Baca-Pogorzelska: Węglowi szefowie chcą uchylić kartę górnika

16 września 2014, 12:29 Infrastruktura

KOMENTARZ

Karolina Baca-Pogorzelska

Górnictwo 2.0

Niemal 20 stron liczy list podpisany przez szefów KW, KHW i JSW, który trzy tygodnie trafił do (wtedy jeszcze) premiera Donalda Tuska, a także do wicepremiera i ministra gospodarki Janusza Piechocińskiego oraz ministra pracy Władysława Kosiniaka-Kamysza. Dotyczy on „propozycji zmian legislacyjnych w zakresie przepisów właściwych dla funkcjonowania spółek z sektora górnictwa węgla kamiennego”.

W liście czytamy m.in., że prezesi trzech śląskich spółek węglowych największy nacisk kładą na wniesienie do nowej ustawy górniczej zapisów o uchyleniu Rozporządzenia Rady Ministrów z 1981 r. (!!!), czyli Karty Górnika oraz wprowadzenie przepisów, które pozwolą skutecznie uchylić zapisy Ponadzakładowego Układu Zbiorowego Pracy dla Pracowników Zakładów Górniczych (1991 r.) – chodzi o to, by zastąpić je nowymi zapisami ZUZP dostosowanymi do potrzeb każdej ze spółek.

Węglowi prezesi tłumaczą w uzasadnieniu, że zmiany w przepisach (zresztą niewiele młodszych niż sam węgiel czasami…) pozwoliłyby m.in. na uelastycznienie wynagradzania przez likwidację lib włączenie do wynagrodzenia zasadniczego części z ponad 25 składników wynagrodzeń obowiązujących w poszczególnych spółkach, a także np. na powiązanie nagrody rocznej (czyli CZTERNASTKI, bo w górnictwie w ciągu 12 miesięcy dostaje się 14 pensji) z osiągniętym przez daną spółkę wynikiem finansowym. Chodzi również o zmianę możliwości czasu pracy – od dawna kopalnie chciałyby systemu 24/7, jaki jest w Silesii, ale stanowczo blikują to związkowcy, choć chodzi o to, by maszyny pracowały w systemie ciągłym z lepszą wydajnością, a nie ludzie (ci mieliby pracować tak, jak przewiduje KP oraz jak pozwalają warunki geologiczne, wiadomo).

Prezesi chcą też zmian w kodeksie pracy, a przede wszystkim tego, by górnictwo, jak każda inna branża, stosowało się właśnie do KP, a nie innych, specjalnych przepisów, zmniejszenia konieczności konsultowania przysłowiowego wbicia gwoździa czy zamówienia długopisu ze związkami zawodowymi (bynajmniej nie jest tam napisane, że nie chcą żadnych konsultacji ze stroną społeczną!!!), ale np. chodzi o to, by podnieść reprezentatywność zakładowej organizacji związkowej do 30% wszystkich pracowników zatrudnionych w danej firmie węglowej. Pracodawcy chcą także zniesienia obowiązku odprowadzania składek na związki zawodowe przez pracodawcę poprzez potrącanie kwoty z wynagrodzenia za pracę. Proponują także przyznanie pracodawcy, gdy występuje on jako strona sporu zbiorowego, możliwości zwrócenia się do sądu powszechnego o weryfikację legalności formułowanych przez stronę społeczną żądań w trybie przyspieszonym (7 dni). Ciekawym postulatem jest także wprowadzenie wyższego progu uprawniającego do podjęcia akcji strajkowej (bezwzględna większość stanu załogi).

No i wreszcie posiłki profilaktyczne i inne cuda na kiju. Gdy mój dziadek pracował w kopalni w latach 50. czy 60. XX w. posiłki profilaktyczne miały sens. Chodziło o to, by ten bidny górnik nie padł trupem harując na dole, bo w domu się nie przelewa. Dzisiaj posiłki profilaktyczne to pic na wodę fotomontaż, bo górnicy dostają ich ekwiwalent w bonach, którymi hurtowo zapłacą potem za zakupy w supermarkecie.Czemu? Bo obecnie przygotowywanie posiłków  na stanowiskach pracy pod ziemią ze względów sanitarnych jest niemożliwe! Od siebie dodam, że może warto też znieść deputat mlekowy (mhm, jest takie coś), albo faktycznie postawić kraniki z mlekiem po wyjeździe jak w KGHM, bo wtedy jest to uzasadnione (mleko fajnie przepłukuje gardło po wyjeździe z dołu).

Dużo jest jeszcze propozycji w tym liście, ale jak znam życie i górnictwo i tak każdą z propozycji zablokują związki zawodowe. W końcu to one, a nie prezesi spółek węglowych były dotychczas dla Donalda Tuska właściwym partnerem do rozmowy…

Źródło: Górnictwo 2.0