Baca-Pogorzelska: Saga o prądzie. Odcinek 542

13 grudnia 2018, 15:00 Energetyka

Łubudubu, łubudubu. Uczciwi, znam uczciwszych. Tradycja. Uwielbiam Bareję. Ale jak jego scenariusze zaczynają się ziszczać w XXI w. obok mnie i na moich oczach, to nie jest mi już do śmiechu – pisze Karolina Baca-Pogorzelska, dziennikarka Dziennika Gazety Prawnej.

Wrzesień. Minister energii Krzysztof Tchórzewski: nie będzie podwyżek cen energii dla gospodarstw domowych na 2019 r. Październik. Premier Mateusz Morawiecki: nie będzie podwyżek cen prądu, to histeria niektórych mediów. Tchórzewski: podwyżki powyżej 5 proc. będą rekompensowane. Listopad. Rekompensaty dla wszystkich. No dobra, nie bardzo wiadomo, co z samorządami. 7 grudnia 2018. Minister energii apeluje do szefów rad nadzorczych spółek energetycznych o oszczędności w całym łańcuchu produkcji prądu. 10 grudnia. Minister energii informuje, że powstanie fundusz rekompensat dla odbiorców indywidualnych i małych i średnich firm, do którego 1 mld zł ze swoich oszczędności dołożą spółki energetyczne (te same, które w URE zawnioskowały nawet o 30 proc. podwyżek cen energii elektryczne na 2019 rok). 11 grudnia. Prezes URE zwraca się do spółek energetycznych o korekty wniosków taryfowych do 18 grudnia. Uważa bowiem, że skoro są w stanie znaleźć 1 mld zł oszczędności, to mogą obniżyć wnioski taryfowe – rekordowe bowiem nie są w tej sytuacji uzasadnione. 12 grudnia. Morawiecki podczas debaty nad wotum zaufania zapewnia, że nie będzie podwyżek cen energii elektrycznej. Resort energii odwraca zaś kota ogonem mówiąc, że ten 1 mld zł ze spółek energetycznych do funduszu rekompensat nie będzie pochodził z oszczędności, a z zysku. Ba – do tego Tchórzewski informuje, że spółki energetyczne wycofają się z podwyżek we wnioskach taryfowych. Po czym RMF informuje, że Tchórzewski wycofał się ze słów o wycofaniu się koncernów energetycznych z lanu podwyżek. Tak tak, niczego nie pomyliłam.

Tak w skrócie wygląda streszczenie trwającej na naszych oczach telenoweli energetycznej, z której zwykły zjadacz chleba nie ma prawa niczego, ale to naprawdę niczego zrozumieć. Co ciekawe premier przekonuje, że wszystko to wina Tuska, bo w 2008 r. Polska podpisała unijny pakiet klimatyczny. Tyle tylko, że jak podaje samo ministerstwo energii np. w latach 2012-2018 ceny prądu w taryfie G spadły o 14 proc., z kolei w porównaniu z latami 2012-2013 podwyżka na 2019 r. mogłaby wynieść ok. 7 proc. To słowa wiceministra energii Tadeusza Skobla jeszcze z poniedziałku. Nie da się bowiem nie zauważyć zarówno droższych praw do emisji CO2, jak i droższego węgla. A nasza energetyka cały czas w 80 proc. bazuje na węglu kamiennym i brunatnym.

Ma wrażenie, że wpadłam w jakiś matrix, że to, co widzę i słyszę na temat cen energii elektrycznej się nie dzieje. Ale się dzieje, a na dodatek ludzie to kupują. I jakoś nikogo nie dziwi, że proponowana ustawa o rekompensatach podwyżek cen prądu (swoją drogą jak gaz zdrożeje, to mi też ktoś dopłaci?) jest planowana tylko na jeden rok. Rok 2019. Ten sam, w którym będą zarówno eurowybory, jak i polskie wybory parlamentarne.

Poza tym nie bardzo rozumiem, dlaczego nikt nie mówi wprost, że planowane podwyżki – przynajmniej na teraz – dotyczą nie całego rachunku, jaki dostajemy, a tej części z energią elektryczną? Jeś.li płacę miesięcznie rachunek w wysokości 100 zł, to energia elektryczna stanowi w nim 40 zł. Planowana podwyżka obejmuje wspomniane 40 zł, a nie całe 100 zł. Czyli 10 proc. na przykład da nam 4 zł miesięcznie, a nie 10 zł, jak niektórym może się wydawać. A to jednak różnica. Nie wiem tylko, czy tłumaczenie tego ma jeszcze jakikolwiek sens. W końcu zarówno minister energii, jak i premier weszli w buty prezesa URE zapominając jakby o tym, że obowiązuje nas jeszcze jakieś prawo energetyczne. A może już wcale nie…