.

Elektrownia Ostrołęka. Fot. Energa
Elektrownia Ostrołęka. Fot. Energa

Według moich dwóch niezależnych źródeł istnieje poważne ryzyko wycofania się z projektu lub zmniejszenia zaangażowania współinwestora, jakim jest poznańska Enea. To według moich rozmówców mogłoby się skończyć w najgorszym razie nawet dymisją szefa grupy Mirosława Kowalika. Ani Enea, ani przyszły operator bloku, czyli Energa nie odpowiedziały na pytania dotyczące finansowania projektu, choć przecież zegar tyka.

Sytuacja jest dynamiczna, bo okazuje się, że styczniowe propozycje finansowania są już częściowo nieaktualne. Z dokumentów przygotowanych na styczniowe spotkanie z bankami wynikało, że Enea powinna wyłożyć 1,275 mld zł, Energa 1,6 mld zł (plus 178 mln zł na sfinansowanie bocznicy kolejowej), 1,5 mld zł stanowiłaby pożyczka od PGE, a 0,2 mld zł od FIZAN Energia, z kolei niemal 2 mld zł miałyby wyłożyć państwowe banki – po 656 mln zł PKO BP, Pekao SA i BGK.

– Ze względu na obowiązujące przepisy dotyczące obowiązku zachowania tajemnicy bankowej nie możemy w żaden sposób odnieść się do ewentualnego udziału banku w tym projekcie – informuje Kamil Piechowski z departamentu komunikacji BGK. – Bank nie komentuje ewentualnych rozmów z klientami na temat finansowania ich inwestycji – uzupełnia Aneta Styrnik-Chaber z biura prasowego PKO BP. Biuro prasowe Pekao SA poinformowało, że nie udziela informacji na tego typu pytania.

PGE (jej też podlega FIZAN Energia) także nie odpowiedziała na pytania w sprawie Ostrołęki. Tymczasem moi rozmówcy twierdzą, że z pożyczkodawcy mogłaby się stać inwestorem, jeśli Enea z projektu by się wycofała. Resort energii z kolei 15 kwietnia informował nas, że ustalanie modelu finansowego trwa. Gdy poprosiłam o doprecyzowanie zwłaszcza, że w niedzielę miną cztery miesiące od polecenia rozpoczęcia prac na placu budowy – odpowiedzi nie było.

Dlaczego rynek patrzy w kierunku PGE? Spółka najpierw pochwaliła się dodatkowym miliardem złotych z praw do emisji CO2 z przejętych aktywów EDF, potem z kolei poinformowała o tym, że rezygnuje z odkupienia akcji spółki jądrowej PGE EJ i pozostanie udziałowcem na poziomie 70 proc. Wreszcie PGE poinformowała o emisji obligacji za 1 mld zł. Nieoficjalnie słyszymy jednak, że ta emisja związana jest z koniecznością zrolowania długu na 3,5 mld zł zaciągniętego na węglowe inwestycje w Turowie, Bełchatowie i Opolu.

Według moich rozmówców zbliżonych do projektu PGE mocno przeciwstawia się pomysłowi bezpośredniego zaangażowania jej w Ostrołękę, bo zdaje sobie sprawę, że ten projekt, zgodnie z wieloma dotychczasowymi analizami nigdy się nie zwróci. Co nie znaczy, że nie może się wesprzeć inwestycji pośrednio. Jak?

– PGE może wejść pośrednio, np. angażując się w Enea Operator – czy to poprzez dokapitalizowanie, czy odkupienie pakietu od Enei. Podobnie zresztą może być z Energa Operator. Środki w ten sposób pozyskane pójdą na Ostrołękę – tłumaczy mój rozmówca. To de facto osłabiałoby zarówno gdańską, jak i poznańską grupę i mogłoby dać początek wielkiej konsolidacji w energetyce. Przypomnę, że rok temu napisałam w DGP, że monopol czy duopol energetyczny to wizja Mateusza Morawieckiego. Dystrybucja przecież to łakomy kąsek – stabilniejsza niż wytwarzanie, regulowana. Tyle tylko, że pozbycie się dystrybucji przez Energę, która ma być operatorem Ostrołęki mogłoby ją kosztować gorszymi ocenami agencji ratingowych. A to mogłoby nieść za sobą poważne konsekwencje. Wydaje się jednak, że ten scenariusz z pośrednim udziałem PGE, która po styczniowym komunikacie giełdowym o dołączeniu do rozmów na temat Ostrołęki nie wydała innego, wydaje się dość prawdopodobny. Bo w takiej konfiguracji PGE nie angażowałaby środków w niepewne aktywo, a zyskiwała inne – bardzo atrakcyjne. A patrząc na jej zapędy konsolidacyjne w sektorze ciepłowniczym, to konsolidacja dystrybucji byłaby po prostu kolejnym etapem wzmocnienia tej największej grupy.

Może to dlatego minister Tchórzewski powtarza, że to właśnie Energa i Enea udźwigną ostrołęcką inwestycję? Portfel inwestycyjny jednak nadal się nie spina, a zaliczka wypłacona inwestorowi, czyli GE Power, wystarczy mu maksymalnie do końca roku. Tyle, że oprócz wspomnianego braku pieniędzy nad Ostrołęką C, czyli nowym blokiem elektrowni, gromadzą się jeszcze inne czarne chmury. Z nieoficjalnych informacji DGP wynika, że zagrożone może być tzw. pozwolenie zintegrowane, czyli kluczowy dokument dla tej inwestycje. Z naszych ustaleń wynika, że może być ono uznane przeterminowane. Chodzi o to, że w 2016 r. stare pozwolenie wygasało, a inwestor spóźnił się z dokumentami o około miesiąc, niemniej jednak nowe pozwolenie zostało wydane. – Wskrzesili martwy dokument mimo iż zmieniły się przepisy prawa ochrony środowiska – mówią nasi rozmówcy. Ekolodzy już analizują tę sprawę.

Jeszcze ciekawsze wydaje się spełnienie (lub nie) unijnych kryteriów konkluzji BAT (najlepsze dostępne technologie) do dyrektywy o emisjach przemysłowych. Otóż mimo iż Ostrołęki C fizycznie jeszcze nie ma, to może być traktowana jako… istniejąca, a nie nowa instalacja. Bo w 2016 r. istniejącymi instalacjami dla konkluzji BAT były te, które miały już zintegrowane pozwolenia. A Ostrołęka miała. Co to w praktyce oznacza? Że przynajmniej w teorii instalacja ta będzie mogła emitować więcej zanieczyszczeń niż taka, która uznana została przepisami za nową. Np. istniejące mogą emitować dwa razy więcej siarki niż nowe. To dla Ostrołęki ważne z punktu widzenia paliwa. Jeśli faktycznie zgodnie z zapowiedziami chce bazować na polskim, to nie będzie musiała inwestować w dodatkowe, bardziej restrykcyjne odsiarczanie (krajowy węgiel ma wyższą zawartość tego pierwiastka niż rosyjski).